Rozdział drugi - „Znam cie zbyt długo."

6K 210 175
                                    

Jacob delikatnie odgarnął włosy z mojej twarzy kiedy poprawiłam się na miejscu. Idealnie się dopełnialiśmy. Jego serce pokrzywdzone było przez tą brzydką pizdę, a moje przez aroganckiego dupka o imieniu Artemis. Nie mogłam go winić. Jednak uczycie które wyżerało mój żołądek było nieznośne.
Albo byłam zazdrosna albo głodna.
Łatwiej uwierzyć mi było w drugą opcje.

— Chcesz piwo? — Zwrócił się do mnie Tristan.

Pokręciłam głową z dezaprobatą. Nie miałam ochoty dzisiaj mieszać alkoholu. Picie z Charliem jego świetnego wina było moją jedyną opcją.
Tani wyrób był zabójczy. Uważałam się za osobę z mocną głową. Potrzebowałam sporej ilości alkoholu aby nie ogarniać. Jednak napój Charliego był czymś zupełnie innym. Padałam przy paru łykach.
Ekonomicznie.

— Pójdę po jakiś sok. — Stwierdziłam odczepiając się od Jacoba. — Chcecie coś?

Tristan i Jacob pokręcili głowami. Osobiście nie miałam pojęcia gdzie podziała się nasza paczka.
Jak zwykle, grupa siedziała w odosobnieniu.
W cichym miejscu. Prawdziwa impreza zaczynała się dopiero kilkadziesiąt metrów od nas, gdzie nastolatki z pierwszych klas upijały się do nieprzytomności.
Czułam się dobrze siedząc z chłopakami. Nikt z naszej trójki nie miał najlepszego humoru. To sprawiało że nie musieliśmy się do siebie odzywać, a jedyną interakcją były jakieś przekleństwa rzucone pod nosem.

Cieszyłam się kiedy w połowie roku szkolnego, Tristan odpuścił sobie staranie się o mnie.
Dużo bardziej lubiłam go jako przyjaciela.
Nie był toksyczny i nie wykorzystywał mnie aby dopiec Artemisowi. Od czasu do czasu spędzaliśmy razem czas ale to bardziej dla urozmaicenia życia. Był przyjacielem.

Kiedy weszłam w tłum ludzi, moim zmęczonym oczą rzucały się znane mi twarze. W większości były to dzieciaki ze szkoły albo osoby które poznałam na imprezach. Starałam się uśmiechać w ich stronę biorąc pod uwagę że każdy z nich mnie wołał do tańca. Nie chciałam być suką więc jedynie kręciłam miło głową. Zakryłam usta czując że z moich ust wydobywa się ziewanie. Zamrugałam kilkukrotnie widząc barek z napojami. Ruszyłam z prędkością światła w jego stronę. Już po chwili w mojej ręce znalazła się zamknięta puszka pepsi.
Najbezpieczniejsza opcja.

— Kogo moje oczy widzą. — Powiedział głos za mną.

Odwróciłam się leniwie kiedy ujrzałam nikogo innego jak Logana.

— Hej. — Powiedziałam wysilając ostatnie procenty serdeczności na uśmiech.

Automatycznie skarciłam się w głowie przypominając sobie że Logan nie zasługuje na uśmiech. Nawet ten udawany.

— Najlepsza uczennica ostatniej klasy na
imprezie? — Zapytał rozbawiony.

Prawda była taka że poprzeczka w prywatnej placówce była o dziwo bardzo niska. Bogate dzieciaki nie paliły się do nauki więc z połową wysiłku który wkładałam do nauki w Seattle zajęłam pierwsze miejsce. Nie dziwie im się. Też gdybym od dziecka miała na koncie więcej milionów niż włosów na głowie, miałabym wyjebane w naukę.

— Tak. Wyobraź sobie że czasem wychodzę z wieży która pilnowana jest przez ogromnego smoka, i nie siedzę nad książkami. — Odpowiedziałam chamsko.

— Przepraszam! — Chłopak uniósł ręce w geście obronnym. — Zapraszałem cie na wiele imprez i nie przychodziłaś.

— Jakoś tak wyszło. — Odpowiedziałam znudzona.

— Rory, cóż.. — Zaczął chłopak a ja niemalże nie wybuchłam słysząc że dalej chce ze mną rozmawiać.

Loganie przekroczyłeś licznik słów wypowiedzianych do mnie jednego dnia.
Wróć jutro!
Albo nigdy.

ᴍʏ ɪɴᴛʀɪɢᴜᴇ | 16+ ( Część Druga) Where stories live. Discover now