Rozdział 22: Can't seem to get away

379 27 1
                                    

  Dni mijały zaskakująco szybko, aż nie wiadomo kiedy zleciały prawie trzy miesiące. Przez ten czas dużo się zmieniło. Bardzo dużo. Wszczęto śledztwo w sprawie zabójstwa niedoszłych porywaczy Laurentego, ale zostało umorzone tego samego dnia. Nie było tajemnicą, że Severy maczał w tym palce. Dzięki swoim znajomością i pozycji mógł niemal wszystko.

  Apis częściowo wyszedł z żałoby, a na dodatek przestał otwarcie okazywać swoją zazdrość. W odwiedziny wpadał przynajmniej raz w tygodniu, zabierając ze sobą całe stado, które krzątało się po całym domu. Ostatnio nawet wilki rozkopały cały ogródek, którym teraz zajmowali się Laurenty i Severy.

  Ich relacja również się zmieniła, a raczej Laurenty zaczął inaczej postrzegać Severego. Początkowo nie zdawał sobie z tego sprawy. Wmawiał sobie, że to tylko zauroczenie i zaraz mu przejdzie, jednak z biegiem czasu coraz bardziej zaczęło mu na nim zależeć. Na sam widok wampira jego policzki przybierały odcień różu, serce zaczynało wybijać szybszy rytm, a w brzuchu czuł przysłowiowe motyle. Teraz też się czuł.

  Spojrzał na Severego, który skończył zakopywać kolejną dziurę. Przy okazji klął pod nosem Apisa i jego sforę. Kochał go, jak młodszego brata, ale w tej chwili chciał go udusić. Wbił szpadel w ziemię, opierając się o niego. Ciężko westchnął, po czym zerknął na Laurentego. Uśmiechnął się do niego, a chłopak odwzajemnił gest, odwracając wzrok. Nie potrafił długo utrzymać kontaktu wzrokowego ze względu na policzki, które w zastraszającym tempie stawały się rumiane.

  Nie chciał, żeby ten czegoś się domyślił. Nie zamierzał się przyznać do swoich uczuć. Bał się odrzucenia oraz tego, że przez to mógł zostać wyrzucony z domu. Ale czy Severy mógł to zrobić? Nie wyglądał na kogoś takiego i wielokrotnie przekonał się o tym.

  Pokręcił głową, wyrzucając tę myśl z głowy. Wrócił do przerwanej czynności. Kucnął przy kupce i jednym ruchem zsunął ją do dołu. Otrzepał ręce z piachu, po czym wstał, chcąc iść do kolejnej dziury.

  – Zróbmy sobie przerwę – zarządził Severy. W odpowiedzi otrzymał skinięcie głową.

  Razem weszli do domu, który świecił pustkami. Adrii nie było od rana, gdyż była umówiona z przyjaciółkami na babski wypad, a Apis zapewne biegał po lesie ze sforą.

  Laurenty opadł na kanapę, zdejmując rękawiczki. Odetchnął z ulgą, gdy wreszcie mógł usiąść. Bolał go każdy możliwy mięsień. Odchylił głowę do tyłu, wpatrując się w sufit, dopóki Severy nie przyniósł mu ciepłej herbaty. Mimo tego, że był środek lata, dzisiejszego dnia było chłodno. Chociaż nie czuł tego, aż tak bardzo, tak teraz zadrżał z zimna, kiedy jego palce dotknęły gorącego kubka.

  – Dziękuję – powiedział, zerkając na parujący napar. Wampir usiadł obok niego.

  – Długo o tym myślałem – zaczął Severy, skupiając na sobie uwagę Laurentego. Chłopak od razu spojrzał na niego ciekawskim spojrzeniem. – Nie musisz już nosić tej obroży i być moim "zwierzątkiem".

  – Słucham? – wykrztusił z siebie, mrugając kilkukrotnie. Otrząsnął się dopiero, gdy poczuł muśnięcie zimnych palców, które chciały zdjąć z niego obrożę. Złapał za nadgarstek Severego, zamykając go w stalowym uścisku.

  – Hm? – Severy spojrzał na niego w pytający sposób.

  – Nie chcę jej zdejmować – szepnął. Czuł, jak jego twarz staje się czerwona, a miejsca, które zostały dotknięte przez wampira, dosłownie płonęły.

  – Jesteś tego pewien?

  – Tak. – Skinął twierdząco głową. – Przyzwyczaiłem się do niej i w ten sposób mogę okazać moją wdzięczność, jako "zwierzątko".

  Severy parsknął głośnym śmiechem, co nieco zdezorientowało Laurentego. Patrzył na śmiejącego się wampira, dopóki ten się nie uspokoił i nie starł łez nagromadzonych w kącikach oczu. Nic go od dawno tak mocno nie rozbawiło, jak słowa Laurentego.

  – Nie musisz mi okazywać swojej wdzięczności – powiedział w końcu, zerkając na Laurentego kątem oka, który zdążył puścić jego rękę. – Brak jakichkolwiek wybryków z twojej strony dużo dla mnie znaczy, stąd ta decyzja.

  Wampir wrócił spojrzeniem do kubka ze swoją herbatą. Na początku ich relacji chciał go kontrolować na wszelkie możliwe sposoby, jednocześnie dając mu coś na wzór luzu, dlatego też użył obroży i poprosił Apisa, żeby miał na niego oko. Jednak zbudowali między sobą nić zaufania i to nie było pragnienie, którego nie czuł od dłuższego czasu.

  Wiedział, że to tylko przejściowe i za jakiś czas wróci ze zdwojoną siła. Nie wiedział dokładnie, kiedy mu odbije, lecz nie zamierzał do tego dopuścić. Pił więcej krwi, każdego dnia zwiększając dawkę. Czasami obawiał się, że to może mu nie pomóc, a jego pragnienie weźmie nad nim górę.

  Jako dziecko uczył się panować nad instynktem, wszystkie wampiry musiały się tego nauczyć. To był długi j męczący proces, który przyniósł oczekiwane efekty. W ten sposób wampiry chciały zakończyć wojnę między nimi, a ludźmi. Chcieli im pokazać, że potrafią nad sobą zapanować i nie zachowują się jak bezmyślne zwierzęta. Ale nie przyniosło to skutku. Jedyne co im pozostało, to bronić się przed ich atakami oraz pokazać przemienionym, że wiele ich łączy.

  – Doceniam to – powiedział Laurenty, wyrywając go z zamyślenia. – Ale naprawdę nie chcę jej zdejmować. Lubię ją.

  – Skoro taka jest twoja decyzja – rzekł z uśmiechem na ustach. Dopił herbatę jednym łykiem, po czym wstał i przeczesał włosy Laurentego. Następnie poszedł do kuchni, gdzie umył brudny kubek.

  Laurenty siedział tak przez chwilę, wpatrując się w swój napar. Lubił, gdy Severy tak robił i czuł ogromną zazdrość, kiedy mierzwił włosy Apisa, lecz nie okazywał tego. W takich momentach odwracał wzrok, żeby niepotrzebnie się nie denerwować.

  Westchnął, przypominając sobie słowa Severego. Na jego ustach wykwitł uśmiech, a serce zabiło mocniej. Zacisnął palce na naczyniu.

  "Ufa mi. Naprawdę mi ufa!" – wykrzyknął w myślach. – "Nie zamierzam tego zaprzepaścić. Przepraszam Brian."

  Do tej pory skutecznie ignorował Briana i jego misterny plan ucieczki. Od czasu, kiedy zdał sobie sprawę z uczuć do Severego, jeszcze bardziej nie był pewien decyzji, jaką powinien podjąć. Motał się, jak dziecko i unikał rozmowy za wszelką cenę. Brian głośno wyrażał swoje niezadowolenie z racji tego, że Laurenty bagatelizował tę sprawę.

  Teraz już wiedział, co zrobić. Miał tylko nadzieję, że Brian przyjmie tą wiadomość na spokojnie i się z tym pogodzić.

  – Idziesz? – Rozległo się pytanie Severego, który stał na tarasie i intensywnie patrzył na Laurentego.

  – Tak! – odkrzyknął. Dopił herbatę i wstał z kanapy. Zgarnął rękawiczki, które spadły na podłogę. Ruszył wolnym krokiem do ogrodu, gdzie czekało go kolejne zakopywanie dziur.

/Piosenka z mediów: "Go" – K-391/

Artificial Vampire |Boys Love|Where stories live. Discover now