Do hotelu dojechały równo oba samochody. Taehyung poszedł od razu do recepcji, aby wynająć dla nich apartament. Płacił z góry, więc wyciągnął pieniądze z portfela. Wykładając je na ladę, banknoty drżały mu w dłoni. Był coraz bardziej zestresowany i coraz mniej wszystko rozumiał. Żadna z opcji nie była dobra... Ktoś za każdym razem cierpiał.
A on najbardziej nie chciał, aby cierpiał Jungkook.
– Do pokoju poprosimy szampana i dużo lodu. Do tego papierosy... Lucky strike – poprosił recepcjonistę.
– Ile paczek? – zapytał mężczyzna.
– Wszystkie jakie macie – oznajmił Taehyung i skierował się do grupki, z którą przyjechał. Zaprowadził ich do pokoju i jak tylko tam weszli, to otworzył wszystkie okna. Brał głębokie wdechy, ale wydawało mu się, że znalazł się we wrzątku i nie mógł wziąć powietrza.
Jungkook to widział. Obawy jego ukochanego, które chciał rozwiać. W końcu wszystko miało się ułożyć i miało być już dobrze.
– Wszystko w porządku? – zapytał Kook, gdy stali nieco na uboczu.
– Tak – skłamał Taehyung mając szeroki uśmiech.
– Jeśli chcesz...
– Szampan przyjechał – oznajmił głośno Kim widząc wchodzącego do środka lokaja. Przyniósł szampana, a dwóch innych misy z lodem. Natomiast ostatni niósł paczki Lucky strike, które można było liczyć w dziesiątkach.
Tae podszedł wpierw po papierosy i wziął jedną paczkę ze stosiku. Odpalił upragniony tytoń i się nim zaciągnął.
– Otwórzmy jeszcze okna – poprosił patrząc po towarzyszach.
– Otworzyliśmy wszystkie – oznajmił Yeonjun, który właśnie wachlował Yuqi.
– To będzie nam potrzebna siekiera, aby wyrąbać ściany – zaśmiał się nerwowo Taehyung.
Wszyscy widzieli jego dziwne zachowanie. Niby się uśmiechał, kiedy w oczach miał przerażenie. Zaciągał się co chwilę papierosem, jaki miał dać mu ukojenie, ale nic takiego się nie działo.
– Jest tu tak duszno – oznajmił nagle. Podszedł do misek z lodem i wziął jego garść, aby przystawić sobie na kark. Zimna woda zaczęła cieknąć po okrytych koszulą plecach, ale Kim w ogóle nie czuł jej zbawiennego działania. – Kochani, pijcie szampana. To ostatni dzień lata, trzeba to uczcić – zachęcał każdego.
Wziął otwartą butelkę i rozlewał alkoholu do kieliszków. Trzęsły mu się ręce, że prawie cały szampana lądował na stole.
– Ja to zrobię – zasugerował Yeonjun widząc pogarszający się stan Taehyunga. W Kimie rosła panika, a gonitwa myśli go przytłaczała.
Co z Liz?
Co z Lily?
Co z Koo?
Coraz bardziej irracjonalne rzeczy przychodziły mu do głowy. Jego monolog wewnętrzny go wykańczał i doprowadzał na skraj szaleństwa.
– Zostawić konie? Nie mogę zostawić koni, dostałem je od babci, a ona nie żyje. Byłaby zła. I jak uciekniemy hydroplanem? Przecież umrę ze strachu?. A co się stanie z Lily? Może moi rodzice ją przyjmą... Właśnie, rodzice, będę się martwić. A na pojutrze umówiłem się do barbera, to niegrzeczne się nie pojawić – mówił sobie w duchu, gdzie każda z tych myśli szła własnym torem, które się przecinały tworząc coraz większy chaos.
– Te upały są straszne, prawda, Liz? – zapytała Yuqi usiłując odciągnąć uwagę wszystkich od roztrzęsionego Taehyunga. Jednak Elisabeth sama przeżywała wewnętrzny dramat.
CZYTASZ
The Great Jeon | Taekook
FanfictionYeonjun sprowadza się do Nowego Jorku za pracą oraz rozwojem. Co wieczór widzi swojego ekscentrycznego i tajemniczego sąsiada, jak wyciąga dlon w kierunku zielonego światła migającego w posiadłości kuzyna Yeonjuna. Chłopak nie wiedział, że będzie c...