rozdział drugi

2.2K 111 61
                                    

Barcelona, luty 2023,
obecnie





– Witaj w domu, Danielo.

Wzdrygnęłam się, słysząc te słowa.

Dwa miesiące później znów stałam w tym samym miejscu, z tą samą walizką wypakowaną po brzegi ubraniami, z których połowy pewnie nawet nie założę. Reszta mojego dobytku jechała wprost z Warszawy, a według aplikacji śledzącej lokalizator w jednym z kartonów, nie należało spodziewać się jej zbyt szybko, bo od dobrych kilku godzin utknęła na przejściu granicznym między Niemcami w Francją.

Robert wziął mój bagaż, zamykając mnie w szczelnym uścisku. Nie widzieliśmy się dwa miesiące, co ze wględu na moje wcześniejsze stosunki z siostrą nie było przecież niczym wyjątkowym. Wtedy jednak, przytulając się do jego umięśnionego ciała, pomyślałam że minęły całe wieki.

Luty w Barcelonie był nieco cieplejszy niż grudzień, ale nadal nie była to typowa, hiszpańska pogoda, na jaką liczyłam wyjeżdżając z zaśnieżonej po kolana Warszawy. Na przykładzie Roberta, który ubrany był tylko w krótkie spodenki i t-shirt liczyłam, że również mi wystarczy kilka miesięcy, by się tu na dobre zaadaptować.

– Dziewczynki nie mogą się już doczekać, kiedy cię zobaczą. Co u mamy? - zapytał, wrzucając moją walizkę na tylne siedzenie czarnej G-klasy Anki.

– Wszystko gra. Kazała was pozdrowić i uściskać od niej dzieciaki.

Co niezwykle mnie dziwiło, mama była osobą najbardziej przeciwną mojemu wyjazdowi do Barcelony, choć to ona zawsze strasznie naciskała na to, byśmy jako siostry zacieśniły swoje więzi. Kiedy powiedziałam o tym pomyśle tacie, ucieszył się, mówiąc że będzie to dla mnie doskonała okazja do podszkolenia języków. Słysząc to, moja rodzicielka rozpętała awanturę na cały dom, że nie po to poświęcała się dla swoich córek, by teraz obie mieszkały setki kilometrów od niej.

Ojciec był przerażony, gdy w ramach buntu zapowiedziała, że skoro doskonale radzimy sobie bez niej, to ona pieprzy taki interes i obiad również mamy zrobić sobie sami, więc tego dnia oboje wylądowaliśmy w pierwszej lepszej restauracji na przedmieściach stolicy.

Mama jest w szoku, bo chyba nie była gotowa na to, że nasza młodsza córeczka jest już dorosła - powiedział wtedy, wsadzając do ust kawałek żylastego kotleta schabowego. – Nie przejmuj się tym, przejdzie jej, jak zwykle zresztą. Pokrzyczy, pokrzyczy, a w końcu i tak uzna, że to twoje życie, Danielo. Rób to, co podpowiada ci serce.

Jednak mamy nie przekonał nawet argument, że wyjazd do Hiszpanii był jedynym sposobem na to, by zamknąć usta mojemu durnemu promotorowi, który po tym, jak na obronie pracy inżynierskiej nie potrafiłam wyjaśnić korelacji między elektrodą tlenową a manometrem w fotobioreaktorach służących do hodowli alg, prawie zabił mnie śmiechem. Jeszcze tego samego wieczora złożyłam wniosek o udział w tym cholernym projekcie badawczym, choć nie spodziewałam się, że mnie wybiorą. Selekcja nie była najwyraźniej przeprowadzana jedynie w oparciu o średnią, bo po tym, jak zaznaczyłam, że jestem sobie w stanie samodzielnie zorganizować stałe miejsce pobytu, odpowiedź przyszła już po dwóch dniach. Chociaż badanie ludzkich czynników krzepnięcia nigdy nie znajdowało się w kręgu moich zainteresowań, dla dobra własnego zdrowia psychicznego byłam w stanie się poświęcić. Poza tym perspektywa realizowania mojej magisterki na Uniwersytecie Barcelońskim brzmiała naprawdę kusząco - zwłaszcza, że rekrutacja na dany kierunek poza oczywistym dyplomem ze studiów pierwszego stopnia, zakładała jedynie znanie języka angielskiego w stopniu komunikatywnym, z którym akurat nie miałam żadnego problemu.

Dopiero po tym, jak odesłałam stos podpisanych papierów, zadzwoniłam do siostry z prośbą, czy mogłaby mnie przenocować. Słyszałam, jak zachłysnęła się powietrzem, gdy na pytanie ile czasu spędzę w Barcelonie, odpowiedziałam, że właściwie to półtora roku. Nie byłam zadowolona z tego, że muszę prosić Anię o przysługę, ale gdyby tylko mama dowiedziała się, że mi odmówiła, pewnie nas obie skróciłby o łeb. Z naszej trójki tylko Robert był pełen optymizmu, twierdząc, że to doskonały pomysł i że w zasadzie to i tak mają jeden wolny pokój na zbyciu. Umowa ta była obustronną korzyścią, ponieważ po tym, jak Stefania zrezygnowała z pomagania im przy dziewczynkach ze względu na swoje problemy z kręgosłupem, szukali kogoś, kto na dłuższą metę zajmie się ich córkami. Ja zatem miałam mieszkanie, a oni darmową niańkę dla swoich dzieci. To nie mogło się nie udać.

czynnik miłości | pedriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz