– Niespodzianka!
– O ja pierdolę - wymsknęło mi się i natychmiast zasłoniłam usta dłonią, bo babcia już groziła mi tym swoim krzywym palcem. – Co jest grane?
– Witaj na swojej tajnej imprezie urodzinowej! - Lena rozwinęła mi na twarzy swój papierowy gwizdek, zakładając na szyję kolorowy łańcuch kwiatów rodem z Lilo i Stich. – Sto lat, stara krowo!
Patrzyłam jak oniemiała na grupkę ludzi zebranych w salonie Lewandowskich, kołyszących się do pierwszych dźwięków In Da Klub 50 Centa. Byli tu prawie wszyscy, których uważałam za bliskich sobie - Ania z Robertem, Klarą i Laurą, moi rodzice, babcia Zosia, Nicola, Lena, Ines z Gabrielem, Mikky, Frenkie, Sira i Ferran, Alejandro, Ansu z Gemmą, Eric i Pablo Torre, a nawet Wojtek Szczęsny i Marina.
– Go, shorty, it's your birthday - Zalewski udając zawodowego rapera przyłożył sobie do ust jeden z mikrofonów z zestawu do karaoke, wymachując dłonią niczym Eminem.
– We gon' party like it's your birthday - wtórował mu Robert, trzymając w ręku wielką tubę z confetti.
– We gon' sip Bacardi like it's your birthday - dołączył do nich Wojtek, założywszy na głowę różowy kapelusz kowbojski. – And you know we don't give a fuck it's not your... Oj, wybaczcie koledzy, miało być do trzeciego wersu. Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam! - zaśpiewał nieskrępowany, pobudzając tłum gości.
Klara z Laurą, ubrane w czapki z prostym daszkiem należące do Roberta i podprowadzone matce okulary przeciwsłoneczne Celine, zapieprzały po salonie z piskliwymi gwizdkami, a w ślad za nimi między nogami gośćmi manewrowała Pepa, nie wyrabiając na zakrętach na tych swoich tłustych przeszczepach. Ferran i Eric już otwierali szampany, krzycząc donośne "padnij!", Sira płakała ze wzruszenia, Gemma znów spierała się o coś z Ansu, a babcia Zocha przygruchała sobie już Nicolę i razem z nim wznosiła toast drinkiem, który miał w sobie widocznie więcej wódki niż soku, bo był prawie przezroczysty. Ania biegała z tacą pełną kryształowych kieliszków rozdając je gościom i drąc się na Torresa, by ten nie rozlał alkoholu na jej turecki dywan, a Lewandowski trzymał sobie ponad głową głośnik, podskakując z nim niczym Michael Scott w kultowej scenie The Office, krzycząc w niebogłosy "everybody dance now", które do dudniącego wokół 50 Centa miało się jak wół do karocy. Marina na polecenie mojej siostry starała się filmować cały ten pierdolnik na kółkach, a rodzice już biegli do mnie obładowani prezentami niczym cygański tabor. W ślad za nimi ruszyła także Zocha, a wcisnąwszy mi w dłoń sto euro jak zawodowy hazardzista szturchnęła mnie w ramię i skinęła porozumiewawczo głową w kierunku Erica.
– No, ten jest fajniutki - puściła mi oczko, uśmiechając się rezolutnie.
– Babciu, nie podrywaj mi kolegów - pisnęłam, przytulając ją do siebie. – I ty, Brutusie, przeciwko mnie - dodałam żartobliwie, bo nie dalej jak tego samego ranka przez telefon uparcie twierdziła, że wieczorem wybiera się do kościoła na roraty.
– Jaki piękny świat, jaki piękny świat, gdy się ma dwadzieścia lat - zanucił Wojtek, przepychając się między gośćmi w moim kierunku z ogromnym bukietem kolorowych żelków. – No, co prawda ty masz już dwadzieścia trzy i jedną nogą jest ci bliżej do trzydziestki, a stamtąd już do piachu, ale...
– Boże, przestań dziadu, bo wstyd przynosisz - sarknęła wyraźnie zniecierpliwiona Marina, omijając męża. – Wszystkiego najlepszego od twojej ulubionej ciociuni!
– I wujaszka! Żyj nam sto lat, donna Daniela!
– Rany, jesteście kochani - zaśmiałam się, znikając w objęciach brunetki, odebrawszy od niej bon podarunkowy do Sephory, na który miałam już pomysł. – Co wy tu w ogóle robicie?
CZYTASZ
czynnik miłości | pedri
FanfictionBarcelona miała być tylko półtorarocznym przystankiem na jej drodze - pięknym, słonecznym, ale przejściowym. Podczas gdy Danielę pochłonęło badanie czynników krzepnięcia, Pedro starał się udowodnić jej, jak ważny jest czynnik miłości. „Nie zrozumci...