Prolog

167 7 12
                                    

Już prawie jedenastoletnia dziewczynka siedziała na łóżku w swoim pokoju i czytała książkę, a właściwie starała się to robić. Za nic nie mogła się dzisiaj skupić. Cały dzień rozmyślała o swoich jedenastych urodzinach, które wypadały jutro, chociaż wiedziała, że i tak będzie przeżywała ten dzień jak każdy inny. Dzieci z sierocińca jej nie lubiły, a opiekunki nawet o tym nie pamiętają. Jednak mimo wszystko się cieszyła. W końcu to o jeden rok mniej do siedzenia tutaj.

Wstała z łóżka i odłożyła książkę na półkę. Normalnie wyszłaby z pokoju na podwórko, ale było na nim za dużo dzieci, które potrafiłyby ją wyzywać czy nawet zrobić krzywdę.

Jak ona nie lubiła swojego życia. Jej rodzice jej nie chcieli, więc oddali ją do sierocińca, w którym nie jest za bardzo lubiana, wręcz przeciwnie, wszyscy mają ją gdzieś, w dodatku uznają ją za dziwaka i jest skazana tylko i wyłącznie na swoje towarzystwo. Albo może ewentualnie książki.

A może któregoś dnia, ktoś będzie chciał ją przygarnąć i zmienić jej życie? Nie, to byłoby zbyt piękne i nierealne.

Westchnęła i spojrzała na zegarek w swoim pokoju, który wskazywał godzinę dwunastą w nocy.

- Wszystkiego najlepszego Kally. - powiedziała do siebie wystawiając palec i zdmuchując go, udając, że jest świeczką. Zawsze w swoje urodziny tak robiła, wyobrażając sobie, że za chwilę zje wielki tort urodzinowy. Ku jej wielkiemu zdziwieniu palec zapłonął, a gdy go zdmuchnęła zgasł. Nie czuła przy tym żadnego bólu i nic nie wskazywało na oparzenie.

- Dziwne. - szepnęła, ale zignorowała to i poszła spać.

Rano obudziła się z ogromnym bólem głowy i od razu przypomniała sobie o bardzo nierealnej sytuacji. Nie chciała się jednak nad tym długo zastanawiać, stwierdziła, że była zmęczona i musiało jej się przewidzieć.

Wyszła z łóżka, stanęła przed szafą, wygrzebała  pierwsze lepsze ciuchy, które trafiły w jej ręce i poszła do łazienki.

Stała już ubrana przed lustrem przeczesując palcami swoje długie, czarne włosy, które kręciły się dosyć mocno. Odkręciła wodę w kranie i ochlapała nią swoją jeszcze zaspaną twarz.

Kally była dość ładną dziewczynką. Jak wcześniej było wspomniane, miała długie, kręcone włosy. Oprócz tego posiadała duże szare oczy i dość mocno zaostrzone rysy twarzy. Była dość wysoka i szczupła.

Wytarła się ręcznikiem, a wchodząc do swojego pokoju sięgnęła po stare trampki, które założyła na stopy i poszła na śniadanie.

Dziewczynka usiadła na krześle, nałożyła na talerz dwa tosty z dżemem truskawkowym i nalała sobie soku pomarańczowego do połowy szklanki.

Jadła powoli obserwując wszystkie roześmiane dzieci w jej wieku, które co chwila się na nią patrzyły i coś szeptały. Starsze dzieci po prostu nie zwracały na nią uwagi i udawały, że nie istnieje.

Po przełknięciu ostatniego kęsa, postanowiła trochę się przewietrzyć. Wyszła na plac zabaw przed sierocińcem i siadając na huśtawce zaczęła lekko się odpychać, przez co łańcuchy, na których trzymała się huśtawka cichutko zaskrzypiały.

Zaczęła myśleć o tym czy kiedyś odnajdzie się w tym okrutnym świecie albo czy znajdzie swoje miejsce. O swoich jedenastych urodzinach, które dzisiaj obchodzi.  Żyła na tym świecie już jedenaście lat, a dalej nie potrafiła zrozumieć czemu wszyscy jej tak nie lubią i jest w większości obiektem drwin w sierocińcu. Nie wiedziała nawet czym to jest spowodowane, przecież nic nie zrobiła. Szczerze żałowała, że jej rodzice ją oddali. Mogłaby mieć normalne życie. I mimo, że nie wiedziała wszystkiego, to źle się z tym wszystkim czuła. Żadnych swoich urodzin nie obchodziła szczęśliwie, wręcz przeciwnie. Dwudziesty drugi sierpnia to chyba data, którą dzieciaki z sierocińca przeznaczyły na dokuczanie jej. Ale i tak zawsze co roku cieszyła się, że zostało jej coraz mniej do opuszczenia tego koszmarnego miejsca.

WybrankaWhere stories live. Discover now