VII.4.

199 38 12
                                    

Ellie jeździła już prawie trzy godziny i postanowiła wrócić do stajni, żeby napoić River. Klacz musiała być zmęczona, tym bardziej, że nieczęsto miała okazję tak długo wozić jeźdźca. River wyglądała jednak na niepocieszoną, kiedy Eleanor zawróciła, więc dziewczyna postanowiła przejechać się z nią jeszcze nad rzekę, tam zrobiła krótką przerwę, napoiła klacz i dopiero potem wróciły do stajni.

Dojeżdżając już na miejsce, zobaczyła, że przed drzwiami stajni stoi pan Welles z Jackiem.

Zsiadła z konia. Stajenny chciał zabrać jej uzdę, żeby oporządzić River, ale ona stwierdziła, że sama to zrobi.

– Jak panienka sobie życzy.

– Ja pomogę pannie Bethell – zaoferował się Jack.

– Obejdzie się – prychnęła Ellie i zaprowadziła klacz do boksu.

Jack zaraz znalazł się obok niej.

– Naprawdę mogę pomóc – powtórzył.

– Już mi pomogłeś z autem, dziękuję.

– Ale okazałem się chamem i chciałem cię przeprosić.

Ellie spojrzała na niego spod byka.

– Tak nagle cię oświeciło?

– Jak widzisz, trochę mi zeszło. Ktoś musiał mnie walnąć w ten głupi łeb – zażartował, pocierając skroń.

– Kto?

– Miranda Attorney.

Ach, Miranda...

– I przyjechałeś specjalnie z Manchesteru, żeby mi to powiedzieć?

– Tak.

– Nie mogłeś zadzwonić? – zdziwiła się.

– Nie, bo wczoraj rano... wykasowałem twój numer. – Zrobił zawstydzoną minę.

– Dlaczego?

– Zrobiłem to, kiedy zobaczyłem zdjęcie w brukowcu Cardwellów – przyznał.

– Chester sam z siebie zrobił głupka – westchnęła. – Szkoda, że przy okazji wciąga w to mnie.

– Wybaczysz mi? – spytał Jack. – I podasz mi jeszcze raz swój numer? – poprosił. – Obiecuję, że choćby nie wiem co, nigdy już go nie stracę. – Spojrzał na nią błagalnie.

– Zastanowię się.

– A od czego uzależniasz odpowiedź?

– Od tego, jak mnie przekonasz do jutra – odparła z szelmowskim uśmiechem. – Bo zakładam, że zostajesz w Banks do niedzieli, więc wypijesz ze mną herbatę i zjesz kolację?

Jack nie wierzył we własne szczęście. Eleanor chciała z nim spędzić czas. Zaprosiła go na podwieczorek i kolację. Zaraz, zaraz! To ja powinienem był to zrobić!

– Nie tak szybko, Elle. Eleanor. Jak mam do ciebie mówić?

– Ellie.

– Dobrze. Ellie, to ja powinienem był zaprosić cię na kolację.

– Nie bądźmy drobiazgowi, Jack. Żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku. Dasz się zaprosić czy dezerterujesz?

Ta dziewczyna zaczynała działać na niego jak czerwona płachta na podnieconego byka. Przez rok nabrała nie tylko urody i pewności siebie, ale i charakteru. Ja dezerteruję? Oszalała?

– Przyjmuję zaproszenie, panno Bethell.

– Ellie!

– Ellie, przyjmuję twoje zaproszenie na herbatę i na kolację. Ale to ostatni raz, kiedy planujesz nam spotkanie. – Pogroził jej palcem.

DZIEWCZYNA Z WYŻSZYCH SFEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz