4

2K 98 18
                                    

Lot minął w miare szybko. Na szczęście większość czasu Pablo spał albo rozmawiał z Pedrim siedzącym przed nim. Ja za to często spotykałam się wzrokiem z siedzacym niedaleko Ferranem. Chyba bardzo bawiła go zaistniała sytuacja bo śmiał się pod nosem za każdym razem kiedy robiłam minę zbitego psa.

Potem kiedy jechaliśmy autokarem, zrobiliśmy przerwę na jednej ze stacji. Musialam się trochę przewietrzyć i rozprostować nogi więc wyszłam z pojazdu.

- Chodź - usłyszałam głos Gaviry, wywróciłam oczami odchodząc z nim na bok.

- Jeszcze raz złapiesz mnie tak mocno za ręke, że moje kostki będą krzyczeć o pomoc to nie ręczę za siebie - uprzedzilam go spokojnie. Nie zamierzałam się z nim kłócić, chcialam go tylko ostrzec.

- Jasne, wybacz pani delikatna - prychnął z kpinął i uniósł ręce w geście obronnym. Zmierzyłam go lekko wkurzonym wzrokiem.

- Nie żartuję - nie zdążyłam dokończyć bo Gavira przyciągnął mnie do siebie tak, że nasze klatki się ze sobą stykały.

- Tylko nie rób scen

- Miałeś mnie w sobie rozkochać a nie pokazać chłopakom, że w końcu ktoś na ciebie leci - powiedziałam - Z takim podejściem nigdy go nie wygrasz - dodałam. Gdyby ktoś z bliska na nas popatrzył, od razu wyczułby, że nie pawamy do siebie entuzjazmem. Jednak z daleka przypominaliśmy kochającą się parę. Łapanie za rączke w autobusie, uśmieszki, przytulanie na każdym kroku. Wszystko to było fałszywe.

- Zazwyczaj jesteś idiotką, Ruby - powiedział gdy nasze czoła się stykały, on wciąż trzymał jednął dłoń na moim biodrze a drugą na plecach. - Ale masz przebłyski geniuszu w tej swojej pustej główce- po tych słowach wbiłam paznokcie w jego ramie na którym trzymałam dłoń. Syknął z bólu.

- Uznam to za komplement, piłkarzyku - powiedziałam chłodno i wtedy usłyszeliśmy głos trenera, który kazał nam wracać. Chłopak mnie puścił i wróciliśmy do autokaru z kolejną dawką sztucznego uśmiechu. Nie rozumiałam jego taktyki wcale. Przy innych faktycznie udawał miłego i kochanego, a nawet w ogóle innego chłopaka. Kiedy jednak zostawaliśmy sam na sam, zmieniał się w chamskiego dupka, zarazem był dosyć porywczy. Torres pytał mnie po co się z nim założyłam? Co będe miała z tego jeśli wygram? Zawsze odpowiadałam mu tak samo, satysfakcję że udało mi się utrzeć nosa Gavirze. Żadne z nas nie chciało nagrody, kasy czy czegokolwiek innego. Liczył się fakt, że złamaliśmy drugą osobę. Liczyła się wygrana.

———

- Zakończ ten zakład, to nie prowadzi do niczego dobrego - mówił Torres oglądając moje posiniaczone kostki. Gavi czasem przesadzał z siłą a mnie to zaczynało irytować, że każdy błąd jaki popełnie, odbijał się na tym że chłopak miażdżył moje kostki.

- Nie mogę - powiedziałam patrzac na niego. Byliśmy już w hotelu ale czekaliśmy jeszcze w rejestracji, aby przydzieli nam pokoje.

- Powiedz mu po prostu, że to dziecinne, proszę cię Ruby - westchnął.

- Wyjdzie na to, że stchórzyłam

- Wyjdzie na to, że jesteś mądrzejsza po prostu

- Musimy porozmawiać - zaczęłam - Zakończmy ten zakład

- Tchórzysz? - parsknął rozbawiony.

Nie jestem tchórzem.

- Dziecinny jest ten zakład.

Nie jestem infantylna.

- Sama go chciałaś - mówił.

Nie jestem hipokrytką.

Ultima RosaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz