Rozdział 19

3.3K 132 49
                                    

Katrina

Biegłam bardzo długo, aż postanowiłam się zatrzymać na krótką przerwę. Złapałam się drzewa, abym nie upadła. Pomału i stopniowo uspokajałam oddech.

Udało mi się.

Uciekłam.

Byłam z siebie cholernie dumna. Robiłam to pierwszy raz i pewnie nie ostatni.

Usiadłam przy pniu, wyjęłam jabłko, które się lekko poobijało, ale lepsze takie niż żadne. Bardziej niż głód, czułam pragnienie. Dziś było strasznie ciepło, około 86 stopni Fahrenheita (czyli 27 stopni Celsjusza).

Już miałam ugryźć, gdy zobaczyła przechadzające się jelonki. Mama z młodym.

Wyglądali bardzo uroczo.

Mama jelonka akurat pomagała młodemu znaleźć pożywienie. Mimo, że on sam by pewnie dał sobie radę, ona i tak stara się mu pomóc.

Chwilę się jeszcze na nich patrzałam, do puki nie pojawił się duży jeleń. Jego niesamowite i bardzo imponujące poroże, pokazywało jego wyższość ponad wszystko. Podszedł do samicy i zaczął się o nią ocierać, co wyglądało jakby się przytulali.

W tym momencie moje oczy zapełniły się łzami. Też zawsze chciałam mieć podobnie. Posiadać kochającą się rodzinę, gdzie nie ma krzyków, bicia, gwałtów, ani kłótni. Po prostu chodź jeden dzień poczuć się potrzebną, kochaną... Jestem pewna, że tego uczucia tak szybko nie doznam. Zwłaszcza, iż mieszkam z samymi, starszymi mężczyznami.

W tym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy oni już wiedzą o moim zaginięciu, czy jeszcze nie.

Ciekawe, co zrobią jak się dowiedzą.

Zaczną mnie szukać, czy będą mieć na mnie wylane?

Bardziej ta druga opcja jest prawdopodobniejsza.

Otarłam łzy, które spływały po moich policzkach i postanowiłam iść dalej.

*******

Szłam już bardzo długo przez las, a on zdawał się nie kończyć.

Chyba się zgubiłam.

Zaczęłam się zamartwiać. Mimo, że było lato, niektóre noce bywały bardzo zimne, a z tego co widziałam, dziś miała być jedna z takich.

A było uważać na geografii.

Byłam zmęczona i głodna, a o spragnieniu nie powiem. Czułam jakby zaraz moje nogi miały odpaść, oczy same się zamknąć , a ciało jakby, płonęło z braku wody. Moje usta mimo ciągłego nawilżania ich śliną, nadal były suche. Nie pomagał fakt, że robiło się ciemno. Może nie byłam typem osoby, która jak robi się ciemno to skula i zaczyna płakać, "bo ciemno".

Ja wręcz przeciwnie. Uwielbiałam noc. Czułam się w tedy taka wolna, a czasami jak coś przeskrobałam to bezkarna. Często chodziłam po domu, gdy było ciemno. Nikt mnie w tedy nie widział, ani nie słyszał.

Mimo, że noc była moją ulubioną porą doby, to wizja zostania sama na całą noc w środku lasu, nie była przyjemna.

Nagle potknęłam się o korzeń jednego z drzew. Upadłam, ale nie miałam siły się podnieść.

Byłam zbyt zmęczona, wyczerpana, a głód i pragnienie wcale nie ułatwiały wszystkiego. Ziemia pod palcami, była zimna, igły wbijały mi się wszędzie, gdzie tylko się dało.

Zaczęłam płakać.

Nic nie poszło po mojej myśli. I pomyśleć, że zamiast marznąć na zimnej ziemi w środku lasu, mogłam wylegiwać się w moim łóżku, czytając książkę.

Zaadoptowana przez mafiozówΌπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα