XXI

159 20 0
                                    

Jungkook wjechał na teren swojej posesji. Zatrzymał się na wysokości domu Yeonjuna i myślał, że chłopak wysiądzie, ale nic takiego się nie działo.

– Nie uśniesz, prawda? – zapytał młodszy patrząc na przyjaciela.

– Zapewne nie, młody – oznajmił Kook.

– Posiedzę z tobą – odparł Choi i lekko się uśmiechnął.

Jungkookowi zrobiło się wtedy bardzo miło, tym bardziej że nie spodziewał się, że chłopak będzie chciał mieć z nim coś jeszcze do czynienia.

Dojechali do garażów i Jeon wyszedł, aby otworzyć bramę. Yeonjun utkwił wzrok w żółtym kabriolecie, który dalej pokryty był krwią. Kook spojrzał na niego przepraszająco i wyraźnie było mu wstyd, co musiał ujrzeć przyjaciel.

– Nie zdążyłem posprzątać – tłumaczył się Jungkook.

– Rozumiem – powiedział młodszy. Wysiadł z samochodu i poszedł bliżej kabrioletu. – Pomogę ci to umyć – oznajmił i zaczął szukać szmatek.

– Daj spokój, ja to zrobię – odparł Kook nie chcąc, aby Yeonjun miał krew na rękach.

– Nie mam nic lepszego do roboty. A musisz to dobrze domyć. Nawet jak uciekniecie, policja mogłaby dojść po śladach, że to ten samochód potrącił Martle. Lepiej uważać – powiedział Choi.

Wzięli wiadra i szmatki, po czym zaczęli domywać krew. Z wgnieceń młodszy wyciągnął fragmenty ubrania kochanki Elisabeth.

– Miała na imię Martle? – zapytał Kook, gdy chwilę siedzieli w ciszy.

– Tak – odpowiedział Yeonjun i widział, jak Jeon posmutniał.

– Taehyung naprawdę nie miał szansy jej ominąć – powiedział Jungkook. – Wybiegła tak nagle... Było ciemno, w świetle reflektora pojawiła się za późno – tłumaczył ukochanego.

– Wierzę ci – przyznał młodszy.

– Nie powinienem pozwolić mu prowadzić – dodał próbując wziąć winę na siebie.

– Nie wiadomo, czy gdybyś ty prowadził, to czy potoczyłoby się to inaczej – oznajmił Yeonjun.

– Gdybym zrobił to ja, to Tae nie miałby wyrzutów sumienia – oznajmił Jungkook.

Skończyli myć auto i poszli wylać zakrwawioną wodę do ogrodu. Następnie udali się do wielkiego domu, gdzie cała służba spała. Skierowali się do sypialni i Yeonjun uważniej zaczął się przyglądać zgromadzonym przez Kooka pamiątkom.

– Jeon Jungkook – powiedział cicho młodszy patrząc na medal, jakie milioner dostał na wojnie. – Kim właściwie jesteś? – zapytał Choi patrząc na przyjaciela.

– Sam powiedziałeś. Jestem Jeon Jungkook – odparł wymijająco, ale z uśmiechem.

– Ale kto się za tym kryje? Chyba możesz mi już powiedzieć – stwierdził Yeonjun.

– Pijesz whisky? – zapytał Jungkook, na co Choi mu przytaknął. Jeon wziął stojącą w jednej z szaf butelkę oraz szklanki. Rozlał bursztynowy alkohol i wręczył przyjacielowi. – Moi rodzice nie handlowali tkaninami – oznajmił. – Nie byli też kupcami, jak mówiłem niektórym. Gdzieś kiedyś poszła plotka, że mam powiązania z rodziną królewską i to również nie jest prawdą – dodał. – Moi rodzice zostali tu przywiezieni statkiem, gdzie byli schowani w maszynowni. Pragnęli lepszego życia, jakie miała im dać Ameryka. Nie umieli języka i nigdy się go nie nauczyli. Urodziłem się na wsi, gdzieś na Zachodzie i Bóg jeden wie, gdzie to dokładnie było. Jak mam być z tobą zupełnie szczery, nie jestem pewien, czy mam dwadzieścia sześć lat – wyznał Yeonjunowi. – Byłem ambitny. Znałem ludzi z wioski i to ja dogadywałem się ze wszystkimi. Chciałem być wykształcony, a ledwo umiałem rozczytać szyldy na sklepach. Rodzice nie wiedzieli, jak mnie wspierać, więc im to ułatwiłem. Uciekłem z domu, jak miałem czternaście lat. Znaczy się, myślałem, że tyle mam, bo tyle rodzice mi naliczyli, a nie przywiązywali do tego wagi. Zacząłem więc się tułać po całym zachodnim wybrzeżu. I, młody, czego ja się nauczyłem. Kraść, żebrać, wszystko. Aż pewnego dnia stało się nieszczęście, które dla mnie stało się cudem – mówiąc to podszedł do komody, z której wyciągnął jakieś zdjęcie. – Byłem na wybrzeżu, gdy jego łódź uderzyła o mieliznę – powiedział wskazując na starego mężczyznę z bujną brodą. – Pomogłem mu wypchnąć łódkę, ale ostrzegłem go, że zanosi się na burzę, która jest niebezpieczna. I tak Dan Cody stał się moim mentorem. Przez pięć lat pływałem z nim i zwiedzałem Amerykę. Wiele mnie nauczył... Liczyć, pisać, a do tego dał mi podstawy ekonomii, co bardzo mi się przydało. Muszę ci powiedzieć, że był to bardzo majętny, ale niestety kochliwy człowiek. Pod koniec życia okręciła go sobie wokół palca pewna mieszczanka i choć znali się rok, zapisał jej cały spadek, a mnie całe nic – westchnął Jungkook. – Ale wiele mnie nauczył, więc to co w głowie, zostało ze mną na zawsze. Ledwo wiązałem koniec z końcem, młody. Żyłem podle i w ubóstwie. Do momentu dostania powołania do wojska. Chwilę musiałem się szkolić i w garnizonie poznałem Taehyunga. Zakochałem się w nim na zabój i po wojnie musiałem do niego wrócić. Jednak było mi wstyd. Przed kimś tak bogatym, tak luksusowym... Wróciłem z wojny i wysłałem list. Myślałem, że nie dotarł, ale dopiero niedawno się dowiedziałem, że się myliłem. Nawet nie próbowałem zapomnieć o Tae. Chciałem zmienić status mojego życia, jakkolwiek się do niego zrównać. Aby przy ewentualnym spotkaniu móc mu zapewnić wszystko, na co zasługuje – wyjaśnił Jungkook.

The Great Jeon | TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz