I.6.

234 38 25
                                    

– Pssst, jaką znowu tajemnicę? – Lord Bethell puścił oko do córki. – Nasza rodzina nie ma żadnych tajemnic.

– Aż się boję rozmawiać z tobą na tematy polityczne – zachichotała nerwowo. – Jeszcze okaże się, że od lat głosujesz na wigów zamiast na torysów*.

Richard spojrzał na córkę z rozbawieniem.

– Od ponad stu lat nikt ich tak nie nazywa.

– W Londynie znajdziesz takich, którzy posługują się ciągle starą nomenklaturą. Szczególnie na uniwersytetach. Ale nadal nie odpowiedziałeś mi, na kogo głosujesz, tato.

– A mogę odmówić zeznań, powołując się na zasadę nemo se ipsum accusare tenetur?** – Lord Bethell roześmiał się jak z najlepszego dowcipu, a jego bystra córka w mig złapała aluzję.

– Dziękuję za odpowiedź, już wszystko jasne. A więc wracamy? – Ellie dopiła koktajl i spojrzała pytająco na ojca.

– Wracamy.

W drodze powrotnej Ellie celowo przejechała obok stadionu, obserwując zmieniającą się minę ojca. On naprawdę jest fanem czerwonych – zauważyła z rozbawieniem. W życiu bym się nie domyśliła, tak dobrze gra swoją rolę na co dzień.

Eleanor doszła do wniosku, że wyjazd do Londynu aż na cztery lata bardzo zmienił jej optykę, ale wciąż miała tak wiele wspólnego z ojcem, jak mało z matką. Tak jakby kobieta, która ją urodziła, nie była w stanie przekazać jej nic od siebie. Uświadomiła sobie też, że tęskniła za swoimi rodzinnymi stronami i było jej żal, że straciła tyle czasu w stolicy, z którą nie łączyło ją nic. Jedynie fakt poznania Sophie przemawiał na korzyść Londynu, ale teraz przyjaciółka była za oceanem i nieprędko miały się znowu spotkać. Dobrze być w domu – pomyślała, mknąc błękitnym autkiem z powrotem do Hale. I dobrze, że znowu mam przy sobie tatę. Cieszyła się, że ojciec pozwolił jej poznać się z tej mniej oficjalnej strony i że potraktował ją jak dorosłą. To było zupełnie nowe uczucie.

W końcu Ellie wjechała na teren posesji i zaparkowała astona martina pod wiatą, a ojciec zamknął pilotem bramę.

– Dzięki za autko i przejażdżkę, tato.

– Cała przyjemność po mojej stronie, córeczko. – Lord Bethell uśmiechnął się ciepło.

Przez okno w salonie wyjrzała zaraz lady Catherine z niezbyt zadowoloną miną, ale zaraz się schowała w głębi pomieszczenia.

– Nie martw się, biorę to na siebie – oznajmił. – Poskromienie złośnicy***  to moja ulubiona sztuka.

Ellie parsknęła śmiechem. Jej tata od wczoraj był kopalnią niespodzianek.

– A jak to zamierzasz zrobić?

– Mam swoje sposoby, Ellie, żyję ćwierć wieku z tą moją jędzą. Nie będę ci zdradzał swoich sztuczek, tylko dlatego, że jesteś moją córką.

Eleanor uznała, że rzeczywiście wolałaby tego nie wiedzieć. Matka jawiła jej się czasem jako zło wcielone i była przekonana, że ojciec w domu nie miał nic do gadania. Jednak szczegóły relacji rodziców absolutnie jej nie interesowały.

Weszli razem do domu, a lady wyszła im naprzeciw. Spojrzała krytycznie na strój córki, a potem otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale mąż szybko jej je zamknął. Najpierw pocałował rękę żony, potem przyciągnął ją do siebie i złożył na ustach kurtuazyjny pocałunek, a w końcu oznajmił teatralnym głosem:

– Widziałem dziś na wystawie suknię, kochanie. Moja piękna żona będzie wyglądała w niej olśniewająco na najbliższym przyjęciu o lordostwa Cardwellów. Co myślisz, żebyśmy jutro wybrali się tam, jak wrócę z pracy?

DZIEWCZYNA Z WYŻSZYCH SFEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz