IX.8.

215 40 18
                                    

Ellie spędziła weekend w Londynie zupełnie inaczej niż sobie wyobrażała. Spodziewała się, że przyjaciółka będzie chciała imprezować, jak zwykle, a okazało się, że Sophie przez ten rok w Stanach bardzo spoważniała.

– No co? Każdy musi w końcu dorosnąć – oznajmiła ze śmiechem, przedstawiając jej swojego narzeczonego, sztywnego jak pogrzebacz prawnika z nowojorskiej socjety.

– Naprawdę miło mi cię poznać, Eleanor. Wiele o tobie słyszałem – przywitał się Jarvis Scott Landon Trzeci.

– Mnie również, panie Landon. – Ellie odpowiedziała mu uprzejmym powitaniem, ale facet w ogóle jej nie przekonał. Zastanawiała się, jak osoba pełna życia, wręcz szalona, jak Sophie, dała się nabrać na tę ogładę. Jarvis od razu skojarzył jej się z Cardwellem i nie mogła go polubić. A teraz miała spędzić z nimi cały weekend z dala od jedynej osoby, która przekonała ją, że warto walczyć o swoje szczęście. Od Jacka. Jak ja za nim tęsknię...

Ostatecznie zdecydowała jednak, że przyjechała tam do Sophie i postanowiła nie psuć jej weekendu.

Panna Jones widziała, że z jej przyjaciółką dzieje się coś złego. Ellie była smutna, wręcz nie potrafiła tego ukryć. Soph postanowiła wyciągnąć z niej prawdę. W sobotę wieczorem wyciągnęła przyjaciółkę do spa, zostawiając narzeczonego w rękach zachwyconych nim rodziców.

Ellie wiedziała, że państwo Jones mieli przecież wszystko oprócz szlachetnego urodzenia i przyszły zięć z górnej półki najwyraźniej miał im zrekompensować braki.

– Powiedz mi szczerze, Soph – poprosiła Ellie, kiedy obie relaksowały się w prywatnej saunie – dlaczego akurat Jarvis?

– To ty mi powiedz lepiej, dlaczego przyjechałaś sama.

– To długa historia – westchnęła.

– Mów!

Ellie opowiedziała jej wszystko, nie pominąwszy nawet historii z małym Jimem na deser.

– I mówisz, że on po tym wszystkim przybiegł do ciebie i próbował cię pocieszać?

– Tak.

– A ty mu powiedziałaś, że nic z tego nie będzie, bo co??? Jesteście z różnych światów? Jezus! Ellie! Całkiem cię powaliło???

– I kto to mówi? – żachnęła się Eleanor. – Wychodzisz za mąż za członka nowojorskiej socjety.

– Ale pochodzę z bogatego pospólstwa – zaśmiała się Sophie. – Zresztą, gdybyś widziała Jarvisa u nas w mieszkaniu... – zawiesiła głos, żeby przestać się śmiać. – To wariat jakich mało. Potrafi się wygłupiać tak długo, że wyrywa mnie z najgorszego dołka. Gdyby nie on, nie przeżyłabym tego pierwszego roku w Stanach. Naprawdę miałam ochotę zrezygnować już po dwóch miesiącach.

– On i wariat? Przecież to sztywniak!

– To tylko poza dla moich rodziców.

– Ach tak...

– Tak! Kochana, to się nie może tak skończyć. Nieważne, kim jest Jack dla innych. Ważne, kim jest dla ciebie!

– Wychodźmy stąd. Jest mi za gorąco! – stwierdziła nagle Ellie.

Sophie się zgodziła. Przeszły pod zimny prysznic, a potem do basenu. W końcu trafiły na masaż, a dopiero stamtąd na kolację i do domu.

Ponieważ rodzice i Jarvis jeszcze nie wrócili z kolacji, Sophie wyjęła butelkę wina i poczęstowała Ellie.

– Za nas, naszą miłość i nasze przyszłe szczęśliwe życie, El! – wzniosła toast przyjaciółka.

– Za ciebie, twoją miłość i twoje szczęście, Soph! – poprawiła ją Ellie, upijając łyk wina. Było pyszne i przyjemnie ją rozgrzało. Ale nawet ono nie potrafiło odczarować rzeczywistości.

DZIEWCZYNA Z WYŻSZYCH SFEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz