Rozdział 11

3.7K 136 39
                                    

Ktoś

Ah, głupiutka Katrina. Myślała, że tak łatwo się mnie pozbędzie. Haha. Nie tak szybko kochanięka. Za niedługo dokończymy, to co nam przerwano i w tedy, nic mnie nie powstrzyma.

Katrina

Następnego dnia obudziłam się około dziesiątej. Cholernie nie chciało mi się wstawać, więc stanęło na tym, że leżałam tak do jedenastej trzydzieści. Po tym czasie postanowiłam się ruszyć.

Gdy tylko skończyłam poranną toaletę, ktoś zapukał do moich drzwi.

- Kto tam? - spytałam.

- To ja, Kelly. - odpowiedział głos za drzwiami. - Mogę wejść?

- Oczywiście. - powiedziałam wycierając włosy. Po chwili do mojego nadal chwilowego pokoju wślizgnęła się gosposia. Popatrzała na mnie i zmarszczyła brwi. - Coś nie tak?

- Podobno jesteś lekko przeziębiona, a mycie włosów może sprawić, że będzie gorzej. - a no tak, moje kłamstwo.

- Wiem, ale były takie tłuste, że musiałam je umyć. - odpowiedziałam. Mam nadzieję, iż uwierzy. Kobieta pokiwała z zrozumieniem głową.

- Przyszłam powiedzieć, iż pokój jest gotowy, a przy okazji zaprowadzić na śniadanie. 

- A czy któryś z moich opiekunów jest gdzieś w pobliżu? - zapytałam rozczesując włosy. Musiałam wiedzieć, czy przenieść rzeczy teraz czy później. 

- Nie. Pan Iwan pracuje, a pan Adrien i Gabriel przed chwilą pojechali do miasta. Przez najbliższe dwie godziny ich nie będzie. - odpowiedziała. Chyba wiedziała, że nie mam ochoty ich spotykać. 

- Dobrze. Pomożesz mi z rzeczami po śniadaniu? - spytałam. 

- Ja niestety nie, ale mogę poprosić mojego brata o pomoc tobie.  - zaproponowała. W sumie Alex wydawał się być spoko, więc czemu nie?

Ja wiem, teraz by ktoś powiedział, że czemu boje się moich opiekunów, a Alexa nie? Odpowiedź jest prosta, od początku pokazywał, że jest w porządku, że nie mam się czego bać. Po prostu biła od niego taka przyjazna aura. Obym się nie pomyliła. 

- Dobrze. - odpowiedziałam. 

- Wspaniale. Zapraszam na dół. - powiedziała zapraszająco. Westchnęłam i ruszyłam do kuchni za Kelly.

-To na co masz ochotę? - zapytała uprzejmie. Chwilę zajęło mi myślenie po czym zdecydowałam się na sałatkę owocową. Pomagałam trochę, choć zapewniała mnie, że da radę sama.

Gadałyśmy trochę o chłopakach, o moim życiu prywatnym, ale ani razu nie zapytała o przeszłość. Po zjedzeniu śniadania miałam iść na górę zacząć się pakować, a przynajmniej te rzeczy, których nie chciałam, aby widział Alex. Już miałam opuścić pomieszczenie, ale powstrzymał mnie kobiecy głos.

- Musisz tylko zapytać się pana Iwana, czy Alex może ci pomóc. - powiedziała wycierając ręce.

- A mogłabyś ty? - spytałam błagalnie.

- Ja wiem, że to trudne ale nie możesz się cały czas ukrywać. Musisz w końcu chociaż zacząć z nimi rozmawiać. - powiedziała patrząc na mnie prosząco.

- Ja... trochę się ich boję. Lekko boję się przebywać w ich towarzystwie. - wyznałam.

- Jeśli nie poznasz ich lepiej będziesz czuła się tak dalej. - mówiła przybliżając się do mnie. Miała w tym trochę racji.

- Postaram się. - westchnęłam, a kobieta się uśmiechnęła.

- Masz, ale jak coś to nie ode mnie. - szepnęła i podała mi trzy paczki papierosów. Chciałam coś powiedzieć, ale nie dała mi dojść do słowa. - Teraz jesteśmy kwita. - mrugnęła do mnie, a ja ją przytuliłam.

- Dziękuje.

- Nie dziękuj, ja tylko chcę być sprawiedliwa. - powiedziała oddając uścisk.Po skończeniu tulenia się, odniosłam paczki do mojego pokoju.

Potem postanowiłam zmierzyć się z moimi lękami. Poszłam do zakazanego korytarza i stanęłam przed masywnymi drzwiami. Zapukałam, a gdy dostałam zaproszenie powoli weszłam do środka.

- Przepraszam, że przeszkadzam ale mam pytanie. - powiedziałam nie śmiało.

-Słucham Katrino. - odpowiedział poważnym tonem.

- Czy Alex może pomóc mi z przenoszeniem rzeczy do Nowego pokoju? - zapytałam. Mężczyzna chwilę mi się przyglądał, drapiąc się o brodę.

-Przykro mi, ale Alex jest zbyt zajęty, aby mógł ci pomóc.- odpowiedział. Lekko posmutniałam. Miałam nadzieję, że on mi pomoże. Trudno. - Jak chłopaki wrócą to ci pomogą.  - ja pier... Postanowiłam nie dać po sobie poznać, że nie miałam ochoty na konfrontację z nimi.

- Dobrze, w takim razie nie przeszkadzam. - posłałam mu sztuczny uśmiech. Już miałam złapać za klamkę, ale powstrzymał mnie jego głos.

- Usiądź. Mam jeszcze jedną sprawę do ciebie. - powiedział oschle. Po moim ciele przeszły nieprzyjemne dreszcze. Odwróciłam się i zajęłam jedno z miejsc.

I dupa.

- T... tak? - spytałam odwracając się.

- Widziałem przedwczoraj jak palisz papierosy. - o kurwa, mam przejebane. Iwan chyba zauważył moją reakcję, ponieważ znów zabrał głos. - Dlaczego i jak długo to trwa?

- Ja... ja... palę w najgorsze dni. - odparłam speszona.

- Czyli uważasz, że to, iż cię zaadoptowałem, jest najgorsze? - łapał mnie za słówko.

- Tak... to znaczy, nie... znaczy... - nie potrafiłam się wysłowić. Mówiłam jak jakieś uczące się mówić dziecko, bez języka. Jeszcze brakuje, żebym zaczęła seplenić.

- Dobrze. Powiedzmy, że rozumiem i tym razem ci się upiecze. Ale jak znowu, któryś z nas cię przyłapie, dostaniesz karę. Zrozumiano? - spytał, a ja szczerze się uśmiechnęłam.

- Dziękuje, dziękuje, dziękuje! - krzyknęłam uradowana. Mężczyzna chyba widział, że szczerze to mówię i również lekko się uśmiechnął.

- Jak byś miała jeszcze jakieś pytania, to pytaj śmiało.

Na chwilę mój entuzjazm padł. Zastanawiałam się czy zapytać go teraz czy później.

Chuj. Raz się żyje.

- Mam jeszcze takie pytanko.

- Tak?

- Czy mogłabym... spotkać się na nocce ze znajomymi?-zapytała nieśmiało. Mężczyźnie uśmiech też zszedł z ust i znów zaczął intensywnie myśleć. Zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno był to dobry moment.

Siedzieliśmy chwilę w ciszy, aż Iwan znów się odezwał.

- Kto będzie na tej nocce, gdzie i kiedy ją zrobicie? - zapytał śmiertelnie poważnie.

- Moja najlepsza przyjaciółka Inez. I moi koledzy. Z soboty na niedzielę. - odpowiedziałam. Iwan zmarszczył brwi, uważnie mi się przyglądając. - A co do spania,to myśleliśmy o domu dziecka. Podobno trochę się tam dzieje, a ja bardzo chętnie bym ich odwiedziła. - prosiłam.

- Aż tak ci z nami źle? - spytał. Zatkało mnie. Miałam ochotę powiedzieć co myślę, ale nie mogłam. Musiałam go teraz przekonać, aby się zgodził, a gdybym powiedziała prawdę, jestem pewna że by się nie zgodził.

- Znaczy... po prostu... Ja... - jąkałam się.

- Nie musisz się nas bać.

- Wiem. - skłamałam.

- Więc czemu nadal się boisz?

- Ja... Ja nie wiem. - dopiero teraz zauważyłam, jak dobrą jestem aktorką.

- Dobrze, zastanowię się. - powiedział z westchnieniem, wracając wzrokiem do odpalonego laptopa.

- Dziękuje. - podziękowałam i wyszłam.

 Odetchnęłam z ulgą, gdy znalazłam się po drugiej stronie drzwi. Jak najszybciej ruszyłam w stronę mojego pokoju.  Spakowałam wszystko, czego nie chciałam, aby widzieli. A, gdy wrócili po godzinie wiedziałam, że będzie ciekawie.

Zaadoptowana przez mafiozówWhere stories live. Discover now