Rozdział ósmy - „Ulubienica Boga."

4.7K 191 50
                                    

Siedziałam na krześle obok wyspy kuchennej.
Zagryzłam dolną wargę zjadając pojedynczo chipsy.
Całą swoją uwagę poświęciłam Artemisowi. Odkąd ja i dziewczyny wróciliśmy ze sklepu, chłopak ugiął się namową Jacoba i wypił z nim wódkę.
Jego lekko zdegustowana mina była skutkiem wypicia kolejnego kieliszka.
Ja zaś postanowiłam zatracić się w rozmyślaniu.
Czasami naprawdę chciałabym uznać że cierpię na schizofrenie. To zdecydowanie łatwiejsze wytłumaczenie, niż fakt że 20 minut temu rozmawiałam z kobiecą wersją mojego ojca.

Bardzo chciałam zadzwonić do Celine. Zapytać kim był Ralph, albo opcjonalnie ta kobieta. Ale było zbyt późno, mimo że w Paryżu była 3 a w USA północ.
Stwierdziłam że zadzwonię do niej rano.

— Rory, grasz z nami w prawdę czy
wyzwanie? — Zapytał głos Charliego.

Po kilkukrotnym zamruganiu spojrzałam na Charliego.

— Hmm? — Zamruczałam pytająco, dając mu do zrozumienia że nie słyszałam tego co powiedział.

— Czy grasz z nami w prawdę czy
wyzwanie. — Powtórzył podchodząc bliżej.

Wzięłam głęboki oddech i przejechałam dłonią po twarzy. Alkohol powoli opuszczał mój organizm, a to sprawiało że byłam coraz bardziej zmęczona.
Pokręciłam głową i zeszłam z krzesła.

— Nie chce być niegrzeczną gosposią i psuć wam zabawy, ale.. — Zaczęłam oglądając się zza
Charliego. — Artemis już sporo wypił, a ja chętnie położyłabym się spać. Moglibyście pójść do siebie?

Charlie skinął głową zarzucając ramie na mojej szyi.

— Jasna sprawa, pani kapitan. — Powiedział teatralnie salutując. — Słuchajcie! Darmowy alkohol w moim pokoju!

Parsknęłam widząc że wszyscy obrócili się w stronę Charliego. Oczy Jacoba zalśniły.

— Że jeszcze więcej? — Zapytał czarnoskóry schodząc powoli z kanapy.

Charlie skinął głową.
Lekko pochyliłam się do jego ucha.

— Masz darmowy alkohol? — Zapytałam marszcząc brwi szepcząc.

— Mam swoje wino. — Rzucił śmiejąc się kiedy Jacob i reszta zbierali się do wyjścia.

Uśmiechnęłam się kiedy Charlie podarował mi całusa w policzek na dobranoc.
Moje oczy zaczęły szukać Artemis'a. Kiedy wreszcie go znalazły czułam się jak postrzelona w klatkę piersiową.

Artemis się uśmiechał.
Uśmiechał się w najbardziej szczery sposób jaki kiedykolwiek było mi dane zobaczyć.
I to pierwszy raz w towarzystwie innych. Zwykle zachowywał się jak totalny gbur, siedział na imprezach jak za karę i jedyne co robił to „parskał".
Ale tym razem było inaczej, bo pijany czy nie, szczerzył się od ucha do ucha wstając z kanapy.
On też chciał wyjść, a ja wiedziałam że muszę mu powiedzieć że on nie idzie.

Zwykle kiedy Artemis pił za dużo, robiło się nieciekawie. Wolałam tego uniknąć, patrząc na jego stan. Był naprawdę pijany.

— Artemis. — Powiedziałam na głos podchodząc prędko do chłopaka.

Kiedy zbliżyłam się do niebieskookiego, zdałam sobie sprawę że zapach jego pięknych perfum zakrył odór alkoholu. Na jego ciuchach widniała plama, rozlanej wódki.

— Jest już późno. — Powiedziałam wplatając swoje dłonie na jego ramiona. — Może położymy się spać?

Po wypowiedzianych słowach, mój wzrok uniósł się ku górze. Nasze oczy złączyły się w jedność, a ja obserwowałam reakcje która powoli pojawiała się na twarzy Artemis'a.

ᴍʏ ɪɴᴛʀɪɢᴜᴇ | 16+ ( Część Druga) Where stories live. Discover now