Rozdział dziesiąty - „Znowu zaczynały się intrygi."

3K 122 8
                                    

Nasz wyjazd to Paryża był jedną z najlepszych, a zarazem najgorszych wyjazdów w których kiedykolwiek brałam udział. Tak jak się spodziewałam, hotel nie był ucieszony nocnymi igraszkami. Rano dotarła do nas wiadomość o eksmisji. Sam Artemis pofatygował się o rozmowę z dyrektorem hotelu. Jednak kiedy pokazano mu nagrania z wczorajszej „dewastacji" hotelowych doniczek, odpuścił.

Od rana próbowałam dodzwonić się do Celine, bezskutecznie. Jej telefon odrzucał moje połączenia niczym bumerang.

— A chuj mnie to. — Fuknął Jacob. — I tak dzisiaj byśmy wyjeżdżali. Po prostu szybciej zwiniemy się z hotelu.

Powiedział czarnoskóry prowadząc za sobą walizkę.
Stukot plastikowych kółek walizki, doprowadzał mnie do szału.

— Ale po jaką cholerę sikałeś do tych
doniczek?! — Warknął Charlie.

Moje palce same zahaczały o skórki paznokci. Przez cały poranek spotykały mnie nieprzyjemności związane z układem pokarmowym, nudności i ból brzucha. Żółć wyżerała dziurę w moim przełyku.
Nie mówiąc o nieprzespanej nocy, którą zafundowała mi tajemnicza kobieta spotkana w kiosku.

— Już mówiłem. To nie byłem ja. — Fuknął dumnie idąc.

— Przecież pare minut temu wszyscy widzieliśmy nagranie. — Wyszeptała Olivia pod nosem.

Głośny śmiech rozbiegł się po hotelowym holu.
Zamrugałam kilkukrotnie oglądając się na przyjaciół.
To nawet nie był żart, ale cała sytuacja wydawała się na tyle zabawna że od rana nikt nie dawał chłopakowi wytchnienia. Poczułam jak moje ciało oblewa zimny pot. Moja twarz została niewzruszona a myśli odbiegały daleko od zasilanej doniczki.
Jedyne o czym myślałam było wczorajsze spotkanie.
Zastygłam widząc że zmieszane spojrzenie Artemis'a zawiesiło się na mojej twarzy.
Aby chłopak nie nabrał podejrzeń dołączyłam do śmiechów. Aktorsko parsknęłam kiwając przy tym głową jakbym właśnie usłyszała najśmieszniejszą rzecz na świecie.

Przełknęłam ślinę dalej patrząc się na Artemis'a który prowadził za sobą dwie walizki - moją i jego.
Cały czas wpatrywał się we mnie zmieszany.

— No co? — Zapytałam wreszcie kiedy śmiechy powoli cichły.

Artemis przymknął na chwile oczy i pokręcił głową, tak jakby chciał właśnie wypędzić nieprzyjemne myśli.

— Nic. — Wyszeptał po czym podarował mi krotki uśmiech. — Ale wczoraj..

Jego głos zagłuszył głos Lucasa.

— W sam czas! — Krzyknął głośno zbliżając się do drzwi wyjściowych hotelu. — Nasze taksówki.

Odwróciłam twarz widząc przez przeszklone drzwi kilka ustawionych taksówek. Uśmiechnęłam się sama do siebie, wieki takimi nie jeździłam.
Szybko jednak wróciłam spojrzeniem do Artemis'a, który jedynie pokręcił głową i blado się uśmiechnął.

— Coś mówiłeś. — Napomniałam.

— Później ci powiem. — Skinął. — Wsadzę nasze walizki do pojazdu. Pójdziesz nas wymeldować?

Parsknęłam na słowo którego Artemis użył, pojazd był bardzo oficjalny. Chwile po tym skinęłam głową, a moje stopy ruszyły w stronę recepcji.

Za ladą siedziała młoda kobieta, jej blond włosy upięte były w kok. Przyjemnie uśmiechnęła się w moją stronę, a ja odwzajemniłam uśmiech.
Zanim zdążyłam zbliżyć się do marmurowego blatu kobieta starannie ułożyła na nim długopis i kartkę.

— Pani Moore. — Powiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy. — Proszę podpisać nazwiskiem w lewym rogu.

Lekko zagryzłam wnętrze policzka na wzmiankę nazwiska ale po chwili kolejny raz się uśmiechnęłam.

ᴍʏ ɪɴᴛʀɪɢᴜᴇ | 16+ ( Część Druga) Where stories live. Discover now