Rozdział 1: It was long ago now

1.2K 54 4
                                    

  Ciągle walki o przetrwanie to było coś, czym był zmęczony świat. Chociaż nie do końca były o przeżycie. Ludzie chcieli wybić wszystkie blade demony, zwane wampirami. Zaraz po pojawieniu się tych stworzeń wszędzie zapanował chaos. Ludzie wpadli w panikę. Uciekli z miast i zaczęli mieszkać we wioskach, które były budowane na masową skalę. Wszyscy się bali, a mimo to ktoś musiał podjąć z nimi walkę.

  W krótkim czasie zaczęło brakować żołnierzy. Wielu ginęło na froncie. Wielu ciał nigdy nie odnaleziono. Władze kraju podjęły bardzo ryzykowną decyzję. Zaczęli werbować osiemnastoletnich chłopców. Wysyłali ich na specjalne szkolenie, gdzie byli uczeni posługiwania się bronią, mordowania wampirów i wielu innych rzeczy, które mogli wykorzystać na polu bitwy. Zaraz po nim byli wysyłani w teren. A dziś właśnie nastał ten dzień. Dzień, w którym Laurenty został zmuszony do porzucenia swojego dotychczasowego życia i zawalczenia za rasę ludzką.

  Skończył wiązać buty, co nie było proste. Śliskie sznurówki nie ułatwiały sprawy. Wręcz przeciwnie. Po skończeniu tej na pozór prostej czynności, oparł swoje ręce na udach. Wlepił wzrok zielonych oczu w podłogę. Jego myśli tworzyły coraz to czarniejsze scenariusze. Tak bardzo się bał, że nie był w stanie zapanować nad własnym ciałem. Nie mógł zmusić się do wstania.

  Po długich sekundach walki ze sobą, które wydawały się wiecznością, wstał z miejsca. Łóżko wydało z siebie skrzypnięcie, przerywając dołującą ciszę. Rozejrzał się po raz ostatni po pokoju. Wodził spojrzeniem po wszystkim, co się dało. Chciał zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Nie wiedział, kiedy tu wróci, ani czy w ogóle to się stanie.

  Głośne westchnienie opuściło jego usta. Chwycił za plecak, leżący do tej pory na krześle. Poprawił swoją mundurową kurtkę. Spojrzał na swoje lustrzane odbicie. Ciemne blond włosy miał zaczesane do tyłu, jednak kilka niesfornych kosmyków swobodnie leżało na czole. Był dość blady, przez co bardzo odznaczały się jego ciemne piegi na nosie i policzkach. Na pierwszy rzut oka wydawał się być wątły, ale pod ubraniem skrywał delikatny zarys mięśni, których nabawił się na szkoleniu.

  Zszedł na dół, kierując swoje kroki do kuchni. Stanął w progu pomieszczenia. W ciszy patrzył na swoich rodziców. Najpierw skupił się na matce. Kobieta wydawała się być istną oazą spokoju. W rzeczywistości trzęsły się jej ręce, a łzy same cisnęły się do oczu. Z trudem je powstrzymywała. Natomiast jego ojciec, który zwykle czytał poranną gazetę, siedział lekko zgarbiony. Patrzył bez wyrazu na swój kubek ze stygnącą kawą. Przeklinał w myślach cały rząd, przez który mógł stracić swoje jedyne dziecko.

  – Mamo, tato... – zaczął niepewnie Laurenty. Oboje spojrzeli na nastolatka. Jego rodzicielka nie wytrzymała. Słone łzy zaczęły płynąć po jej policzkach, zostawiając za sobą mokre ślady.

  Podszedł do kobiety. Czule pocałował ją w czoło, po czym ją przytulił. Słyszał tylko stłumiony szloch, przez który krajało się serce. Spojrzał kątem oka na ojca. Mężczyzna bez słowa zamknął ich oboje w szczelnym uścisku. Starszy z trudem powstrzymywał płacz. Chciał być silny, jednak to było trudniejsze niż mogło się wydawać.

  – Trzymaj się tam, Laurenty. Wróć do nas cały i zdrowy – zwrócił się do syna, łapiąc go za ramiona, kiedy skończyli się przytulać.

  – Wrócę, obiecuję. – Jedną dłoń uniósł do góry, a drugą przyłożył do serca. Czuł jego szybkie i nierówne bicie.

  – Jesteś silny. Dasz sobie radę. – Posłał mu słaby uśmiech. – A teraz już idź. Nie możemy tego przeciągać w nieskończoność.

  Laurenty kiwnął głową. Patrzył na nich, chcąc zapamiętać każdy najmniejszy szczegół. Każdą zmarszczkę, pieprzyk, a nawet pęknięcie na ustach. Znów ich przytulił. Szeptem powtarzał, że wróci i nie muszą się martwić. Zaraz po tym wyszedł, żeby się nie rozpłakać, a do tego niewiele brakowało.

Artificial Vampire |Boys Love|Where stories live. Discover now