6. Najlepszy typ faceta.

6.4K 389 330
                                    

#KODwatt

Elias

Stałem oparty o maskę swojego samochodu, paliłem fajkę i obserwowałem, jak Rose wychodzi z uczelni na dziedziniec, by następnie ruszyć w moją stronę. Jej włosy lśniły w promieniach jesiennego słońca, a stylizacja idealnie pasowała do kolorowych liści, które nieustannie spadały mi na głowę. Miała na sobie spódnicę w kratę, pomarańczowy sweterek i jasnobrązowy płaszcz. Z włosami znów zrobiła coś dziwnego. Te jej fryzury wyglądały na skomplikowane, choć pewnie takie nie były. Niby zwykły warkocz, a jednak, kurwa, nie taki zwykły.

– Cześć. – Uśmiechnęła się promiennie, przystając jakieś dwa metry przede mną. Od razu zgasiłem fajkę, bo choć zarzekała, że dym jej nie przeszkadza, to jakoś głupio było mi w nią tak chuchać.

– Gotowa na intensywną naukę?

– To ja powinnam spytać o to ciebie.

W myślach przyznałem jej rację.

Otworzyłem jej drzwi od strony pasażera, czując kurewską presję, by nie rozjebać się po drodze. Nie byłem najlepszym kierowcą na świecie. Właściwie w ogóle nie czułem się pewnie za kierownicą, ale to szczegół.

Dobra, może nie taki od razu szczegół, ale do tej pory nie spowodowałem żadnego wypadku. Choć z moim szczęściem, jakbym miał zginąć w jakiejś katastrofie drogowej, to właśnie dzisiaj, gdy wiozłem Rose.

Może właśnie dlatego nigdy nie zabierałem ze sobą nikogo na pasażerze.

Kurwa, może trzeba było zamówić taksówkę?

Rosalie wsiadła do środka niczego nieświadoma. Wciąż się uśmiechała, ale jednocześnie trzymała kurczowo pasek torebki, więc chyba towarzyszył jej też stres.

Obszedłem wóz i opadłem na fotel kierowcy, już czując, że serce podchodzi mi do gardła.

– Mogę o coś zapytać? – odezwała się cicho dziewczyna.

Pokiwałem głową, przekręcając kluczyki w stacyjce. Warkot silnika podniósł mi tętno.

– No bo ostatnio w kawiarni rozmawialiście coś o tym, że nie prowadzisz... zbyt dobrze. To znaczy nie, żebym...

– Prowadzę chujowo – wtrąciłem ze śmiechem. – Ale nie planuję zabić swojej korepetytorki.

– Może pojedziemy taksówką?

– Boisz się? – Wciąż nie ruszyłem z miejsca, ale powoli wbiłem bieg.

– Nie... Nie jakoś bardzo. – Zachichotała nerwowo. Czy ona myślała, że sprawi mi, kurwa, przykrość, jeśli powie szczerze, że się boi? – Mama uczyła mnie, żeby nie wsiadać do samochodu z kimś, kto nie czuje się pewnie w roli kierowcy.

– Trzeba się było słuchać, twoja mama miała rację – stwierdziłem ze wzruszeniem ramion. Dopiero po chwili pomyślałem sobie, że to mogło zabrzmieć wrednie. – No ale już tu jesteś, nie?

– Chyba jestem – przyznała, wciąż się śmiejąc. Na chwilę przeniosłem na nią wzrok, by zobaczyć rumieńce na jej policzkach. – Po prostu jedźmy powoli, dobrze?

– Zawsze wlokę się jak żółw, luz.

Może osiemdziesiąt na godzinę w centrum Londynu to nie do końca jak żółw, ale miałem wszystko pod kontrolą. Chyba. Wyjechałem z parkingu i skierowałem się na drogę, która prowadziła do biblioteki. Przynajmniej mieliśmy blisko.

Kisses of DarknessWhere stories live. Discover now