I.4.

282 40 31
                                    

Następnego dnia wstała radosna i wypoczęta. Była w domu, we własnym łóżku, w swoim pokoju, który uwielbiała, bo rano witały ją tam promienie słońca, a wieczorami mogła czytać książki w zaciszym miejscu przy oknie wykuszowym.

Przez ostatnie lata Ellie nie zdawała sobie sprawy, jak jej tego brakowało. Studiowała w Londynie, bo tak zdecydowali rodzice. W końcu Cambridge School of Law ukończył jej ojciec, a wcześniej dziadek i pradziadek. Nic to, że była pierwsza kobietą z rodu Bethell, która pokusiła się o studia prawnicze. Przecież czasy się zmieniają. Przynajmniej tata był z niej dumny, bo jej młodsza siostra nie garnęła się do nauki. Camillę, tak jak matkę, interesowały tylko modne stroje i brylowanie w towarzystwie. A przecież ktoś musiał na to wszystko zarabiać.

Ellie wyjrzała przez okno i zobaczyła błękitny kabriolet, który tylko czekał na to, żeby się nim przejechać. Była niedziela, a ojciec obiecał jej wspólną przejażdżkę. Ubrała się więc casualowo i w świetnym humorze zeszła na śniadanie.

To będą najlepsze wakacje w moim życiu – postanowiła.

W kuchni czekała już Mathilda, która przyjęła zamówienie od panienki.

– Błagam, tylko coś lekkiego, Mathi – poprosiła Eleanor. – Żadnego bekonu ani fasolki.

– Ale panienka uwielbia bekon – przypomniała jej kucharka.

– Tak, ale potem matka mi wypomina, że nie mieszczę się w sukienki.

– Na co naprawdę masz ochotę, Eleanor? – spytała Mathilda, korzystając z tego, że były same.

– Zrób mi mały omlet, proszę. Żadnych tostów. I dwa paseczki chrupiącego bekonu, nie więcej, Mathi. – Uśmiechnęła się do kucharki.

– Naturalnie. Proszę zaczekać w jadalni, zaraz śniadanie będzie gotowe.

Ellie wyszła z kuchni i usiadła przy stole. Była sama, co oznaczało, że reszta domowników jeszcze spała. Jeśli chodzi o matkę i Camillę, to nie było zaskakujące, ale ojciec zawsze wstawał bardzo wcześnie – tak jak ona. Z tego też powodu, zanim Eleanor wyjechała na studia, często jedli śniadania razem i mieli okazję porozmawiać spokojnie. Potem te wspólne poranki im się urwały, czego oboje trochę żałowali.

Zanim Mathilda przyniosła Ellie śniadanie, Richard już był w jadalni.

– Dzień dobry, kochanie. – Uśmiechnął się, widząc córkę, czekającą przy stole. – Widzę, że nie zmieniłaś przyzwyczajeń.

– Trochę zmieniłam – zachichotała Ellie. – W Londynie szykowałam sobie śniadania sama.

– Ale nikt nie robi takiej jajecznicy na bekonie, jak nasza Mathilde – zauważył Lord Bethell.

W tym momencie do jadalni weszła kucharka ze śniadaniem dla Eleanor.

– Dzień dobry, lordzie Bethell – przywitała się, kładąc talerz przed dziewczyną. – To samo co zawsze?

– Oczywiście, w niedzielę tylko Full English Breatfast.

– Zaraz będzie gotowe, milordzie. Smacznego, panienko Eleanor.

– Dziękuję.

Mathilda zniknęła za drzwiami, a lord Bethell spojrzał zaskoczony na talerz córki.

– Omlet? Chyba jednak trochę zmieniłaś zwyczaje w tym Londynie – zauważył.

– Tato, muszę dbać o figurę, bo mama mi nie da żyć – westchnęła Ellie.

– Cathy trochę przesadza. Jesteś śliczną młodą kobietą, córeczko.

Cathy? Tylko tata mógł nazywać matkę „Cathy". Dla wszystkich innych była ona „lady Catherine" bardzo tego pilnowała. Nikt nie ośmieliłby skrócić jej imienia.

– Muszę wziąć się za siebie, poprawić kondycję – odpowiedziała jednak.

– Nie przesadzajmy – zachichotał lord Bethell, który miał posturę typowego pięćdziesięciolatka lubiącego dobrze zjeść. – Nie startujesz w Wimbledonie, ale jesteś uroczą młodą kobietą. Niczego ci nie brakuje. Poza tym w kancelarii u Attorneya liczyć się będą tylko twoje umiejętności posługiwania się przepisami prawa. Masz wakacje, Ellie, do końca sierpnia możesz robić to, na co tylko masz ochotę. Nasze konie tylko czekają, aż ktoś na nich pojeździ – zauważył. – Korty tenisowe też świecą pustkami.

– Ale to jest aż w Banks! Stoney Acres jest prawie pięćdziesiąt mil stąd – przypomniała mu odległość od ich letniej rezydencji.

– Masz przecież samochód. – Lord Bethell poruszył zabawnie brwiami, a Ellie prawie parsknęła śmiechem. Ojciec zawsze robił tak, jak udawał, że robi coś niezgodnego z zasadami. W rzeczywistości tylko żartował. Nigdy nie zrobił niczego niezgodnego z prawem ani z dobrym obyczajem, za co Eleanor bardzo go ceniła i starała się naśladować.

– Rzeczywiście, mam samochód. Dzięki tobie, tato. Przejedziemy się po śniadaniu?

– Przecież obiecałem.

Mathilda zaraz przyniosła śniadanie dla Richarda i życząc mu smacznego, wróciła do kuchni. Ojciec zabrał się za jedzenie, więc Ellie też szybko pochłonęła swoje.

– Dziękuję. – Dziewczyna wstała od stołu i uśmiechnęła się do ojca. – To o której się wybieramy?

Lord Bethell podniósł głowę znad talerza.

– Możemy nawet zaraz. Tylko ubierz się inaczej, dziecko, bo spalisz sobie ramiona. I koniecznie zwiąż włosy i włóż jakąś chustkę albo kapelusz. To kabriolet.

– Może w końcu się opalę? – zaśmiała się Ellie, która miała na sobie lekką zieloną sukienkę na cienkich ramiączkach.

Richard tylko pokręcił głową, więc Eleanor musiała się poddać.

– W porządku. Przebiorę się i o dziewiątej będę gotowa.

– O dziewiątej trzydzieści, moja panno. Nie wychodzi się z domu zaraz po śniadaniu.

Ellie przewróciła oczami na tę idiotyczną zasadę wymyśloną przez jej matkę, ale nie chciała się kłócić.

– Dobrze, będę przy autku punktualnie.

Ellie wróciła do pokoju, mijając po drodze Mathildę, której jeszcze raz podziękowała za śniadanie. Na miejscu zajrzała do szafy i przejrzała garderobę pod kątem ubrań ewentualnie odpowiednich na przejażdżkę autem w niedzielne przedpołudnie. W końcu zdecydowała się na jasny komplet – spodnie i żakiet, a bluzkę wybrała taką, która zakrywała ramiona. Jasne loki udało jej się ujarzmić, splatając je we francuski warkocz. Z kapelusza zrezygnowała, bo do tego zestawu by zupełnie nie pasował, za to włożyła na nos okulary słoneczne i na wszelki wypadek zabrała ze sobą jasnozieloną apaszkę.

Co do ojca, to nawet nie musiała się zastanawiać, żeby wiedzieć, jak on się ubierze. Lord Bethell w weekendy chadzał wyłącznie w jasnych spodniach i błękitnej koszuli, których miał całą szafę, bo tak ubierała go żona. Lady twierdziła, że w tym zestawie kolorystycznym jej mąż wygląda elegancko i z klasą, a on nie dyskutował z żoną, która była ikoną stylu.

Eleanor wyszła przed dom i usiadła na ławce w cieniu. Wyglądało na to, że angielskie lato przeciągnęło się na cały weekend, bo zapowiadanego deszczu nie było widać. To będzie przyjemna przejażdżka – uznała i potrząsnęła kostką ECU, która zadzwoniła o stylowy breloczek ze skrzydlatym logo firmy Aston Martin.



§&?

* ang.pełne angielskie śniadanie – Zwyczajowo to obfity posiłek składający się z bekonu, jajek, brytyjskiej kiełbasy, pieczonej fasoli, smażonego pomidora, smażonych pieczarek, puddingu (ale to nie budyń) oraz smażonego i opiekanego chleba. Mega kaloryczne.

** ang. skrót od Emotion Control Unit – metalowo-szklana kostka zamiast kluczyka do uruchomienia auta.

Dobra, ale to już ostatni bonus w tym tygodniu :-P Jak się nic nie wysypie, to przewiduję regularną publikację od września :-D


DZIEWCZYNA Z WYŻSZYCH SFEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz