Była godzina piętnasta, a my właśnie czekaliśmy na parkingu przed nieszczęsnym przedszkolem. Po ciężkim poranku strasznie nie chciałam tu jechać, ale Mbappe mnie zaciągnął sugerując, że nie poradzi sobie sam z dwójką dzieci.
- A pójdziesz tam chociaż po nie? - spytałam, podnosząc wzrok na mężczyznę.
- Myślałem, żebyś ty poszła. Mnie zaraz dorwą i będą chcieli zdjęcia - odparł, chowając telefon do kieszeni.
- A co jeśli Camille ze mną nie pójdzie? - zadałam następne pytanie, ponieważ spodziewałam się już po niej wszystkiego.
- Nie przesadzaj, pewnie miała gorszy poranek i dlatego się tak zachowywała - oznajmił, poprawiając się na skórzanym fotelu.
Przytaknęłam jedynie ruchem głowy i spojrzałam w swoją prawą stronę, zatrzymując wzrok na mamie idącej z synem. Chłopiec z ogromną radością rozmawiał z kobietą, opowiadając jej najprawdopodobniej o dzisiejszym dniu. Zawsze rozczulał mnie widok dzieci z rodzicami i w takich momentach aż nie mogłam doczekać się macierzyństwa, jednak mam świadomość tego, że nie będę należała do matek roku, bo kompletnie nie potrafię dogadywać się z dziećmi jeśli coś nie idzie po mojej myśli.
Odpięłam pasy i wysiadłam z samochodu, kierując się w stronę drzwi do budynku. Widziałam, że grupy do których uczęszcza Larissa i Camille są na podwórku, więc stwierdziłam, że od razu tam wyjdę.
- Dzień dobry - powiedziałam do wyższej blondynki.
- Witam - odparła, uśmiechając się.
- Ciocia! - krzyknęła Larissa, biegnąc w moją stronę.
- Czyli to pani odbiera dzisiaj dziewczynki, tak? - spytała dla upewnienia się, na co przytaknęłam ruchem głowy.
- Blanca podobno rano dzwoniła - oznajmiłam, ponieważ tak powiedziała mi przyjaciółka.
- Tak, dostałam telefon w tej sprawie - odparła, spoglądając na młodszą Lefort - Camille! - zawołała brunetkę, która biegła do nas z piaskownicy.
- Gdzie wujek? - spytała, kiedy dostrzegła tylko mnie.
- W samochodzie - odpowiedziałam, a dziewczynka spojrzała na mnie z podejrzeniem.
- Chodź do sali, weźmiesz plecaczek - odezwała się przedszkolanka, wystawiając w stronę niebieskookiej dłoń, którą po chwili ujęła.
Przeniosłam swój wzrok na Larissę, która machała do koleżanek w celu pożegnania się z nimi. Jedyne co mi teraz towarzyszyło to strach, że młodsza z sióstr nie będzie chciała stąd ze mną wyjść, a ja będę musiała odstawiać szopkę przy ludziach.
- Ciociu, chodź do przedszkola, muszę zmienić buty - powiedziała Lari, ciągnąc mnie następnie w stronę szatni.
Ku mojemu zdziwieniu siedziała tam już Camille, która zasuwała suwak od swoich fioletowych conversów. Obok niej leżał brązowy, puchaty plecak, który miał imitować niedźwiadka.
- W takim razie dziękuje bardzo i do zobaczenia - odezwała się przedszkolanka, kiedy zobaczyła mnie w progu drzwi.
- Do widzenia - odparłam, posyłając w jej stronę uśmiech - na pewno macie wszystko? - zwróciłam się do dzieci, a te pomachały twierdząco głowami.
Wyszłam za nimi z szatni, a następnie otworzyłam spore, szklane drzwi prowadzące na korytarz. Moja ostatnia nadzieja właśnie została pogrzebana, bo Camille stanęła na środku z założonymi rękami, a ja wiedziałam, że już nie będzie chciała dalej sama iść.
CZYTASZ
The same | Kylian Mbappe
FanfictionByliśmy tacy sami. Tak samo zaślepieni sławą, pieniędzmi i dobrą reputacją. Przed ludźmi wyglądaliśmy na parę idealną, jednak prywatnie nie było tak kolorowo. • Jest to kontynuacja książki „A new beginning | Kylian Mbappe"