1. Wredna zapalniczka i miła dziewczyna.

8.9K 435 312
                                    

#KODwatt

Elias

– Co za jebane gówno – wymamrotałem gniewnie pod nosem, gdy po raz kolejny zapalniczka wysunęła mi się z rąk, lądując obok mojego buta na ziemi. Cud, że jeszcze się nie połamała.

            Dłonie cholernie mi się trzęsły. Było mi zimno i... Cóż, byłem też nieźle najebany.

            I to serio porządnie. Dawno nie wlałem w siebie tyle alkoholu. Trochę mnie poniosło. Troszeczkę. Tak serio odrobinkę.

            Zżerała mnie też złość, bo naprawdę potrzebowałem zapalić tego jebanego blanta, a ta popierdolona zapalniczka nie chciała ze mną współpracować. Że też akurat dzisiaj postanowiła zagrać mi na nerwach.

            No dobra, winę ponosiła moja pijana dupa, a nie żadna zapalniczka. Przecież nie miała takich umiejętności, by nagle odpalić się bez mojej pomocy. Ale zawsze łatwiej jest zwalić winę na kogoś innego, nie?

            Z głębokim westchnieniem kucnąłem po raz kolejny, modląc się w duchu, abym nie upadł. Sęk w tym, że mięśnie już dawno odmówiły mi posłuszeństwa, stały się wiotkie. Gdy więc pochylałem się po ten kawałek żelastwa, który był mi niesamowicie potrzebny, upadłem. Dosłownie zderzyłem się pośladkami z chodnikiem, jakbym wcale nie wyglądał już wystarczająco żałośnie.

            Z ust uciekł mi skowyt bólu, ale przynajmniej teraz mogłem złapać zapalniczkę i nawet, jeśli wciąż mi wypadała, to pozostawała jednocześnie w zasięgu mojej ręki. Zajebiście.

            Może to jednak dobrze, że upadłem? No dobra, pewnie będę miał siniaka wielkości piłki golfowej na pośladku, a to nie jest zbyt atrakcyjny widok, ale no... Jest jak jest.

            Po kilku kolejnych próbach, w trakcie których słyszałem jakieś poruszone szepty za moimi plecami, udało mi się odpalić blanta. Nie dbałem o to, że palę coś nielegalnego w samym centrum pierdolonego Londynu. Szczerze mówiąc, nie przejąłem się tym nawet przez sekundę.

            Co będzie, to będzie. Nie można mieć wpływu na wszystko, do cholery.

            Posiedziałem tak na krawężniku jeszcze przez chwilkę, bo musiałem odzyskać ostrość widzenia. Światełka znajdującego się naprzeciwko baru zlewały się w jedność. Właśnie to było wyznacznikiem mojego stanu. Kiedy zdołałem już rozróżnić poszczególne kształty, oznaczało to tylko tyle, że się ogarniam i że zioło zaczyna działać.

            Niektórych mogło zamulać, ale mnie pobudzało. Zawsze. Było moim cholernym ratunkiem na wszystko. Cóż, do jakiegoś tam momentu. Po początkowej fazie i tak zawsze przychodził etap zmęczenia i zazwyczaj właśnie wtedy kończyłem imprezę.

            Potrzebowałem tylko jakichś kilkunastu minut. Może kilkudziesięciu, jeśli dalej będę się wypierdalał na glebę, ale to szczegół. Pierwsza faza trwała mniej więcej godzinę, więc po prostu musiałem zmieścić się w tym czasie, bo tak się składa, że moje płuca domagały się nikotyny.

            Cholerne płuca wręcz o nią błagały. Tylko dlatego w ogóle opuściłem zajebistą imprezę.

            Niezgrabnymi ruchami udało mi się podnieść z ziemi i jako tako ustawić do pionu. Przez cały ten czas trzymałem mocno blanta ściśniętego między zębami, a odrobina popiołu spadła mi na dłoń. Tyle dobrze, że nawet nie zabolało. Czerwony ślad charakterystyczny dla poparzenia został, ale nic nie poczułem.

Kisses of DarknessWhere stories live. Discover now