One-shot: Co jeśli Amity widziała by śmierć Luz

152 18 14
                                    

Amity

Amity: Luz nie!

Poleciała prosto na Belosa tylko po to by ochronić Collectora. Gdy do niego doleciała pojawił się nagły błysk, który na chwilę mnie oślepił. Nic przez chwilę nie widziałam do czasu gdy mój wzrok lekko się polepszył i spojrzałam na Ede i Kinga. Patrzą się przerażeni na coś. W miarę szybko zorientowałam się że chodzi o Luz. Odwróciłam się natychmiast i zamarłam w bezruchu. Na Luz zaczęło nachodzić dziwne zielone coś. Patrzyła się na nas przerażona. Poczułam jak moje serce pęka a mała cząstka mnie umiera w środku. Chciałam coś zrobić, chciałam jej pomóc ale... nie mogłam. Nie byłam w stanie. Strach mnie tak sparaliżował że mogłam tylko patrzeć z głupią nadzieją że przeżyje.

Błagałam w głębi duszy tytana i wszystkie inne bóstwa jeżeli istnieją o to by nic jej nie było. Błagałam wszystko by wszystko było z nią w porządku... Nie zostałam wysłuchana. Jej kapelusz opadł na ziemie a to dalej narastało na nią. Pierwsze łzy pojawiły się w moim oku. Krzyczałam na siebie bym mogła pobiec jej pomóc, przytulić, pocałować lub po prostu ją wziąć za rękę... ale nie byłam w stanie.

Luz: Eda, King... Chyba znów się rozdzielimy. Słodki ziemniaczku... nawet nie wiesz jak się cieszę że cię poznałam. Czuje się jak bym coś powinna powiedzieć ale... nie wiem co.

I wtedy stało się to czego nigdy nie chciałam widzieć. Luz umarła. Moja dziewczyna, która dosłownie wyrwała mnie z bycia złą i mogłam być sobą i mieć własne życie. Osoba, która dała mi szczęście po raz pierwszy raz od... naprawdę dawna umarła w blasku światła i tak jak pojedyncze światełka zaczęły się unosić nad wyspami. Collector powoli zleciał w dół wraz z palizmanem Luz. Spytał się dokąd poszła, co się stało a później jak głupek myślał że ją naprawi. Nie udało się. King skoczył do niego by ochronić przed strzałem Belosa.

Później podszedł do Edy ale ja już nie słuchałam. Upadłam na kolana mając nogi jak z waty gdy słone łzy spadały z moich oczu prosto na ziemię. Ja nie wierzę. To się nie może dziać, to się nie stało! Zaczęłam uderzać pięścią o ziemię jak by miało to coś dać. Mój rozdzierający krzyk pewnie był słyszalny aż z drugiego końca Wrzących Wysp ale nie przejmowałam się tym. Moje serce zostało zmiażdżone, rozdarte i starte na proch.

Collector: Gdzie ona jest Amity? * spojrzałam się na niego przez łzy* Dlaczego jej nie ma?

Amity: TO TWOJA WINA!

Krzyknęłam chyba z głośno ale nie jestem w stanie kontrolować teraz swoich emocji. Wiem że nie powinnam ale straciłam kogoś tak ważnego w moim życiu że już nic nie będzie takie samo.

Collector: Ja nie chciałem!

Amity: GDYBY NIE TY I TWOJA GŁUPOTA TO BY ŻYŁA!

W sumie po części miałam racje ale szybko do łba mi przyszło że on chciał dobrze. To Belos to zrobił. Zabił ją. Mimo że nie chodziło o nią to by pewnie to zrobił. I tu teraz poczułam wściekłość jakiej nigdy nie czułam.

Amity: Masz racje. Nie chciałeś. Ale on tak! ZAPŁACI ZA TO!

I w tym momencie przestałam nad sobą panować. W odbiciu kałuży zobaczyłam że oczy świecą mi się na fioletowo tak jak taka poświata wyłania się z mojej buzi. Wstałam i nie wiem skąd wzięłam tyle abominacji ale pobiegłam na niego i kiedy byłam wystarczająco blisko sprawiłam że abominacja wyrosła z ziemi w taki sposób że wylądowałam na samej jej górze i z rozpędu trafiła prosto w klatkę Belosa. Ryknął z zaskoczenia a moje ciało stało się samo abominacją. Z tej góry glutu stworzyłam ogromną kosę, którą się zamachnęłam i odcięłam mu łapę. Chyba poczuł ból bo złapał się za to miejsce ale to mi nie wystarczyło! Wzięłam resztki abominacji i rzuciłam w niego jako małe ostrza a po chwili z kosy zrobiłam młot łącząc ręce i walnęłam go w podbródkowy. Uderzenie było tak silne że musiał się cofnąć a mi się udało wybić i stworzyć ogromną pieść, którą posłałam mu w między oczy. Po tym zaczepiłam hak o jego kark i przyciągnęłam się do niego uderzając ponownie.

Pobiegłam w górę karku i skoczyłam na pysk. Patrzył się na mnie zdezorientowany aż wylądowałam koło jego oka i wbiłam mu się tam abominacją. Rykną przeraźliwie a ja zaczęłam pompować w niego abominacje. Miotał się i szarpał ale moja wściekłość nie ustępowała. Jego skóra zaczęła już pękać i pojawiał się glut. Jedno z jego oczu dosłownie zostało wyrwane z oczodołu. Kontynuowałam to aż w pewnej chwili usłyszałam chichy głos Belosa.

Belos: Agonia mnie nie powstrzyma...

W tym momencie miotnął się jakoś tak że straciłam równowagę i spadłam z pyska. On próbował we mnie tym strzelić ale zasłoniłam się tarczą. Odrzucił mnie tak że wyryłam w ziemi plecami nie mały rów a kiedy skończył rzuciłam w niego z całej siły tarczą. Trafiłam mu w szczękę. Parę zębów mu poleciało. Był tak wściekły że podniósł łapę i się na nas zamachnął. Stworzyłam kolce nad sobą ale nie były potrzebne bo w jego łapię pojawił się wyparzony otwór. Nie wiedziałam o co chodzi aż nie zobaczyłam w dymię jakiejś postaci. Glify pojawiły się wokół niej a ja stałam się normalna i łzy znowu napłynęły mi do oczu gdy zobaczyłam kto to jest... i stałam się cała czerwona gdy z pokazała się jak wygląda.

Amity: Luz...

Na razie to koniec. Mam nadzieje że się spodobało. Do zobaczenia.

Talksy z Toh i nie tylkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz