rozdział trzeci

2K 94 25
                                    

— Na tej podstawie możemy wysunąć teorię, że produkcja rekombinowanych białek najskuteczniej zachodzi z wykorzystaniem systemów prokariotycznych, szczególnie korzystając z organizmu modelowego, jakim jest pałeczka okrężnicy - niska dziewczyna, stojąca na podeście dumnie poprawiła okulary na nosie, z wyższością spoglądając na zebraną przed nią publiczność. – To wszystko, dziękuję za uwagę.

Wiedza to potęga, Danielo. Nasz świat składa się z materii, my składamy się z materii. Nauka to klucz do zrozumienia tego, co nas otacza - mawiała moja nawiedzona profesorka od chemii fizycznej. W tamtej chwili, opierając czoło o blat jednego z rozsuwanych stolików na samym końcu ogromnej auli, miałam ochotę po prostu umrzeć z nudów.

Gromkie brawa utwierdziły mnie w przekonaniu, jak dobrą robotę wykonała moja przedmówczyni. Mężczyzna w eleganckim garniturze, znany także jako doktor Raphael Rousseau, podniósł się z siedzenia i ruszył w kierunku sceny.

— Moja wspaniała inżynierantka - zaczął, spoglądając na stojącą u jego boku dziewczynę, a w jego oczach tliła się duma. – Panie i panowie, badania rozpoczęte przeze mnie, a kontynuowane przez Flavię Rodriguez, tylko potwierdzają fakt, że poza oczywistą systematyką i diagnostyką molekularną wirusów, obecnie powinniśmy zwrócić uwagę także na sposób, w jaki oddziałują one na swoich gospodarzy. Na przykładzie wektora fagowego, opartego na dobrze znanym nam bakteriofagu lambda, oraz jego gospodarza, Escherichia coli, możemy zbadać sposób integrowania do genomu, przebieg cyklu życiowego, a także, co interesuje nas najbardziej, strategie, jakie obierają wirusy przy niekorzystnych warunkach środowiskowych. - mówił, a publiczność słuchała go jak zaczarowana. Wszyscy, poza mną, bo akurat mnie średnio interesowały metody produkcji rekombinowanych białek czy kwestie patogenów. – Pandemia nauczyła nas poszukiwania alternatywnych dróg, które pozwolają poznać nieprzetarte jeszcze w nauce szlaki. To, czy je wykorzystamy, zależy tylko i wyłącznie od nas samych. Musimy spojrzeć szerzej, zainteresować się czymś, co dotychczas wydawało nam się nieistotne. Jestem nieprawdopodobnie wdzięczny, że mogłem być częścią tych wspaniałych badań - złożywszy ręce na wysokości mostka, odwrócił się w jej stronę.

Potem mówił coś jeszcze o tym, że rozpiera go duma, widząc pierwszą publikację swojej dypomantki na łamach któregoś z popularnych czasopism maukowych. Nie wiem którego, bo wyłączyłam się gdzieś po kwestii wszyscy tu zgromadzeni jesteśmy naukowcami. Większej bzdury dawno nie słyszałam - połowa z nas po tych pieprzonych studiach i tak zatrudni się na kasie w supermarkecie czy w korporacjach, które nie mają nic wspólnego z naszym wykształceniem.

Później pamiętam, jak owa Flavia Rodriguez odpowiadała na kilka pytań dlaczego uważa, że hodowle prokariotyczne są lepsze od eukariotycznych, dlaczego użyła tego konkretnego szczepu, czy skąd pochodziły odczynniki. Nie mogłam skupić się na osobach, które je zadawały, bo cały czas wpatrywałam się w jeden odległy punkt na mównicy, próbując przypomnieć sobie jak się nazywam i dlaczego tu jestem.

Nic nie stresowało mnie tak jak fakt, że już na pierwszych zajęciach musieliśmy się pochwalić swoim dotychczasowym dorobkiem naukowym. Miniony, spędzony w laboratorium rok, nie poszedł na marne, a ja nie zamierzałam umniejszać moim osiągnięciom, choć ostatnim, co miałam zamiar robić, było opowiadanie o moich badaniach jakimś zarozumiałym dzieciakom z bogatych rodzin. Nauka jest jednak bezwzględna i nie przyjmuje skromności - albo opisujesz wyniki, albo ktoś inny tworzy z nich własną publikację, więc gdy tylko doktor Rousseau wyczytał moje nazwisko, oczywiście z błędem, wymawiając wogt, zamiast fokt, zacisnęłam zęby i chwytając moją pracę inżynierską, ruszyłam w kierunku rzutnika.

Schodząc po schodach patrzyłam w dół, by nie potknąć się o własne nogi i nie wyrżnąć jak długa przy pięćdziesięciu osobach, które tylko liczyły na moją porażkę. Przełknęłam głośno ślinę i podłączyłam mój pendrive do komputera, klikając kursorem na prezentację, nad którą spędziłam cały ranek, bo oczywiście przypomniało mi się o niej w chwili, gdy zadzwonił mój budzik. Chociaż dwa razy sprawdzałam jej poprawność stylistyczną i gramatyczną podczas drogi na uczelnię, nadal obawiałam się, że zrobiłam jakąś nieznaczącą literówkę albo niepoprawnie odmieniłam któryś z czasowników, co w przypadku alf i omeg siedzących przede mną byłoby nie do pomyślenia.

czynnik miłości | pedriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz