Rozdział 3

113 7 0
                                    

Przebieg kolacji pamiętam, jak przez mgłę. Przez większą jej część po prostu siedziałam i skubałam widelcem po talerzu. Od czasu do czasu rzucałam przelotne spojrzenie ojcu, mamie oraz Peter'owi, którego wzrok ciążył mi najbardziej.

Bite dwie godziny siedziałam nie odzywając się do nikogo, bowiem nikt nie chciał mnie zagadać. Czasami tylko chichotałam, gdy Pan Finn powiedział coś śmiesznego lub, gdy pytano się mnie, czy chce jeszcze dokładki danej potrawy. Za każdym razem odmawiałam.

Nie byłam jednak w stanie stwierdzić, o czym mówiła reszta osób. Mama wciągnęła się w niezobowiązującą rozmowę z Panią Ellie, ojciec razem z Panem Monroe oraz jego synem dyskutowali na temat meczu jakieś drużyny piłkarskiej, a mi jedyne co pozostało to siedzieć. Nie mogłam nawet do końca odpłynąć myślami, bo gdybym to zrobiła, zapewne ktoś by coś ode mnie chciał. Tak mniej więcej wygląda moje szczęście.

Niemal na pamięć nauczyłam się schematu kolacji, na które ojciec sprasza innych inwestorów. Zawsze przez dwie godziny siedzieliśmy przy stole rozmawiając o codziennych błahostkach, aby później Matthew poszedł ze swoim gościem do gabinetu i tam za zamkniętymi drzwiami pili burbon i rozmawiali o biznesach. Georgia w tym samym czasie przenosi się do salonu, gdzie z filiżanką kawy zagaduje żonę biznesmena, aby ta się nie nudziła. Ja wtedy czmycham niezauważona do pokoju, ponieważ wtedy nikt niczego ode mnie nie chce.

Tak było za każdym razem, aż do teraz.

- Kennedy, zabierz Peter'a do swojego pokoju.

W mojej głowie nadal huczały słowa ojca. Jeśli będzie miał ochotę, to prześpij się z nim. Jego komentarz był niesmaczny i napewno nietaktowny. Bo jaki normalny rodzic sugeruje jedynej córce, aby przespała się z kimś dla płynących z tego korzyści? Przecież to jest niedorzeczne!

Pomysły mojego ojca od zawsze były głupie, ale ten jest po prostu absurdalny.

- Chodź, Peter - mruknęłam niechętnie, idąc w stronę schodów.

Trzymając się mocno poręczy, dostojnym krokiem wchodziłam na górę, by następnie skręcić w korytarz prowadzący do mojego pokoju. Co kilka sekund odwracałam się za siebie przez ramię, aby sprawdzić, czy chłopak idzie za mną. A on to robił, mając na ustach bardzo szeroki uśmiech.

Pozwoliłam, aby jako pierwszy przekroczył próg mojego pokoju. Łapiąc za klamkę w drzwiach przypomniałam sobie słowa ojca. Jeśli będzie miał ochotę, to prześpij się z nim. Jak na złość, tylko te zapamiętałam z całej jego wypowiedzi. Bo one mnie zabolały najbardziej. Dlatego przez chwilę zastanawiałam się co zrobić, aż ostatecznie postanowiłam zamknąć drzwi. A później tak po prostu przekręciłam zamek.

Usiadłam na fotelu, podczas gdy Peter zajął moje łóżko. Wygodnie rozłożył się na nim, ręce miał położone pod głową, a nogi skrzyżowane w kostkach. Powieki miał przymknięte, ale doskonale zdaje sobie sprawę, że czeka, bym coś powiedziała. Abym to ja zaczęła go zabawiać.

- Czemu powiedziałeś mi o kolacji? - palnęłam bezmyślnie, postanawiając przerwać tą niezręczną ciszę.

Otworzył na chwilę jedno oko, by rzucić mi szybkie spojrzenie, po czym z powrotem je zamknął. Zastanawiałam się przez chwile, czy odpowie mi na pytanie, a kiedy byłam niemal pewna, że zostawi je, by wisiało w powietrzu, zabrał głos:

- Nie wiem - wzruszył ramieniem - Uznałem, że zachowam się jak dżentelmen i ci o tym powiem. Mogłabyś się wtedy przygotować.

- Przygotować? - powtórzyłam, a on skinieniem głowy potwierdził. - Ale na co?

Westchnął, jakby musiał pewne rzeczy wyjaśniać dzieciakowi z przedszkola.

- Jakaś ty głupiutka, Kennedy.

DamnedWhere stories live. Discover now