Epilog

387 36 16
                                    

Yeonjun siedział skulony na fotelu w domu Jeona. Miał na sobie garnitur żałobny i był jedynym żałobnikiem, który opłakiwał Jungkooka.

To co działo się po śmierci Kooka to istne szaleństwo. Został zlinczowany przez społeczeństwo. Okrzyknięty był mordercą biednej Martle oraz przestępcą. Wyszły na jaw jego drogerie, gdzie sprzedawał alkohol. Wszyscy mówili o jego brudnych pieniądzach i tworzono okropne historie na jego temat.

Że na wielkich przyjęciach odbywały się orgie ku czci Szatana.

Że podczas bankietów dosypywał do jedzenia narkotyki mające omamić gości.

Że walczył w czasie wojny, ale po stronie państw osi.

Można by tak wymieniać bez końca, a każdy kolejny fantastyczny artykuł wywoływał w Yeonjunie furię.

On znał prawdziwego Jungkooka. Pełnego miłości, trochę zagubionego marzyciela. Dobrego przyjaciela, który zawsze pomoże w potrzebie.

Choi był jedyną osobą, która zajęła się pogrzebem tragicznie zmarłego Kooka. Ludzie tłumnie stawili się na pogrzebie Martle, której nawet nie znali. Pochowana była z mężem, którego czyn wręcz romantyzowano. Ale do Jungkooka nie przyszedł nikt. Nikt oprócz Yeonjuna, który w jego imieniu wpłacił wielką sumę na sierociniec w Nowym Jorku.

Chłopak był zły, smutny i zrozpaczony. Kook zasługiwał na szczęście, którego nie dożył.

Obok Yeonjuna usiadła Yuqi i złapała go za rękę. Ona też nie pojawiła się na pogrzebie, ale Choi sam jej to zasugerował. Nie chciał, aby wywołało to skandal, który mógłby rzucić cień na karierę Chinki. Nie dziwiła go też nieobecność lokaja, bo ten sam mu wyznał, że on już pogrzebał Jungkooka, gdy ochraniał jego ciało przed ciekawskimi dziennikarzami.

– Pociąg mamy za dwie godziny – oznajmiła Yuqi. Wspólnie zaplanowali wyjazd z miasta, które wywoływało w Yeonjunie jedynie złe wspomnienia. Chinka sama mu podsunęła ten pomysł, bo przynajmniej w tej kwestii los im sprzyjał, gdyż dostała rezydenturę w jednym z hoteli w Las Vegas.

– Możesz poczekać na mnie na peronie? Przyjdę tylko... potrzebuję tu jeszcze pobyć – wyznał Yeonjun. Yuqi pogładziła go po policzku i pokiwała głową.

– Dobrze, kochanie – powiedziała i pocałowała go we włosy.

Choi został sam w tym wielkim i dziwnym domu. Gdy przyjeżdżał z rodzinnego Zachodu nie spodziewał się być świadkiem i częścią historii równie pięknej, co tragicznej. Że dane mu będzie obserwować rozkwit miłości szalonej, ale nie mającej sobie równych. Poznał człowieka tajemniczego, który po odkryciu wszystkich kart okazał się być piękną, romantyczną duszą.

Nie znał i nie poznał później nikogo takiego jak Jungkook. Oddanego, pełnego miłości i zdeterminowanego. Coś co inni nazwaliby osiągnięciem życia, on traktował jako środek na zbliżenie się do tego, któremu oddał serce.

Yeonjun usłyszał skrzypienie drzwi wejściowych i wstał, aby do nich podejść. Poczuł wściekłość, gdy zobaczył w holu Taehyunga. Zacisnął pięści i usiłował się na niego nie rzucić.

– Jak mogłeś... – zaczął drżącym głosem patrząc na kuzyna. – On cię kochał... Kochał cię całym sercem, a ty nawet nie przyszedłeś na jego pogrzeb. Nie wysłałeś nawet zasranych kwiatków, pieprzonej kartki z kondolencjami... Nie przyszedłeś do niego, a on na ciebie czekał. – Yeonjun usiłował nie krzyczeć. Kipiała z niego złość oraz bezsilność. Miał nadzieję, że chociaż Taehyung pojawi się na pogrzebie. Będzie chciał ostatni raz pożegnać tego, który dla niego ukradłby księżyc i słońce. Czekał tylko na niego, a Tae nie przyszedł. Liczył, że wyśle jakąś wiadomość, jakoś się wytłumaczy, ale nic takiego nie nastąpiło. Yeonjun zaczął żałować, że w ogóle zaingerował w to, aby Kook ponownie spotkał jego tchórzliwego kuzyna.

– Umarł mi na rękach – powiedział spokojnie Taehyung, na co Choi zastygł. – Byłem tutaj, kiedy umierał... Przyszedłem... za późno – wyjaśnił patrząc smutno na kuzyna, który nagle poczuł ogromny wstyd i skruchę.

– Tae, przepraszam... nie wiedziałem...

– Nie przepraszaj – poprosił Tae machając ręką i lekko się uśmiechnął. – Nie musiałeś wiedzieć i nie dziwię się, że tak reagujesz – dodał i podszedł bliżej Yeonjuna.

– Jak się trzymasz? – zapytał młodszy patrząc na nie pasujący do okazji strój Kima. Miał na sobie białą, lnianą koszulę oraz spodnie w tym samym kolorze. Wyglądał tak sielsko i lekko, jakby tydzień wcześniej nie umarł na jego oczach ukochany.

– Nie jest prosto – wyznał z zaskakującym spokojem. – Pewnie słyszałeś, że Liz i Lily wyjechały – dodał, ale Yeonjun pokręcił przecząco głową. – Powiedziałem jej, kto prowadził auto. Bo to nie Koo, tylko...

– Wiem, że nie on – przerwał Yeonjun, który dalej był zszokowany wyznaniem Taehyunga. – I jak zareagowała?

– Nie odezwała się do mnie – odparł Tae. – Powiedziałem jej wieczorem, a rano nie było ani jej ani Lily. Nie pożegnałem się z moją córką – dodał i pierwszy raz załamał mu się głos. – Doszły już do mnie pogłoski, że wśród rodziny robi ze mnie wariata – oznajmił. – Nie wyprowadzaj ich z błędu – poprosił łapiąc kuzyna za ramię.

– Tae... dlaczego? – zapytał Yeonjun.

– Bo jeśli zostanę uznany za szaleńca, to mojej córce nie będzie nic grozić. Matka w ostatniej chwili wyrwała ją od potwora, który mógłby ją skrzywdzić – wyjaśnił.

– Dlaczego się na to godzisz? – spytał Choi.

– Bo tak będzie dla wszystkich lepiej – odparł Taehyung i oddalił się od kuzyna. – Długo tu jeszcze zostajesz? – zapytał patrząc po domu.

– Za dwie godziny mam pociąg – oznajmił Yeonjun.

– Rozumiem... ja chciałbym tu jeszcze chwilę zostać – wyjaśnił Kim. – Tylko, w samotności... Jak będziesz wychodzić, to mnie nie szukaj – poprosił, a Yeonjun usiłował powstrzymać szklące się oczy. – Dziękuję ci za wszystko – powiedział z uśmiechem i spokojem Taehyung. Skierował się na schody i jechał dłonią po poręczy.

– Kochasz go tak samo, jak on kochał ciebie – oznajmił Yeonjun ukrywając drżenie głosu. – I zawsze tak było – dodał, a Tae kojąco na niego spojrzał.

Nie powiedział nic i wszedł na górę. Szedł korytarzem kierującym go do sypialni Jungkooka. Wszedł do pokoju, gdzie dane mu było być z ukochanym. Popatrzył na zwiędnięte lilie i podszedł do jednego z wazonów. Pogładził suche płatki i usiłował zaciągnąć się zapachem, który był bardzo słaby.

Usiadł na łóżku i pogładził miękką pościel. Ściągnął buty, bo nie chciał pobrudzić białej kołdry. Wyciągnął z kieszeni flakonik z przezroczystą cieczą przypominającą wodę. Odkręcił fiolkę i bez wahania wypił napój.

Ułożył się na poduszce i przymknął oczy.

– Dobry Boże – szepnął. – Jeśli dostanę się do nieba, pozwól mi być z moim ukochanym – powiedział i ciężko wypuścił powietrze.

Usnął z uśmiechem, gdy poczuł silne ramiona, w których miał pozostać już na zawsze.

***

Nie wiem, co napisać Wam w tym epilogu. Było to ciężkie fanfiction, a pewne obrazy nie mogły mi wyjść z głowy. Mam nadzieję, że pomimo zakończenia, opowiadanie wam się podobało.

The Great Jeon | TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz