Rozdział 3

7.4K 833 153
                                    

— Przykro mi.

— Każdemu jest przykro — wzruszył ramionami. Tak jakby słyszał te słowa już wiele razy. I jakby one nigdy nic za sobą nie niosły.

— Chciałeś ze mną porozmawiać — przypomniała, bo czuła zbyt wielki ciężar na sowich ramionach.

Chłopak pokiwał głową, ale nic nie powiedział.

Usiadła na drugim końcu ławki, bo nie mogła znieść widoku twarzy chłopaka. Miał na niej wiele siniaków. Niektóre były czerwone, a inne prawie żółte. To raczej nie była jednorazowa sytuacja. Nie mogła pojąć z jaką łatwością ludzie sprawiają sobie wzajemnie bólu.

Mój ojciec nie ma tak wspaniałych przyjaciół jak twój.

Isaak, Vincent i Ray nie byli jej ojcami, ale wychowali ją. Nie przywołać do głowy jakieś sytuacji, gdy byli w stosunku do niej agresywni. Po prostu żadna taka sytuacja nigdy nie miała miejsca. Raz oberwała w głowę, ale miała wtedy sześć lat i Isaak podrzucał ją do góry. Zostali sami w domu, a Isaak podrzucił ją trochę za mocno i uderzyła o żyrandol. Koniec końców oboje się z tego śmiali i wspólnie ukrywali to przed pozostałymi. Było to dobre wspomnienie. North takich nie miał, była pewna.

— Przepraszam — powiedział nagle, a River poczuła się zbita z tropu. Może nie wiedziała o czym chłopak będzie chciał z nią rozmawiać, ale na pewno nie spodziewała się przeprosin. — Za to, że ściągnąłem cię do mojego domu. I za to, że chciałem powiedzieć w szkole prawdę o moim ojcu i Sally. I, że z tego powodu biłem się z twoim przyjacielem.

— Nie powinieneś przepraszać mnie za to co zrobiłeś moim przyjaciołom — powiedziała. — To ich powinieneś przeprosić.

— Wątpię, że będą chcieli mnie wysłuchać — powiedział. — Oni nie są tacy jak ty.

Tacy jak ty.

Tak naiwni? River czasami zastanawiała się czy faktycznie ta jej wiara w ludzi nie jest jakąś poważną wadą. Russell kiedyś w złości powiedział, że jest tak naiwna, że prawie głupia. Wtedy był zły, bo nawiązała znajomość z Liamem. I mylił się. Bo Liam stał się jej przyjacielem i wiele razy udowodnił, że jest dobrym człowiekiem. Zawiózł ją do Portland, bronił Sally i Charliego, ruszył na pomoc, gdy River została porwana przez Northa. Więc może ta jej naiwność nie zawsze była złą cechą. Może powinna bardziej uważać, ale nie chciała przestać wierzyć w ludzi.

Bo, jeśli przestanie, to co innego jej zostanie?

Ma odgórnie zakładać, że każdy ma złe zamiary? Każdego posądzać o złe rzeczy i trzymać się jak najdalej nieznajomych?

— Obroniłeś mnie — powiedziała cicho. — Przed swoim ojcem. Chciał mnie uderzyć.

— Taaa, bardzo szlachetne z mojej strony — w jego głosie dało się wyczuć sarkazm.

— Dlaczego to zrobiłeś? — zadała pytanie, które dręczyło ją od tamtego dnia.

Chłopak wzruszył ramionami.

— Twoje słowa mają dziwną moc — powiedział po chwili. — Brzmi to tandetnie, ale jest w nich coś w co człowiek wierzy.

— A w co uwierzyłeś ty?

— Że próba ratowania świata wcale nie jest głupia — odparł. — Nawet, jeśli kolejny raz przegrywamy.

Dziewczyna skinęła głową. Nie wiedziała co może powiedzieć w takiej sytuacji. Wciąż miała do niego wiele żalu. Wciąż miała wątpliwości, a w tyle jej głowy odtwarzała się wciąż ta sama scena. Jak North staje między nią, a swoim ojcem. I jak zostaje uderzony. Nie raz, nie dwa. Przed oczami na czerwień i wie, że znowu zapędziła się w swoich myślach.

Czterech Ojców River Conway | TOM III ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz