Rozdział 17

7.1K 805 74
                                    

— Zrób to jeszcze raz, a przysięgam, że cię zabiję.

— Nie złość się na mnie — usłyszenie głosu Isaak po tylu dniach jego nieobecności było jak usłyszenie ulubionej piosenki z dzieciństwa. W sekundę na ustach pojawiał się uśmiech, a serce podskakiwało do góry. Nie było go ponad cztery dni, ale nie wyglądał jakby wpakował się w kłopoty. Chociaż naraził się na złość Raya, a to wróżyło ogromne kłopoty.

River chciała podbiec do Isaaka i go przytulić, ale wolała nie pojawiać się w zasięgu wzroku Raya. Jeszcze ona by oberwała. Więc wciąż była w kuchni i wsadzała brudne naczynia do zmywarki.

— Będziesz miał zmarszczki i zaczniesz szybciej siwieć — radosny głos Isaak znowu rozbrzmiał po mieszkaniu. — Chyba nawet jednego widzę, o tutaj...ał!

Od ścian odbił się dźwięk, który wskazywał, że Ray prawdopodobnie uderzył Isaaka w dłoń.

— Nie rób sobie z tego żartów — Ray odpowiedział, a potem River usłyszała głośne kroki. Przez sekundę rozważała ucieczkę do swojego pokoju. — Nie możesz znikać, a potem wracać i się tak durnie uśmiechać.

— Wybacz, że nie płaczę.

— Isaak — Ray brzmiał na coraz bardziej wkurzonego.

River rozejrzała się po kuchni. Nie było miejsca, w którym mogłaby się ukryć.

— Jestem cały i zdrowy — Isaak odparł trochę łagodniejszym głosem. — Jest coś do jedzenia?

— Gdzie byłeś?

— Tu i tam.

— Na pewno nie tu — Ray podkreślił ostatnie słowo. 

— Bardziej tam.

Nastolatka chciała roześmiać się, ale wiedziała, że tym zachowaniem zwróci na siebie uwagę, a ona też wolała unikać kłopotów. I tak miała ich wystarczająco dużo. Włożyła do zmywarki ostatni talerz i uruchomiła sprzęt. W tym samym czasie do kuchni wszedł Isaak, a za nim Ray.

— Hej, mała.

— Cześć — zawołała i przytuliła się do Isaaka. — Gdzie byłeś?

— Tam — Ray przedrzeźniał głos Isaaka.

— Na pewno nie tu — Isaak odparł z rozbawieniem i ruszył w kierunku lodówki. — Działo się coś ciekawego?

— Jakbyś tu był to byś wiedział.

— Miałem ważne sprawy do załatwienia — odparł.

Dziewczyna uznała, że to idealny moment do opuszczenia pomieszczenia. Ostrożnie zaczęła kierować się w stronę wyjścia, ale wtedy poczuła dłoń Raya na swoim ramieniu. Przeklęła w duchu i uniosła na niego swój wzrok.

— Tak?

— Jutro wracasz do szkoły.

— Co? — zapytała. — Ktoś musi być przy Loganie w szpitalu, a wy pracujecie.

— Nikt nie musi być przy nim w szpitalu.

— Musi, bo...

— Wraca do domu — Ray jej przerwał. — Vincent i ten Bałwan odbiorą go jutro popołudniu.

— Mogę im pomóc — zaoferowała od razu.

— Musisz wrócić do szkoły.

— Nie mam żadnych zaległości. Sally dawała mi notatki, robiłam wszystkie prace domowe, a sprawdziany...

— Skarbie — Ray powiedział ostrożnie. — Wracasz do szkoły. Wiem, że teraz to dla ciebie absurd, ale nie możesz opuszczać tygodnia szkoły.

Chciała się kłócić. Oczywiście, że chciała. Ale wiedziała, że Ray ma rację. I tak była zaskoczona, że mogła przez tydzień nie chodzić do szkoły i siedzieć z Loganem w szpitalu. Była tam przez większość dnia i nie interesowało ją to, że Logan przez większość czasu spał. Chciała po prostu przy nim siedzieć i widzieć jak jego klatka piersiowa się unosi i upada. Musiała wiedzieć, że żyję, a to był wyraźny znak.

Czterech Ojców River Conway | TOM III ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz