Rozdział 18: I'm dreaming of

389 30 0
                                    

  Kolacja minęła w napiętej atmosferze. Adria od razu zauważyła, że coś między nimi było. Ze wszystkich sił starała się poprawić ten stan rzeczy, jednak nie dała rady. Żaden z nich nie chciał współpracować.

  Zaraz po posiłku Severy zmył się do swojej sypialni. Adria chciała z nim porozmawiać, ale nie otworzył. Westchnęła, wracając do kuchni z myślą, że uda jej się coś wyciągnąć z Laurentego, lecz ten też zniknął. Poddała się i rezygnacją spojrzała na stos naczyń w zlewie.

  W tym samym czasie Laurenty siedział w swoim pokoju. Leżał na łóżku z kończynami wyciągniętymi na wszystkie strony świata. Wpatrywał się w sufit, jakby to była najciekawsza rzecz na świecie.

  Sam nie wiedział, jak w tej chwili powinien się czuć. W głowie miał mętlik. Chociaż znał go krótko, to w życiu by nie posądził wampira o kierowanie się instynktem.

  "Dlaczego jeszcze mnie nie ugryzł?" – przeszło mu przez myśl. Skoro pragnął jego krwi i tyle się natrudził, żeby go sprowadzić, to czemu się nie napił? Przecież powinien zrobić to już dawno temu.

  Noc minęła wyjątkowo szybko, a on nawet na chwilę nie zmrużył oka. Przez cały ten czas rozmyślał o słowach Severego i nic nie wymyślił. Starał się znaleźć odpowiedni powód, dla którego wampir nie zatopił w nim kłów, ale każdy z nich wydawał się być głupi.

  Wsparł się na łokciach, żeby spojrzeć na zegar ścienny. Wskazówki pokazywały kilka minut po siódmej. Gwałtownie wstał z łóżka i pomaszerował do sypialni Severego. Wszedł tam bez pukania.

  – Puka się... – warknął Severy. Stał tyłem do drzwi, więc spodziewał się siostry. Ona często, a raczej nigdy nie pukała do drzwi. Zawsze wchodziła, jak do siebie.

  – Dlaczego? – spytał, a wampir spojrzał na niego kątem oka. Zaciągnął się papierosem.

  – Dlaczego co? – zmarszczył brwi, nie rozumiejąc, o co mu chodziło. Wytarł niedopałek w dno popielniczki. Całkowicie odwrócił się w stronę przemienionego i skrzyżował ręce na wysokości piersi. Posłał mu wyczekujące spojrzenie.

  – Dlaczego nie napiłeś się mojej krwi? – zapytał. Przełknął ślinę, bojąc się samej odpowiedzi. Nie bał się Severego. W zasadzie ten nigdy nie wywołał w nim strachu. Nawet w okresie więzienia.

  – Bo nie mogę. – Wzruszył ramionami. Dla niego to było oczywiste, ale nie dla Laurentego, który tylko na niego patrzył z niedowierzaniem.

  – Jak to nie możesz? – Po głosie było słychać, że był wyraźnie zdziwiony.

  – Kiedyś ci mówiłem, że ugryzienie wampirów mogą mieć jakieś głębsze znaczenie. Wymieniając się ugryzieniami, deklarują sobie miłość i to jest coś w stylu nieformalnego ślubu – wyjaśnił. Dopiero wtedy chłopak połączył fakty. Wampir wyminął go, udając się do kuchni.

  – Gdybyś wtedy mnie nie zmusił, to byś mnie ugryzł? – zapytał, gdy tylko dogonił Severego.

  – Być może. – Kolejny raz wzruszył ramionami. – Od dziecka jesteśmy uczeni, żeby nie podążać za instynktem, więc możesz czuć się bezpieczny.

  – Nie boję się – szepnął, czego wampir nie usłyszał. Szum czajnika skutecznie go zagłuszył. Do Severego doszedł tylko stłumiony bełkot, którym się nie przejął. Zamiast tego przygotował sobie kawę.

  – Dziś wracasz sam – powiedział, gdy skończyć robić swój napój. Oparł się o szafkę i spojrzał na Laurentego. – Dasz sobie radę?

  – Tak – odpowiedział niemal automatycznie.

  – Świetnie. Idź się ubrać i coś zjedz. Za pół godziny jedziemy – poinformował go, po czym zaczął sączyć jeszcze gorący napój.

*~*

  Przez cały dzień był pogrążony w myślach. Na niczym nie mógł się skupić. Nawet nie tknął obiadu, tylko dłubał widelcem w makaronie. Głowę miał opartą o rękę i pustym wzrokiem wpatrywał się w swoje danie. Głośno westchnął, nakładając odrobinę na widelec, po czym wetknął to sobie do ust.  Przeżuwał przez chwilę, zanim połknął. Ten posiłek był mdły, bez smaku. Mimo to zmusił się do zjedzenia całości.

  – Kiedy możemy zacząć działać? – zapytał Brian, kiedy zostali sami na stołówce. W odpowiedzi otrzymał wzruszenie ramionami. – A może wyjeżdża na misję w najbliższym czasie?

  – Nie mam pojęcia – westchnął. Osunął od siebie pusty talerz i położył głowę na blacie stołu. – Ale chyba zaczął mi ufać. Dziś wracam bez niego. W zasadzie od początku daje mi dużo swobody.

  – To niesamowite. – Klasnął w dłonie z podekscytowania. – W takim razie już można zacząć przygotowania.

  – Na czym dokładnie polega ten plan? – Uniósł odrobinę głowę do góry. Brian jeszcze nie zdradził mu dokładnych szczegółów.

  Plan Briana był prosty, a przynajmniej w jego mniemaniu. Chciał zacząć podtruwać kurczaki z fermy, żeby te zachorowały. Potem musieli tylko wkraść się na samochód, którym mieli przywieźć nowe zwierzęta.

  Brzmiało łatwo, jednak z wykonaniem mógł być problem, a w szczególności jego druga część. Ciężarówkę zwykle pilnowała para wampirów, żeby nikt nieporządny tam się nie zbliżył. Na całej fermie pracowało mnóstwo przemienionych, którzy czekali na okazję do ucieczki. Było już kilka takich incydentów, mimo to Brian chciał spróbować tego sposobu. Wydawał się być najbardziej pod ręką i najmniej ryzykowny.

  Laurenty patrzył na niego znużony, słuchając planu. Kilka razy skinął głową na pytanie, czy rozumie daną część. Zaraz po tym zabrali się do dalszej pracy, gdyż za długo siedzieli na stołówce.

  – O czym marzysz? – zapytał nagle Brian. Oparł się bokiem o futrynę od wejścia do szopy. Obserwował, jak Laurenty przesypywał ziarno do wiadra.

  – O czym marzę... – powtórzył. Skupił spojrzenie na ziarnach. W zasadzie nigdy o tym nie myślał. Kiedyś, jako dziecko miał marzenia, jednak z wiekiem odsunął to w kąt. Żyli w świecie, w którym takie rzeczy musiały zejść na dalszy plan, ale w obecnej sytuacji miał coś, co mógł nazwać marzeniem. – Chciałbym zobaczyć rodziców.

  – Masz już motywację, więc przestań się wahać. To nie są nasi przyjaciele i nigdy nimi nie będą – powiedział łagodnie, chociaż każde słowo cedził przez zęby. Laurenty przełknął ślinę.

  Spojrzał w tamtą stronę, jednak przemienionego już nie było. Czy zaufanie Brianowi to był dobry pomysł? Pokręcił głową, skupiając się na swoim zajęciu. Musiał mu zaufać. On był jego jedyną drogą do domu. Ale czy dobrze robił?

/Piosenka z mediów: "Magic" – K-391, Brother Leo/

Artificial Vampire |Boys Love|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz