Rozdział 11: Someone take me home

488 32 2
                                    

  Ten czas wydawał się być ułamkiem sekundy. Kapturnik ledwo wyszedł z sali, a już zdążył wrócić. Dało się wyczuć jego złość. Światło znów się zapaliło. Laurenty powoli wstał na nogi. Trząsł się niczym galaretka.

  – Podjęcie tej decyzji nie było łatwe, ze względu na wybryki przemienionego, jak i Versa. Jednak postanowiłem darować mu życie. A ty – tu wskazał palcem na Severego – będziesz ponosił wszystkie konsekwencje za jego czyny. Licz się nawet z karą śmierci.

  Po sali rozległy się szepty, a gwar szybko potęgował. Większość zgromadzonych osób była przeciwna tej decyzji. Zaczęli buczeć, krzyczeć, a niektórzy nawet rzucali papierowymi kulkami, które niewiadomo skąd wzięli. Laurenty czuł tą bijącą od nich nienawiść. Nie chcieli, żeby został jednym z nich. Nie pasował tutaj. Nigdzie już nie pasował.

  – Jestem świadom tego ryzyka, jednak zapewniam, że żadnych problemów nie będzie – zapewnił.

  – Rozkuć go – padł rozkaz. Od razu ktoś przybiegł. Z nienawistnym spojrzeniem patrzył na Laurentego, któremu rozpiął kajdanki. Po całej procedurze zniknął w cieniu

  Laurenty nie mógł w to uwierzyć. Był wolny. Oficjalnie był wolny. Nie do końca, ale jednak. Bycie pod opieką Severego to był jego najmniejszy problem, z którym na tę chwilę nic nie mógł zrobić.

  – A teraz wynocha, zanim zmienię zdanie – warknął kapturnik. Przyglądał się, jak Severy złapał chłopaka za ramię i zaczął go prowadzić go na korytarz.

  Szli w milczeniu. Severy zerkał co chwilę przez ramię. Wyraz twarzy Laurentego był nijaki. Ciężko było odgadnąć, o czym myślał. Kłębiło się w nim tyle emocji, że sam nie wiedział, jak miał się czuć. Było tego za dużo jak na jeden dzień.

  Dotarli na zewnątrz. Było pochmurno i mgliście. Delikatnie kropiło, co było praktycznie niewyczuwalne. Wsiedli do samochodu, gdzie Severy mógł wreszcie odetchnąć z ulgą i wypuścić z siebie cały ciężar stresu, jaki mu towarzyszył. Tak szczerze nie wierzył w to, że jego wniosek przejdzie. Był gotów posunąć się do ostateczności, żeby uwolnić tego dzieciaka. W końcu obiecał mu to zrobić, a on zawsze dotrzymywał obietnicy, bez względu na wszystko.

  "Więc to stąd to zachowanie Apisa" – pomyślał. Nie zdawał sobie sprawy, jak wiele jego zachowań przeszło na wilkołaka. Był uparty niczym osioł. Ten też dążył do celu bez względu na wszystko. Z ledwością odciągnął Apisa od pomysłu wparowania do ośrodka i zrobienia tam burdy.

  Przekręcił kluczyk w stacyjce, odpalając silnik. Wykręcił, po czym wyjechał z terenu ośrodka.

  – Słyszałeś go? – zapytał, zerkając kątem oka na Laurentego, który właśnie skończył zapinać pasy i wygodniej usadowił się na fotelu.

  – Tak, słyszałem – powtórzył cicho. Skupił swoje spojrzenie na widoku przed sobą, jakim była leśna droga.

  – Masz być grzeczny. A jak coś przeskrobiesz, to osobiście cię skrzywdzę – powiedział. Wrócił do patrzenia na drogę. Nie otrzymał odpowiedzi, ponieważ chłopak zasnął. Był wykończony tym dniem.

  Severy zacisnął dłonie na kierownicy. Wypuścił powietrze z ust. Lekko uchylił okno. Jedną ręką sięgnął do schowka, gdzie zwykle trzymał papierosy. Ku jego zadowoleniu były. Wcisnął sobie jednego do ust i zaczął poszukiwania zapalniczki, której jak na złość nie mógł znaleźć. Odnalazła się dopiero w kieszeni. Poczuł się o wiele lepiej, gdy zaciągnął się tytoniem.

  Podróż minęła bez żadnego szwanku. Po niespełna czterdziestu minutach dojechali do osady, która wyglądała jak ludzkie miasteczko. Samochód zatrzymał się pod jednym z domów. Spojrzał na pogrążonego we śnie chłopaka. Wyglądał tak spokojnie.

  – Wstawaj, jesteśmy na miejscu – powiedział, potrząsając jego ramieniem.

  – Laurenty od razu otworzył oczy. Początkowo wydawał się być zdziwiony otoczeniem, jednak szybko sobie przypomniał wszystko, co zaszło. Spojrzał na Severego, który zdążył wysiąść z samochodu i czekał na niego na zewnątrz. Chłopak powoli wygramolił się z pojazdu.

  Razem udali się do domu. Był to średniej wielkości parterowiec. Wampir otworzył drzwi. Przepuścił w nich Laurentego. Ten niepewnie przekroczył próg domu. Przeszedł z przedpokoju do salonu. Rozejrzał się dookoła.

  – Witaj w nowym domu – rzekł Severy, wchodząc zaraz za chłopakiem.

  – Jak mogę spłacić swój dług wdzięczności? – zapytał bez ogródek. Odwrócił się w stronę wampira, który był lekko zdziwiony tą udawaną pewnością siebie. – Jestem gotowy na wszystko.

  – Tym zajmiemy się jutro. Dziś możesz odpocząć i się wykąpać, bo cuchniesz – zwrócił uwagę. Laurenty zacisnął dłonie na swoich spodniach. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz się kąpał.

  Severy zaprowadził go do łazienki, gdzie kazał czekać. Po paru minutach wrócił z jakimiś ubraniami. Położył je na pralce. Napuścił wody do wanny i wyjął z szafki ręcznik, który dołączył do kupki ubrań.

  – Tu masz moje stare ubrania. – Klepnął stosik. – Powinny być dobre, ale nie obiecuję. Wybierz siebie jakiś płyn i miłej kąpieli. – Pokazał na półkę z kosmetyki i środkami higienicznymi.

  Przeleciał wzrokiem po półce. Chwycił za jedną butelkę różanego szamponu. Spojrzał pytająco w miejsce, gdzie nie dawno stał wampir. Nie zauważył, kiedy ten zniknął. Zamknął drzwi na zamek. Dwa razy upewnił się, że są zamknięte, nim pozbył się swoich ubrań.

  Wszedł do letniej wody. Ulga, jaką poczuł w tamtym momencie, była nie do opisania. Dawno nie zaznał tak przyjemnego uczucia. Zanurzył się w wodzie po samą szyję. Leżał tak bez powodu, delektując się tą chwilą, jakby to miała być jego ostatnia kąpiel w życiu. Jednak po paru minutach zaczął porządnie szorować swój brud. Poszarzała skóra nabrała barw. Zapomniał, jak to jest być czystym. Miał ochotę płakać ze szczęścia.

  Wyszedł z wody dopiero, gdy pomarszczyły się jego palce u rąk. Woda była szara i lekko żółtawa. Laurenty był zdziwiony, że był tak brudny.

  Wytarł się miękkim ręcznikiem, a następnie ubrał. Ubrania wampira były o dziwo dobre, no może spodnie były trochę za luźne, ale ten mankament był do przeżycia. Nie zwracał uwagi na ich stan. Były wyraźnie znoszone, a koszulka zmechacona. Był wdzięczny za nie i zamierzał podziękować Severemu za to. Gdyby nie on, na pewno by był teraz martwy. Wampir okazał się być jego wybawieniem, choć z początku na to nie wyglądało.

  Od samego początku wydawał się być empatyczny, czego na pierwszy rzut oka nie widać. Nie wywoływał strachu, ani nic z tych rzeczy. Ktoś, kto pracował w takim miejscu powinien być wyprany z jakichkolwiek emocji, a on taki nie był. Można powiedzieć, że go trochę zaintrygował, co wzbudziło lekki niepokój w Laurentym. Nie chciał się do niego przywiązywać. W końcu wampir był na pozór jego oprawcą.

/Piosenka z mediów: "Home" – Bebe Rexha, Machine Gun Kelly, X Ambassadors/

Artificial Vampire |Boys Love|Where stories live. Discover now