Rozdział 10

7.2K 878 215
                                    

— Cześć, mała — River odwróciła się w kierunku głosu.

— Cześć — odparła i wyciągnęła rękę do przodu, żeby złapać za nią Russella. — Jak się bawisz?

— Dobrze, ale brak mi mojej dziewczyny.

River posłała mu przepraszający uśmiech. Nie sądziła, że praca druhny (nawet nie głównej, bo nią była Lucy) jest tak czasochłonne również na weselu. Pomagała w przygotowaniach, wybierała kwiaty i doradzała w sprawie fryzury, ale nie sądziła, że wesele to równie wiele pracy. Nie była zła, bo sama się zgodziła i bardzo cieszyła się, że Ellie poprosiła ją o pełnienie tej funkcji. Ale chciała spędzić trochę czasu z Russellem i swoimi przyjaciółmi.

Z drugiej strony podobało jej się to całe zamieszanie. A najbardziej podobał jej się uśmiech Ellie. Był tak szeroki i szczery. Vincent też uśmiechnął się kilka razy, a jak na niego to bardzo wiele. Cieszyła się, że może pomóc swoim bliskim. Tym bardziej, że wiedziała jak długo Ellie na to czekała i jak Vincent stresował się przed oświadczynami. Nawet, jeśli sam nigdy się do tego nie przyzna.

— Przepraszam — wymamrotała lekko speszona.

— Nie przepraszaj, rozumiem — chłopak powiedział. — Ale to nie zmienia faktu, że chciałbym choć raz zatańczyć ze swoją dziewczyną.

— Pochłonęły mnie obowiązki druhny. Ale po północy będę cała twoja, wtedy kończą się wszystkie zabawy w których powinnam pomagać.

— Cała moja?

— Cała twoja — odparła, a uśmiech zatańczył na jej ustach.

W ostatnim czasie, od ich randki w kinie, coś się zmieniło.

Pojawiło się między nimi jakieś napięcie. Trudno im było oderwać się od siebie. Gdy już raz złapali się za rękę, nie mogli przestać. Pocałunki były znacznie dłuższe niż wcześniej. Bardziej intensywne. Wszystko wydawało się bardziej intensywne. Oboje wiedzieli z jakiego to powodu, ale żadne z nich nie mówiło tego na głos.

— W porządku — odparł i złapał za kosmyk jej włosów. Wsunął go za jej ucho, a dłoń ułożył na policzku. Pochylił się i połączył ich usta razem. — Na chwilę mi starczy, ale za dwadzieścia minut przyjdę po kolejnego.

— Dwadzieścia minut?

— Najgorsze w moim życiu — zażartował.

River czuła, że bolą ją policzki.

Dziś uśmiechała się tak wiele razy, że odczuwała fizyczne skutki tego. Russell trącił kciukiem jej nos i ruszył w kierunku stolika, przy którym siedzieli wszyscy ich znajomi. River przyglądała się przez chwilę jego plecom i zagryzła dolną wargę.

W jej głowie pojawiła się jedna myśl, ale nie zbyt długo jej rozważać, bo przy jej boku pojawił się Ray i spytał czy wszystko gra.

Wszystko grało.

Wszystko było cudownie.

***

— River!

— Isaak! — zawołała równie radośnie co on.

— Logan kazał przekazać, że na recepcji są do odebrania klucze od pokoi.

— Poproszę Sally, żeby wzięła nasz — odparła.

Mężczyzna pokiwał głową i przeczesał dłonią swoje potargane włosy. Zastanawiała się, ile wypił. Raczej nie była to wielka ilość, bo wesele w założeniu nie miało być huczną imprezą. Ale wyglądał na bardziej rozluźnionego niż zazwyczaj. Rękawy jego czarnej koszuli były podwinięte do łokci i odsłaniały jego tatuaże. Krawat i marynarka już dawno poszły w niepamięć. Górne guziki koszuli były rozpięte. A jego włosy były w nieładzie.

Czterech Ojców River Conway | TOM III ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz