Rozdział 18

121 3 3
                                    

Tak jak ustaliłam wcześniej, Święto Dziękczynienia obchodzę sama w domu. Było mu z tego powodu trochę przykro, ale z drugiej strony, gdyby rodzice byli w domu ten dzień wyglądałby niemal identycznie. Z tą różnicą, że byłoby dużo jedzenia.

Postanowiłam odesłać naszą gosposie do domu. Trochę z nią rozmawiałam ostatnio i dowiedziałam się o niej dużo, ciekawych rzeczy. Ma własną rodzine.  Dwie córki i syna. Miała również wnuczki. Jak dobrze kojarzę było ich siedmiu. To właśnie z nimi miała spędzić ten czas, ale bała się, że się nie wyrobi przez to, że musiałaby gotować tutaj. Tak mi powiedziała, dlatego niemal od razu dałam jej wolne, obiecując, że będzie to urlop płatny. Nawet podwójnie.

Siedziałam na kanapie w salonie, oglądając jakiś badziewny film, który akurat leciał w telewizji. Nie skupiałam się zbytnio na fabule, całą swoją uwagę poświęcając komórce, która leżała obok mnie na sofie. Co i rusz na nią zerkałam, sprawdzając czy nie przyszło nowe powiadomienie. A gdy w końcu ekran błyskał, a dźwięk przychodzącej wiadomości dotarł do moich uszu, z nieukrywaną ekscytacją łapałam za urządzenie.

G wysłał do ciebie wiadomość - odczytałam na głos, uśmiechając się.

Bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Nie jestem w stanie stwierdzić, jak do tego doszło. Po prostu pewnego dnia on do mnie napisał i od tamtej pory zawsze znajdowaliśmy jakiś temat do rozmowy, aby jej nie ucinać. Tym razem było zupełnie podobnie.

Od G: Ja uważam, że ten serial jest naprawdę nudny. Nie ma w nim żadnego głębszego sensu, oprócz tego że Serena ciągle mówi, że musi iść. BEZSENSU.

Zaśmiałam się. Wcześniej się z nim kłóciłam o to, czy chłopak oglądał Plotkarę. Wmawiał mi, że nie, ale nie wiedział, że kilka dni temu Logan wygadał mi się, że we dwójkę zawzięcie oglądali ten serial, zarywając niejedną nockę.

A teraz mi się przyznał.

Do G: Czyli jednak oglądałeś, co?

Odrzuciłam telefon na bok, przelotnie zerkając na telewizor. Rozczulałam się nad historią Chucka i Blair. Była ona dla mnie jedną z najromantyczniejszych, a jednocześnie najbardziej toksycznych przypadków miłości, jakie chyba można kiedykolwiek doświadczyć.

Zainteresowałam się tą konkretną sceną. Opatuliłam się szczelniej kocem, biorąc w ręce herbatę z cytryną. Zazwyczaj nie przesiadywałam w salonie, ponieważ czułam się z tym niekomfortowo, a na dodatek bałam się, że któregoś razu zobaczy mnie ojciec i opierdzieli. Dlatego zawsze zamykałam się u siebie w pokoju i tam robiłam to, co niemal każda nastolatka. Po prostu żyłam, a nie tylko egzystowałam.

Wzięłam do ręki telefon, który zaczął wibrować. Na ekranie pojawił się numer Gideon'a. Od razu nacisnęłam zieloną słuchawkę.

- Nie prawda.

Było to pierwsze zdanie, które usłyszałam, po przystawieniu telefonu do ucha. Zachichotałam cicho, uznając to za wyjątkowo urocze.

- Dobrze - zgodziłam się. - Niech ci będzie.

Byłam prawie pewna, że odetchnął z ulgą.

- Co robisz? - zagadnęłam go, zmieniając temat.

- Jem - odpowiedział z ustami pełnymi jedzenia. Wzdrygnęłam się na to.

Nie miał w sobie za grosz kultury.

- I oglądam jakiś tam serial - dodał niechętnie, a ja już wiedziałam, co to za serial był. - Ale jak komuś powiesz, to się obrażam, czaisz?

- Jasne - Kiwnęłam głową, krzyżując ze sobą palce. - Oczywiście, że powiem o tym Chester'owi. Albo jeszcze raz Loganowi. - Dzięki, że mi przypomniałeś. Też powinnam coś zjeść.

DamnedWhere stories live. Discover now