IX.2.

192 36 9
                                    

Po drodze wybrała numer swojego faceta.

Zaraz odebrał:

– Słucham, skarbie.

– Jack, jadę do ciebie, bo coś mi dziwnie stuka w aucie. Mógłbyś to jeszcze sprawdzić przed zamknięciem warsztatu?

– A nie spóźnimy się?

– Och, najwyżej zostawisz moje auto w warsztacie do jutra.

– Dobrze, skarbie. Kiedy przyjedziesz?

– Już jadę.

Uff, udało się – pomyślała, rozłączając się. Nie pomyślała, że nie tak łatwo wmówić mechanikowi, że coś nie działa w prawie nowym aucie tej klasy.

Jack, przywitawszy się z Ellie, wziął astona martina na podnośnik i przejrzał zawieszenie.

– Gdzie ci coś stukało? – spytał, przeglądając idealne podwozie nowego auta.

– Nie wiem, może w kole?

– Wszystko wygląda idealnie.

– Och, Jack – przewróciła oczami, zgrywając blondynkę – nie znam się na tym. Co mogło stukać?

– Mógł ci się wbić kamień w oponę – zachichotał Jack.

– Naprawdę, to taki banał?

– Tak myślę. Twoje auto jest w idealnym stanie – zawyrokował, opuszczając astona martina na podnośniku i wyjeżdżając nim z garażu.

– To może nim pojedziemy? – zaproponowała.

– Dokąd?

– Najpierw do ciebie, żebyś się przyszykował, a potem do klubu?

Jack w tym momencie zrozumiał intrygę Ellie, ale zamiast się zdenerwować, roześmiał się na cały głos.

– Ty mała kombinatorko! – rechotał, trzymając się za brzuch. – Myślałaś, że jesteś taka sprytna i się nie domyślę?

Ellie, trochę czerwona na twarzy, musiała przyznać, że na to liczyła.

– Ale nie gniewasz się? – spytała dla pewności.

– Ja nie umiem się na ciebie gniewać, Ellie. Dobrze, pojedziemy twoim autem, ale mam jeden warunek.

– Jaki?

– Jeśli koniecznie chcesz dziś ze mnie zrobić kogoś, kim nie jestem... to ja prowadzę, a ty się mnie słuchasz.

Elenor nabrała powietrza i już zamierzała zaprotestować, kiedy pomyślała, że w zasadzie jest jej to obojętne. Przy Jacku nie musiała wszystkiego kontrolować. Ufała mu.

– Zgoda.

– Naprawdę się zgadzasz?

– Tak. Zależy mi, żebyś ty też się dobrze czuł.

– To zaczekaj tu, przebiorę się i możemy jechać do mnie.

– Dobrze.

– Dobrze? Tak się teraz na wszystko zgadzasz? – zachichotał Jack i wrócił do niej. – Nie będę cię jeszcze dotykał, bo muszę się umyć i przebrać w normalne ciuchy. Ale cię pocałuję bez użycia rąk – dodał, cmokając ją w usta. – Jesteś słodka, kiedy się wstydzisz. – Puścił do niej oko i zniknął za drzwiami zaplecza, gdzie miał warsztatową łazienkę.

Ellie znowu poczuła, że na twarz wyszły jej rumieńce. Walczyła ze sobą, żeby nie pobiec za nim, ale uważała, że tak nie wypada. Po chwili jednak usłyszała jego głos zza drzwi:

DZIEWCZYNA Z WYŻSZYCH SFEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz