IV.5.

176 31 24
                                    

Następnego ranka zjedli razem śniadanie, a potem Eleanor wsiadła w swoje błękitne autko i pojechała do Stoney Acres, a Chester, obiecawszy jej, że będzie dzwonił i przyjedzie na weekend, poszedł do pracy.

Droga nie dłużyła jej się ani trochę, bo pierwszy raz jechała tak daleko własnym autem sama. Rozkoszowała się tym uczuciem, tym bardziej, że Chester zadbał o nią w nocy i nad ranem tak, że czuła się maksymalnie dopieszczona. Wnioskując z liczby zużytych ostatniej nocy prezerwatyw, uznała, że Chester po prostu chce oszczędzić na gumkach, próbując ją wmanewrować w antykoncepcję hormonalną. Ale to nie był pomysł całkowicie pozbawiony sensu. Swoboda i wolność od strachu przed niechcianą ciążą miały dużą wartość, jeśli zamierzała prowadzić aktywne życie seksualne, a na to się zapowiadało.


Posiadłość Stoney Acres, Banks, hrabstwo Lancashire, lipiec 2021

Banks przywitało ją deszczem. W dodatku nikogo nie było przy bramie Stoney Acres, żeby jej otworzyć. Zdążyła już zmoknąć, zanim znowu wsiadła do auta. Sfrustrowana wybrała numer do zarządcy posiadłości. Stary pan Sanders odebrał od razu.

– Panienka Bethell? Spodziewaliśmy się pani wczoraj – powiedział.

– Ale dojechałam dziś. Proszę otworzyć mi bramę.

– Nie ma mnie na miejscu. Mój wnuk zaraz podjedzie i pani otworzy.

– Dobrze, czekam – odparła i się rozłączyła.

No pięknie – pomyślała. Jeszcze brakuje, żeby stary wygadał rodzicom, że nie przyjechałam wczoraj...

Kilkanaście minut później obok niej stanęło inne auto. Wysokie, terenowe i chociaż stare, na pewno lepsze na szutrowe lokalne drogi niż jej aston martin. Z terenówki wysiadł młody chłopak w kurtce przeciwdeszczowej. Podszedł do jej auta i zapukał w szybę. Uchyliła ją nieznacznie.

– Dzień dobry. Dziadek kazał mi otworzyć bramę. Podobno miała pani przyjechać wczoraj – wyrecytował.

– Miałam, ale przyjechałam dziś – odparła, otwierając szybę mocniej.

Chłopak chciał jeszcze coś powiedzieć, ale spojrzał na nią i stanął jak wryty.

– Coś nie tak?

– Lady Bethell? – spytał zdezorientowany.

– Lady Bethell to moja matka. Ja jestem panną Bethell, Eleanor.

– Aaaa, kumam. No bo coś mi się właśnie nie zgadzało, żeś taka niezbyt stara. – Młody podrapał się po głowie. Na pewno był od niej młodszy, w dodatku zupełnie niewychowany. – Jeremy Sanders, wnuk zarządcy – przedstawił się po chwili.

– Jeremy, otwórz mi proszę tę bramę. – Spojrzała na niego udręczonym wzrokiem. – Strasznie leje.

– Już lecę.

Młody otworzył bramę, a ona wjechała na teren posesji. Potem pojechał za nią i otworzył też garaż. Ellie zaparkowała auto i z przerażeniem stwierdziła, że jej śliczny niebieski aston martin jest cały w błocie. A do tego zorientowała się, że musi przejść z walizką i torbą do domu, również po błocie.

– Od dawna tu tak pada? – spytała, rozglądając się z niechęcią.

– Od kilku dni. Niedługo przestanie. Na pewno. Zawsze w końcu przestaje – zapewnił ją chłopak.

– Pomożesz mi z bagażami? – Spojrzała na niego błagalnie. – Przeciągnięcie walizki po tym błocie skończyłoby się katastrofą.

– Jasne, pomogę.

DZIEWCZYNA Z WYŻSZYCH SFEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz