15. Księżyc i słońce.

6.5K 406 409
                                    

#KODwatt

Rosalie

Dzień „sądu ostatecznego" nadszedł szybciej niżbym tego chciała.

            Patrick odebrał mnie po zajęciach z uczelni i razem pojechaliśmy do pobliskiej restauracji, w której miał się odbyć koszmar, zwany inaczej podwójną randką.

            Naprawdę nie lubiłam narzekać i z reguły starałam się tego nie robić, ale ten dzień od rana zapowiadał się beznadziejnie.

            Ból głowy nie pozwalał mi przespać więcej niż dwie marne godziny. Nie wiem czy to skutek stresu, który towarzyszył mi od chwili, w której złożyłam Patrickowi i Eliasowi propozycję podwójnej randki, czy może rozbierało mnie jakieś choróbsko, ale nie czułam się najlepiej.

            Nad ranem, tuż po tym, jak spędziłam całą godzinę na układaniu włosów w piękne fale, okazało się, że pogoda postanowiła sobie ze mnie zakpić i zesłała nad Londyn takie ulewy deszczu, jakich świat dawno nie widział. Teraz z fal pozostał jeden wielki nieład i niedbały efekt, jakbym nawet nie rozczesała włosów po przebudzeniu.

            Cóż... Jako że od dziecka posiadałam niesamowity dar odnajdywania w trudnych sytuacjach jakichkolwiek pozytywów, to teraz mogłam przynajmniej stwierdzić, że sukienka, którą wybrałam, prezentowała się na mnie doprawdy ślicznie, a muzyka puszczana z głośników w restauracji była przyjemna dla ucha i nieco koiła moją irytację na wszystkich i wszystko.

            Dodatkowym plusem było to, że Patrick – najprawdopodobniej ze zwykłej uprzejmości – nie wspominał o naszym ostatnim spotkaniu, które zakończyło się w dość żenujący sposób. Właściwie udawaliśmy, że wcale nie doszło do tej całej próby pocałunku. Być może mu też było głupio, gdy dotarło do niego, że znacznie się pospieszył.

            Bo może wcale nie byłam ekspertką od randkowania, czego nie dało się ukryć, ale pocałunek po kilku godzinach znajomości wciąż wydawał mi się zwyczajnie... dziwny.

            Bo całowanie z przyjacielem w ramach „lekcji" już wcale nie jest czymś dziwnym, co, Rose?

            Już przy wejściu zdołałam dostrzec Eliasa w towarzystwie Ivy przy boksie w rogu sali. Ruszyliśmy w tamtą stronę; Patrick po drodze przejął ode mnie płaszcz. Restauracja nie była ani to nazbyt luksusowa ani niechlujna. Przytulny klimat podkreślały ściany pomalowane na ciepły odcień brązu, jak i świeczki, które zdobiły każdy stolik.

            Stukot moich obcasów nie pozwalał mi udawać, że wcale mnie tu nie ma, choć wolałabym być przezroczysta przynajmniej na to jedno popołudnie. Spojrzenie Eliasa powędrowało w moją stronę, gdy zbliżaliśmy się z Patrickiem ramię w ramię do boksu.

            Sprawy z Eliasem trochę się... pokomplikowały.

            W sumie to bardzo, ale wolałam sobie wmawiać, że jest inaczej.

            Nie rozmawialiśmy od czasu ostatniego pocałunku w składziku. Na tych zajęciach, które mieliśmy wspólnie, co prawda siedzieliśmy obok siebie, ale stale towarzyszyło nam jakieś nieznośne napięcie, więc w rezultacie unikaliśmy się tak bardzo, jak tylko byliśmy w stanie to robić.

            Skłamałabym jednak mówiąc, że nie brakuje mi naszych korepetycji, wspólnych seansów Gilmore Girls i długich rozmów.

            Bo brakowało. Bardzo.

            Czasem, leżąc wieczorami samotnie w łóżku, walczyłam z pragnieniem napisania chociażby jednej krótkiej wiadomości do tego chłopaka, bo zżerało mnie wrażenie, że zniszczyliśmy to, co nas łączyło. Wtedy jednak ta część mnie, która była niewiarygodnie wielkim tchórzem, przejmowała nade mną kontrolę i najczęściej wyłączałam telefon, by ten więcej mnie nie kusił.

Kisses of DarknessWhere stories live. Discover now