Rozdział 7

69 3 5
                                    

Weszłam na pływalnie, czując się bardzo zdenerwowana. Ciasno trzymając ramiączko od sportowej torby szłam wprost do recepcjonistki, aby oddać jej kurtkę w zamian za klucz do szafki. Uśmiechnęłam się w podzięce i ruszyłam w stronę damskiej szatni. Ale, żeby przez nią przejść musiałam minąć tą męską, więc tętno zdecydowanie mi podskoczyło.

Nie miałam ochoty widzieć Chester'a. Jego zachowanie nie było w porządku. Śmiało mogłam powiedzieć, że miał dwubiegunowość. Po tym jak mnie potraktował nie chciałam z nim rozmawiać, dlatego przemierzałam korytarze pływalni będąc cała w nerwach.

Nie chciałam go po prostu spotkać, ale Bóg nie był dzisiejszego dnia dla mnie łaskawy, ponieważ przechodząc tuż obok męskiej przebieralni drzwi do niej zostały gwałtownie otwarte, przez co o mało bym nie dostała, gdyby nie moja zwinność i szybki czas reakcji. Z mordem w oczach spojrzałam na osobę wychodząca, a w myślach przeklnęłam ją, widząc Montgomery'ego.

- Kurwa, Kenny, przepraszam! - przeklnął, natychmiast do mnie podbiegając i sprawdzając, czy nie zrobił mi krzywdy.

Od razu sprzątnęłam jego łapy, nie chcąc by mnie dotykał.

- Spadaj - syknęłam.

- Kenny... - westchnął, patrząc na mnie zbolałym wzrokiem, jakby było mu przykro.

I powinno. Zachował się jak cham i prostak, nic go w tym momencie nie usprawiedliwia. Przynajmniej według mnie.

- Dasz mi się wytłumaczyć?

Spojrzałam na niego z politowaniem, zanim wystawiłam w jego stronę środkowy palec i ruszyłam do damskiej szatni. Zostałam odprowadzona smutnym spojrzeniem, przez który poczułam delikatne ukłucie w dole brzucha. Było mi głupio, ale tylko trochę.

- Pieprzony dupek - szepnęłam do samej siebie, chcąc sobie jakoś poprawić humor.

I się udało. Trwało to dosłownie sekundę, zanim zobaczyłam Victorię, która na mój widok prychnęła prześmiewczo, nadal pokazując koleżanką coś na telefonie. Głośno przy tym komentowały, a ich irytujące głosy wywołały u mnie podwyższenie ciśnienia.

Wśród osób trzecich starałam się grać tą spokojną dziewczynę, która dobrze się uczy i nie spędza z nikim czasu, woląc całe dnie siedzieć w domu niż na imprezach organizowanych przez uczniów DPPS. Zdarzały się jednak pewne dni, jak na przykład ten dzisiejszy, w których mam ochotę pozabijać każdego, kto tylko się do mnie zbliży. Nic nawet nie mówię o odezwaniu się, to byłoby problematyczne zważywszy na fakt, że gorszej zbrodni od morderstwa nie mogłabym wykonać.

Nie miałam ochoty zerkać w jej telefon. To była ostatnia rzecz, jaką kiedykolwiek chciałabym zrobić. Ale tak niechcący wyszło, że spojrzałam na urzędzie kątem oka, momentalnie czując, że moje policzki robią się czerwone. Było tam zdjęcie. Dokładniej moje i Peter'a, które ktoś tak obrobił, że wyglądało, jakbyśmy się całowali. Otworzyłam szeroko oczy, gwałtownie wyrywając komórkę dziewczyny i dokładniej przyglądając się fotografii.

- To są chyba jakieś jaja - skomentowałam cicho, ale wszystkie dziewczyny zdołały to usłyszeć, zaczynajac dodawać swoje komentarze.

Zdjęcie naprawdę było dobrze przerobione. Wyglądało tak bardzo realnie, że gdybym sama nie była główną zainteresowaną i na nim nie występowała, to z ręką na sercu bym stwierdziła, że ta parka się całuje.

I dopiero teraz do mnie dotarło, dlaczego Agnes i Susannah były dzisiaj na mnie takie cięte. Tu chodziło o to zdjęcie.

- Skąd to macie? - zapytałam ich wściekła.

DamnedWhere stories live. Discover now