Rozdział 20

7K 849 196
                                    

— Czy to...— River otworzyła szeroko usta i złapała za niewielkie pokrętło przy samochodowym radiu.

— Nie wiem o czym mówisz.

— Teraz leci twoja playlista — stwierdziła. — Zawsze puszczasz w aucie swoją muzykę.

— Nie zawsze, raz słuchaliśmy wiadomości, pamiętasz?

— Bo miałeś rozładowany telefon.

— Teraz też mam.

— Nieprawda — powiedziała, a uśmiech pojawił się na jej ustach. Już dawno nie uśmiechała się tak szeroko. Tak bardzo, że bolały ją policzki, a przecież trwało to tylko kilka minut. — To twoja playlista.

— I co z tego?

— To, że jest na niej piosenka One Direction — nie wierzyła, że kiedykolwiek powie te słowa na głos. I na pewno nie do swojego chłopaka.

Russell miał na swojej playliście piosenkę jej ulubionego zespołu. Może nie ulubionego teraz, ale kilka lat temu miała na ich punkcie obsesje. Cały jej pokój był obklejony w ich plakatach i znała na pamięć każdą piosenkę. Tak często je śpiewała i puszczała, że nawet Vincent znał tekst na pamięć. Teraz gdy słuchała ich piosenek wchodziła w dziwny stan nostalgii. Czasami nawet się wzruszała i płakała z niewyjaśnionego powodu. Do tego momentu pamięta, jak była na ich jednym z ostatnich koncertów, który dawali w piątkę. A razem z nią poszedł Logan, Ray, Vincent i Isaak.

To jedno z jej ulubionych wspomnień z dzieciństwa.

A teraz słuchała ich piosenki ze swoim chłopakiem.

Sama nie rozumiała, dlaczego tak bardzo chciała go przytulić. W końcu to tylko piosenka. A jednak czuła przypływ nagłej miłości do tego chłopaka. Zrobił już tyle rozczulających rzeczy, a wciąż potrafił ją czymś zaskoczyć. W takich momentach upewniała się, że jej serce wybrało właściwą osobę.

— Cieszą cię takie małe rzeczy — Russell powiedział i sięgnął po jej dłoń. — To tylko piosenka.

Dziewczyna wzruszyła ramionami.

Dla niego mogło to być coś małego, ale nie dla niej. Dla niej to coś czego nie potrafiła opisać słowami, bo emocje były zbyt silne. Momentami czuła, że serce jej w końcu wybuchnie, jeśli będzie kochała Russella jeszcze kilka dni dłużej.

A przecież znała miłość.

Znała ją bardzo dobrze. Istniały osoby, które kochały ją bezwarunkowo. A jednak wciąż uczyła się miłości, którą dawał jej Russell. Bo był to zupełnie inny rodzaj miłości. Jakby chłopak stworzył tą miłość specjalnie dla niej. Zaprojektował, zadbał o jej wykonanie. I na koniec sprawił, że stała się prawdziwa.

— Jesteśmy — chłopak zakomunikował, gdy telefon wydał z siebie dźwięk oznaczający koniec trasy.

Dziewczyna spojrzała przed siebie i wysiadła z samochodu.

Dom letniskowy rodziców Liama znajdował się przy jednym z jezior na obrzeżach Seattle. Było to jedno z ładniejszych miejsc w okolicach miasta, a River żałowała, że tak rzadko bywała w takich miejscach. Zaczęła się rozglądać, żeby odnaleźć domek z numerem cztery. Po chwili pojawił się przy niej Russell, który przeczesał włosy i nasunął na nos okulary przeciwsłoneczne.

— Jezioro — Russell powiedział, a na jego ustach pojawił się rozbawiony uśmiech. Dziewczyna spojrzała na niego i posłała mu pytające spojrzenie. Nie rozumiała po co stwierdza coś tak oczywistego.

— Tak, jezioro.

— Nie łapiesz?

— Czego? — zapytała i wciąż wzrokiem poszukiwała właściwego domku.

Czterech Ojców River Conway | TOM III ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz