Pojedynek

36 4 8
                                    

Marlene postanowiła, że przestanie zwlekać. Już kolejnego ranka po drugim zadaniu, udała się do gabinetu Dumbledore'a. 

Widziała po Kally, że jest coraz gorzej. Często miała duże zasinienia pod oczami, chodziła przygnębiona i wygaszona.

- Musimy porozmawiać. - powiedziała stanowczo, wchodząc do pomieszczenia bez pukania.

- Coś się stało Marlene? - zapytał zaciekawiony.

- Dobrze wiesz co się stało, nawet głupi by zauważył. - warknęła opierając się rękoma o biurko, przy którym siedział starzec.

- Chodzi ci o zmiany w zachowaniu panny Black? - dopytywał się.

- Tak. Ta dziewczyna musi przeżywać teraz piekło, a ty już raz miałeś do czynienia z tym samym! - krzyknęła kobieta.

- Spokojnie. Po co te nerwy? Usiądźmy i pogadajmy.

Czerwonowłosa westchnęła i usiadła na wskazanym przez Dumbledore'a miejsce.

- Boję się o nią. Co jak coś jej się stanie? - spytała.

- To silna dziewczyna, poradzi sobie. - rzekł. - Cytrynowego dropsa? - zadał pytanie wyciągając spod biurka pudełko ze słodyczami.

- Nie, dziękuję. - odmówiła. - Dalej jednak musimy pamiętać, że to dziecko. Ona nie jest gotowa na walkę z nim. Co jeżeli jednak jej się nie uda? Wyobrażasz sobie co się stanie, kiedy on nią zawładnie?

- Musi dać radę. Na razie nie jesteśmy w stanie nic zrobić, Marlene. - uśmiechnął się smutno Dumbledore.

- Ale co jak podzieli jej los? - zapytała cicho.

- Miejmy nadzieję, że nie podzieli. On jest nieobliczalny, jednak nie pozostaje nam nic oprócz nadziei, że tym razem jasna strona zwycięży.

- Co chcesz przez to powiedzieć?

- Nic tutaj nie jest pewne. Jedyne co jesteśmy w stanie zrobić to udawać, że wcale o nim nie wiemy. To jedyny sposób.

***

W następny czwartek, po drugim zadaniu Kally udała się na lekcje Zagłębiania się w swój żywioł, która dzisiaj miała odbyć się na szkolnych błoniach. Jakie było jej zdziwienie, gdy ujrzała Gryfonów i Ślizgonów z czwartego roku czekających razem z uczniami Akademii.

- Ej, Malfoy! - szturchnęła kuzyna, gdy akurat obok niego przychodziła.

- Co jest? - zapytał odwracając się od znajomych, z którymi prowadził rozmowę.

- Co wy tu robicie? - zapytała.

- Pamiętasz jak na początku roku przychodziliście czasami na nasze lekcje? - spytał, a gdy przytaknęła głową, kontynuował. - W drugim semestrze jest zamiana. Teraz my będziemy przychodzić do was.

- Czemu nikt mi o tym nie powiedział? - oburzyła się patrząc na niego dziwnie.

- Powiedziano nam dopiero dzisiaj na pierwszej lekcji. Z resztą, myślałem, że wiesz. - wzruszył ramionami.

- Dobra, i tak dzięki. - powiedziała odchodząc od grupki Ślizgonów i podchodząc do Olivii i Sashy.

- Witam wszystkich. - na błoniach rozbrzmiał głos czerwonowłosej kobiety. - Większość z was zapewne wie jak się nazywam, jednakże aby rozwiać wszelkie wątpliwości, jestem Marlene Fire, dyrektorka Akademii Żywiołów. W czasie gdy nauczyciele z naszej szkoły zostali z młodszymi klasami będę miała zaszczyt ich zastąpić. Na dzisiejszej lekcji poruszymy temat pojedynków. Czy ktoś z was - zwróciła się w stronę uczniów Hogwartu. - wie na czym polegają pojedynki czarodziejów amoku?

WybrankaWhere stories live. Discover now