Rozdział 18

727 45 28
                                    

- Bartek idzie z nami? - powtórzyła pod nosem. - Jakim cudem udało ci się go przekonać? - spytała zdziwiona jeszcze bardziej niż przed chwilą.

- Nie musiałam go przekonywać. Zadzwonił, spytał, co robię, powiedziałam, że idziemy na drinka nad Wisłę, zaproponowałam, żeby poszedł z nami i się zgodził. - Wika wymownie spojrzała na Faustynę. Naprawdę nie rozumiałem, o co tu chodzi. Na początku myślałem, że Fausti jest zła, że tu jestem.

- Czyli on nie wie? - moja landrynka parsknęła śmiechem.

- Cicho!

- Czego nie wiem? - powiedzieliśmy w tym samym czasie.

- Niczego Bartuś. Wszystko jest tak, jak ustaliliśmy. - podeszła do mnie Wika i pogłaskała mnie po głowie.

- Mam wrażenie, że coś knujesz. - spojrzałem podejrzliwie w górę na dziewczynę.

- Ja? - przeciągnęła pytanie. - Nigdy bym cię nie okłamała. - powiedziała to takim tonem, że byłem pewny, próbuje mnie w coś wrobić.

- Gadaj. - rozkazałem jej.

- Muszę siku. - uśmiechnęła się sztucznie i uciekła do łazienki.

- Oj ty naiwny. - usłyszałem politowanie w głosie Faustyny, która stała oparta o komodę.

- Może ty mi powiesz, gdzie tak naprawdę idziemy? - dziewczyna pokręciła głowa z zawadiackim uśmiechem. - A przywitasz się ze swoim przyjacielem? - spytałem, odwzajemniają jej uśmiech. Rozsiadłem się wygodniej na sofie i czekałem co zrobi.

- Cześć. - rzuciła i założyła ręce pod biustem.

- Słabo. Nie usatysfakcjonowało mnie to. - powiedziałem z przekąsem. Spojrzała na mnie i wzruszyła ramionami.

- Cóż mogę na to poradzić? Tak już witam się z przyjaciółmi. - widziałem, że zagryza dolną wargę od wewnątrz. Podszedłem do niej i stanąłem na tyle blisko, że mogłem poczuć zapach miętowej gumy, którą żuła.

- A jakbyś się przywitała ze mną? - złapałem ją za biodra i przyciągnąłem do siebie.

- To zależy czy bylibyśmy sami, czy nie. - splotła dłonie na moim karku. Pierwszy raz jesteśmy sam na sam od moich urodzin, no prawie, nie licząc Wiki za ścianą. Atmosfera zaczęła robić się gęsta tak jak wtedy w łazience.

- Powiedzmy, że jesteśmy sami. Tego jestem ciekawszy. - mój ton głosu niekontrolowanie się obniżył.

-Ale nie jesteśmy sami, przypomnę ci. - nienawidziłem gdy się ze mną droczyła.

- Nie dasz za wygraną co? - Faustyna pokręciła głową, a ja westchnąłem. - Nie podoba mi się to, jak wyglądasz. - była ubrana w czarną, satynową sukienkę za kolano z odkrytymi plecami. Spory dekolt i wiązanie w talii przyjemnie dla oka podkreślały jej kształty.

- Słucham? - oburzyła się i próbowała wyrwać z moich objęć.

- Nie wiem, czy wiesz, ale potrafię być bardzo zaborczy jeśli na czymś mi zależy. - przyciągnąłem ją jeszcze bliżej. - Ogólnie nie miałbym nic przeciwko, bo w tej sukience wyglądasz tak, że mógłbym dla ciebie zgrzeszyć. Tylko jest mały problem, tam będzie pełno innych facetów, którzy będą myśleć podobnie. - przejechałem opuszkami palców po nagim kręgosłupie dziewczyny i zacząłem się bawić sznureczkami od wiązania na plechach.

- Macie pięć sekund i wychodzę z łazienki. Proszę się doprowadzić do porządku. - krzyknęła z łazienki Wika.

- Jeśli założyłam to na spotkanie z przyjaciółką, możesz sobie wyobrazić, co założyłabym na wieczór z tobą tylko we dwoje. - szepnęła mi do ucha i szybko się odsunęła. Byłem do tego stopnia zszokowany śmiałym wyznaniem Faustyny, że nie potrafiłem się ruszyć z miejsca.

empty bedWhere stories live. Discover now