2. Różowe adnotacje.

9.4K 388 246
                                    

#KODwatt

Elias

Nienawidziłem mieć kaca. Nie, żeby istniała na tym świecie osoba, która z ręką na sercu mogłaby powiedzieć, że uwielbia budzić się z pulsującym bólem w głowie i uczuciem, jakby przejechał po niej jebany czołg.

O ile sam stan upojenia był prawdopodobnie najlepszym, co przytrafiło mi się w życiu, to następny poranek zazwyczaj był bardzo, bardzo ciężki. Czasem budziłem się wciąż najebany, ale los rzadko bywał dla mnie litościwy. Skrupulatnie płaciłem za swoje grzeszki. A ten dzień zdecydowanie nie okazał się dla mnie szczęśliwy.

Przeciągnąłem spięte mięśnie, skopując owiniętą wokół moich kostek kołdrę. Typowo jesienna pogoda na dobre zawitała już w Londynie, temperatury na zewnątrz ostatnio sięgały co najwyżej dziesięciu stopni Celsjusza, a mi i tak było gorąco. Nienaturalnie gorąco. I trochę mnie mdliło.

Teraz na myśl o całym tym alkoholu, który wlałem sobie do gardła poprzedniej nocy, robiło mi się słabo. Pomieszałem piwo z wódką, czego pod żadnym pozorem nie powinno się robić i o czym powinienem doskonale wiedzieć, a teraz płaciłem za to taką, a nie inną cenę.

To będzie trudny dzień.

Całe szczęście, że zajęcia zaczynały się dopiero jutro, bo w tym stanie nie dałbym rady na nie pójść, a naprawdę nie mogłem sobie pozwolić na żadne wagary. O ile w szkole średniej wszyscy przymykali oko na moje liczne nieobecności, tak tutaj szybko zostałbym wyjebany z listy studentów.

Jakiś fagas za biurkiem wziąłby do łapy nieprzyzwoicie drogi długopis i postawiłby długą kreskę wzdłuż mojego nazwiska. Nawet by przy tym nie mrugnął. A ja miałbym trochę przejebane.

Gdy tak leżałem na płasko ze wzrokiem wbitym w jasny sufit, do głowy zaczęły mi napływać kolejne wspomnienia z poprzedniej nocy.

Zapaliłem blanta w centrum Londynu – kolejna rzecz, której definitywnie nie powinienem robić, a jednak zrobiłem. Skoro jednak obudziłem się we własnym łóżku, a nie w więziennej celi, to chyba uszło mi to na sucho.

Potem ruszyłem po fajki. Przypomniał mi się ten struty jakimś gównem ekspedient. Pewnie też miał ciężki poranek, o ile w ogóle dotarł gdzieś, gdzie mógłby się przespać czy coś. A może wciąż siedział w pracy, bo zegarka to on raczej nie ogarniał.

Tak jakbyś ty był lepszy, gamoniu.

No dobra, byłem w stanie przetrawić to wszystko. Ale tylko do momentu wizyty w monopolowym, bo później odjebałem już niezłe gówno.

Jak zjebanym trzeba być, żeby po pijaku wchodzić do biblioteki akademickiej? Pewnie bardzo, a ja właśnie taki byłem. Zjebany do potęgi.

Miałem ochotę palnąć sobie w łeb za tę głupotę. Może i nie byłoby w tym nic strasznego, gdybym grzecznie wypożyczył podręczniki i wrócił do swoich zajęć, ale nie. Oczywiście, że nie mogło pójść tak pięknie.

Zasnąłem przy stole. Dobra, może to też nie jest wcale jakieś tragiczne. Pewnie nie byłem pierwszy i ostatni. Tyle że potem obudziła mnie jakaś laska, z którą gadałem Bóg wie jeden o czym. Pamiętałem tylko, że wpatrywała się we mnie wielkimi, niebieskimi oczami ze współczuciem, jakbym był bezdomnym.

Nie mogłem jej za to winić. Pewnie wyglądałem okropnie.

Skompromitowałem się? Wygadywałem coś głupiego? Uraziłem ją? Byłem nachalny?

Kisses of DarknessWhere stories live. Discover now