Epilog

5.2K 743 201
                                    

— Hej — powiedziała i stanęła w progu swojego pokoju. Wciąż było tu wiele jej rzeczy, ale panujący porządek sprawiał, że miejsce wydawało się puste. Logan podniósł się z łóżka i wsunął dłonie do kieszeni spodni. — Wszystko w porządku?

— Tak, a czemu pytasz?

— Bo stoisz w moim pokoju i masz łzy w oczach.

— To alergia — odparł i zaśmiał się ponuro. — Po prostu planuje co zrobię z twoim pokojem, gdy już wyjedziesz. Zastanawiam się między siłownią, a...

— Wiesz, że będę wracać i muszę mieć gdzie spać? Wcale nie umieram i nie wyrzekam się rodziny.

Logan pociągnął nosem i pokiwał głową. River nie zastanawiała się długo i pokonała dzielącą ich odległość. Wtulił się w jego ciało i przyłożyła głowę do jego klatki piersiowej.

Ciepły dotyk.

Ten, który zawsze kojarzył jej się z domem, a on z bezpieczeństwem.

— Chyba nigdy ci nie podziękowałam.

— Za co? — Logan kolejny raz pociągnął nosem.

— Za to, że zabrałeś mnie z domu dziecka — wyszeptała i poczuła jak jego uścisk się wzmacnia. 

— Tamta trójka mi pomogła — odparł.

— Tak, wiem. Cała wasza czwórka stworzyła mi dom.

— A teraz z tego domu uciekasz — Logan starał się brzmieć jak surowy ojciec, którym nigdy nie był. Słowa brzmiały jak żartobliwy przytyk, ale River doskonale wiedziała, ile w nim bólu. Pierwszy raz od kilkunastu lat rozdzielą się na dłużej niż dwa dni.

Nie będzie wspólnych obiadów każdego dnia, nie będzie wspólnego oglądania telewizji i w żaden czwartek nie zostanie sama w mieszkaniu, gdy jej opiekunowie wyjdą na miasto. Nie będzie Isaaka zalegającego na kanapie i Klapka zjadającego wszystkiego do czego dosięgnie.

— Nie uciekam — wyszeptała.

— Wiem, River — odparł. — Próbuję żartować, żeby się bardziej nie rozpłakać.

Nastolatka pokiwała głową, bo doskonale go rozumiała. Przez ostatnie tygodnie sama zamieniała wszystko w żart, by nie przyznać się do strachu jaki odczuwa.

River usłyszała odgłosy dochodzące z przedpokoju i wiedziała, że to oznacza porę rozstania. Mocniej wtuliła się w ciało swojego ojca i z trudem powstrzymywała łzy. Chciała zatrzymać czas i pozostać w tym miejscu tak długo jak to tylko możliwe. Była rozdarta między nową przygodą w innym mieście, a pozostaniem tutaj. 

W domu. 

— Drzwi! — usłyszeli krzyk Vincenta.

— Okno — Isaak odkrzyknął i dało się usłyszeć trzaśnięcie drzwiami. To pewnie on zapomniał o zamknięciu drzwi wejściowych, tak jak zdarzało mu się to wiele razy. Ten fakt zawsze denerwował Vincenta, bo mówił, że kiedyś ktoś ich okradnie przez zapominalstwo i lenistwo Isaaka.

— Schody — Ray odparł spokojnie, dla zasady.

— Dach — dziewczyna usłyszała, jak Logan szepcze w jej włosy.

Może Charlie miał wtedy racje? Była to ich mała gra o której nie mieli pojęcia. To po prostu się działo, jak wiele rzeczy w ich rodzinie.

— Dom — River uniosła głowę do góry i posłała mu delikatny uśmiech.

To właśnie był jej dom.

Czterech mężczyzn, których uważała za swoich ojców.

— River, musimy już jechać! Gdzie jesteś?

— Już idę! — odkrzyknęła.

Niedługo powinni wyjechać, żeby ominąć popołudniowe korki. Richmond nie był daleko, ale na pewno nie tylko oni się tam wybierali. Zwłaszcza, że za trzy dni zaczynał się semestr. Russell i Carter od dwóch dni byli już na miejscu i tylko czekali aż Sally i ona dojadą. Dzięki znajomościom Ellie udało im się znaleźć dwa niewielkie mieszkania w tym samym bloku, choć w dwóch różnych klatkach. Będzie miała blisko swojego chłopaka i przyjaciół. Jedyne co jej ciążyło to fakt, że Charlie i Liam zostają w Seattle.

Z nimi sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Liam dostał możliwość grania w uniwersyteckiej drużynie koszykówki i został kapitanem, a to umożliwia mu zajęcie się tym zawodowo, tak jak chciał. Charlie uznał za naturalne, że z nim zostanie, ale w kartonach River było kilka jego rzeczy. Podkreślił, że chce mieć swoją szafkę w ich łazience i miękkie koce, gdy przyjedzie na weekend.

Nie było to idealne rozwiązanie, ale obiecali sobie, że nigdy nie zakończą swojej przyjaźni. Musiała być czymś wielkim, skoro zaczęła się od złamanego nosa.

— River.

— Tak? 

— Tu zawsze będzie twój pokój — odparł spokojnie. — I twój dom.

— Dziękuję.

Pokiwał głową i wypuścił ją ze swoich objęć.

Wyszli z jej pokoju i ruszyli w kierunku salonu, gdzie czekała na nich pozostała trójka.

— Ellie i dzieci są już w samochodzie — Vincent powiedział, gdy tylko ich zobaczył. Sally wnerwiała się, gdy używał sformułowania dzieci, gdy mówił o niej i Haydenie, a River bardzo to bawiło. — Masz wszystko?

— Tak — pokiwała głową.

— Pamiętasz co masz mówić, gdy ktoś będzie chciał zrobić ci krzywdę? — Ray zapytał.

— Że mój ojciec jest policjantem, a drugi prawnikiem— wyszeptała, a przed jej oczami pojawiła się scena sprzed kilku lat. — Jeszcze jest jeden, który jest fizjoterapeutą, więc wie, jak połamać kości.

— I może już nie bezrobotny, ale wciąż taki, który nie boi się odsiadki za stłuczenie buźki jakiemuś dzieciakowi — Isaak skończył za nią.

Pamiętała jaki stres odczuwała, gdy zaczynała naukę w szkole średniej. Teraz nie odczuwała stresu, a smutek i niewyobrażalną tęsknotę.

Nie była dobra w rozstaniach i słowach otuchy. Wiedziała, że gdy wyjdzie z tego mieszkania i ruszą w drogę, to zamknie pewien rozdział. Nie definiował on końca, ale podkreślał, że czas iść dalej. Nawet, jeśli bardzo pragnęła zostać w tym miejscu.

— Bardzo was kocham — wyszeptała i z trudem powstrzymała wzruszenie, które nią wstrząsnęło.

W przeciągu sekundy znalazła się w środku silnego uścisku.

Uświadomiła sobie, że tych czterech mężczyzn było czterema ścianami, które tworzą jej dom. Chronią przed wichurami i wszelkimi zagrożeniami. Zbudowali jej miejsce, którego jako dzieci nigdy nie mieli. Otaczali ją opieką, miłością i niejednokrotnie kłamstwem w imię większego dobra. Nie byli nieomylni. Nie byli idealni i na pewno nie byli doskonałymi rodzicami.

Ale dali jej to czego połowa rodziców na świecie nigdy nie zaoferowała swoim dzieciom.

Miłość i otwarte ramiona.

Bo nie było bezpieczniejszego miejsca niż to.

Byli składowymi jednego organizmu, który przez tyle lat otaczał ją opieką i dbał o jej wychowanie. Byli czterema elementami, które tylko razem mogą stworzyć większą całość. 

Łzy pociekły po jej policzkach, gdy usłyszała cichy głos Logana szeptając te same słowa, które towarzyszyły jej pierwszego dnia szkoły średniej.

— Tylko nie daj się stłamsić, dobrze?

KONIEC TOMU III

jbovska

Czterech Ojców River Conway | TOM III ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz