Niechciane dziedzictwo

2.7K 62 10
                                    

Zanim wyszła z pokoju, jeszcze raz spojrzała w lustro. Otarła ostatnią zbłąkaną łzę, przypudrowała miejsce, po którym spłynęła, przeczesała włosy, poprawiła żakiet i nałożyła na usta jeden z wielu w jej repertuarze sztucznych uśmiechów.

– Nadia, pospiesz się! Nie możemy się spóźnić, jak to będzie wyglądało!

– Już idę, tatku!

Dasz radę, głowa do góry, pomyślała, patrząc w swoje odbicie. Codziennie powtarzała sobie te słowa i codziennie coraz bardziej w nie wątpiła. Nie znosiła kłamstw innych, ale jej własne przychodziły tak łatwo, jak oddychanie. Starała się sprostać wszystkim oczekiwaniom, jakie co chwila pojawiały się na jej drodze, jednak jak miała tego dokonać, kiedy ostatnimi czasy nawet wstanie z łóżka wymagało od niej wielkiego wysiłku? Każdego ranka marzyła, by choć na moment być kimś innym. Wyobrażała sobie, że jest zupełnie inną osobą, że jest kimś więcej niż dumą rodziców. Że jest kimś więcej niż Nadią Piperpot, córką Osmonda – zbawiciela świata czarodziejów i wielkiego wizjonera. Lubiła myśleć, że gdzieś, możliwe, że w innym wymiarze, istnieje miejsce, w którym może być wyłącznie sobą, bez ciężaru, który spadł na jej barki w momencie, gdy zaczerpnęła pierwszy oddech na tej ziemi.

– Nadia!

Nie mogła dłużej zwlekać. Zebrała wszystkie swoje siły, wzięła się w garść i zeszła do rodziców. Państwo Piperpot czekali na córkę w salonie, gotowi do opuszczenia domu. Razem wyglądali jak idealna para rodem z nowoczesnych magazynów dla czarownic. Osmond Piperpot prezentował się jak na Ministra Magii przystało, lecz równie dobrze mógłby zająć się modelingiem. Choć wielu jego szkolnych znajomych w tym wieku odznaczało się wystającym brzuszkiem i powiększającą się łysiną, zdawało się, że Osmonda ominęła ta przemiana. Jego idealnie ułożone włosy lśniły od nałożonego na nie żelu. Broda była przycięta w ten sposób, by podkreślić wydatne kości policzkowe. Skrupulatnie wyprasowana szata sięgała niemal do ziemi, nie zasłaniała jednak błyszczących butów ze smoczej skóry. W dłoni Ministra natomiast spoczywała długa, dębowa laska, dodająca mu nie tylko uroku, ale też powagi i grozy. Ludzie szeptali, że gdy był jeszcze aurorem, ta laska stanowiła postrach wśród śmierciożerców, którzy mimo śmierci swojego pana, nadal parali się czarną magią i próbowali zdobyć świat. Ojciec Nadii został zraniony podczas Wielkiej Bitwy o Hogwart, a mimo to stał się legendą w swoim środowisku. Odkąd jednak objął tak wysokie stanowisko, był zmuszony zaprzestać działań nie do końca zgodnych z prawem czarodziejów. Ministrowi Magii nie wypadało dawać upust swym emocjom na więźniach, udawać się w pościg za złoczyńcami ani rzucać Zaklęć Niewybaczalnych, które dawały złudne poczucie władzy nad ludzkim życiem. Czasem Nadia widywała tę żądzę w oczach ojca, szczególnie, kiedy był u kresu wytrzymałości.

Flora Piperpot nie mogła odstawać w żaden sposób od wizerunku wykreowanego przez jej męża, więc spędzała wiele godzin na tym, by wyglądać najlepiej, jak mogła. Krótko ścięte blond włosy zawinęła w drobne ślimaki poprzetykane diamentowymi wsuwkami. Jej usta zdobiła czerwona szminka podkreślająca biel zębów, a złoto-czarna suknia stanowiła idealny zestaw z szatą męża. Nadia także wystroiła się na tę okazję, ubierając komplet przygotowany przez ojca. Żałowała, że nie może ubrać spodni i luźnej koszuli.

– No nareszcie, ileż idzie czekać!

– Przepraszam, tatku.

– Nie ma czasu na przeprosiny, lecimy, moje drogie. Transport już czeka pod domem. Wiley uparł się, byśmy skorzystali z mugolskiego sposobu podróżowania. Będzie wolniej, ale dzięki temu czarodzieje zrozumieją, że stawiamy na współpracę z mugolami. Trzeba świecić dobrym przykładem – powiedział pan Piperpot, podczas gdy żona poprawiała jego krawat.

Gra pozorów || MATTHEO RIDDLEWhere stories live. Discover now