Rozdział 11

733 40 7
                                    

Od: Faustynka

„Jesteś w domu?"

Zdziwiłem się po przeczytaniu wiadomości. Jest niedziela wieczór, jutro na 9 nagrywki. Gdzie mam być?

„A gdzie mam być? XD Jutro nagrywki, zamierzam się grzecznie wyspać i być pełny energii"

Napisałem i czekałem na odpowiedź dziewczyny. Jak głupi z telefonem w ręku czekałem siedem minut na jakiekolwiek wyjaśnienia, a ona jedynie wyświetliła. Czyli tak się czują wszyscy jak im nie odpisuje. Zaśmiałem się w duchu i kontynuowałem czytanie książki. Kończyłem właśnie kolejny rozdział gdy po mieszkaniu rozległ się dzwonek. Podszedłem do drzwi i spojrzałem przez wizjer. Skłamałbym, żebym powiedział, że kompletnie się tego nie spodziewałem, ale mimo wszystko obecność dziewczyny pod wejściem mnie zaskoczyła. Stała tam z rękoma za plecami i rozglądała się po okolicy, jakby chciała przed kimś się schować. Szybko przekręciłem zamek i pociągnąłem za klamkę.

- Fausti. - krzyknąłem szczęśliwy i rozłożyłem ręce. Na mój widok wyciągnęła jedną rękę ponad głowę, biorąc spory zamach i uderzyła mnie w ramię rózgą, którą ostatnio jej podarowałem. - Ała! - krzyknąłem, rozmasowując bolące miejsce. - Za co to było?

- Ty masz jeszcze czelność pytać, za co to było! - fuknęła zła. - Nawet nie wyobrażasz sobie, czego musiała się nasłuchać od ojca na twój temat, na mój temat, na temat bycia przyzwoitym gdy rodzice przyjeżdżają. - założyła ręce pod biustem i uniosła wysoko brodę. Mimo że bardzo chciałem skupić się na jej twarzy, mój wzrok samoistnie zjechał na dekolt i chyba był tam za długo, bo Faustyna wzięła kolejny, już mniejszy zamach i dostałem w drugie ramię. - Gdzie się gapisz?! - powiedziała poirytowana.

- No przepraszam, ale to nie moja wina. Taka męska natura. - przewróciła oczami i odwróciła się na pięcie z zamiarem odejścia. - Serio, przepraszam. Zachowałem się ja świnia. - złapałem ją za rękę, ale ona nie dała za wygraną i dalej szła przed siebie. - O nie, nie, nie. - dogoniłem ją i złapałem za ramię. - Skoro już tu jesteś, to chodź do mnie i opowiesz mi, jak spędziłaś weekend z rodzicami i co twój tata mówił na mój temat. - objąłem ją rękoma i oparłem brodę na czubku jej głowy.

- Nigdzie z tobą nie idę. - odparła, ale nie próbowała się wyrwać.

- No Fausti. - przeciągnąłem ostatnią literkę. - Nie daj się prosić. Naprawdę zadałaś sobie tyle trudu, żeby przyjechać tu tylko po to, żeby dwa razy uderzyć mnie rózgą? Jak wejdziesz i pogadamy, to pewnie nadarzy się jeszcze okazja, żeby mnie uderzyć. - zażartowałem. Westchnęła i wyswobodziła się z uścisku.

- Jesteś głupi. - powiedziała, odwracając się w moją stronę.

- Już to słyszałem. - uniosłem ramiona w geście bezradności. - To, co idziemy? - zapytałem, podając jej dłoń. Ominęła mnie, nawet na mnie nie patrząc. - Zamierzasz się do mnie odezwać czy nie?

- Zastanowię się. - weszła jak do siebie i zdjęła buty. Rozejrzała się po pomieszczeniu i udała się do salonu, gdzie usiadła na sofie. Nie wiedziałem, o co jej chodzi.

- Zaczniemy normalnie rozmawiać? Czy będziesz dalej pyskować jak nastolatka? Czuje się przez ciebie jak ojciec, który próbuje porozmawiać z trzynastoletnią córką. - westchnąłem.

- Czułam się wczoraj jak trzynastoletnia córka kiedy ojciec próbował wytłumaczyć mi, czym jest bezpieczny seks. Wiec chyba dalej nie wyszłam z roli.- powiedziała zrezygnowana. Wciągnąłem głośno powietrze i zagryzłem pięść, żeby powstrzymać śmiech. -  Bawi cię to? Bo mnie nie. - odwróciła głowę w moją stronę i gdyby spojrzenie mogło zabijać, właśnie leżałbym martwy na podłodze.

empty bedOù les histoires vivent. Découvrez maintenant