Rozdział 21

3.3K 145 57
                                    

Katrina

Następnego dnia obudziłam się z wielkim bólem głowy. Dosłownie każdy, najmniejszy dźwięk, przyprawiał mnie o tortury. W buzi miałam tak sucho, że nazwałabym to Saharą, a nie ustami.

- Moja głowa... - jęknęłam, przewracając się na drugi bok.

- Stara, nic nie mów. - odpowiedziała Inez, patrząc na mnie. Westchnęłam głośno, po czym postanowiłam się ruszyć, w końcu nie wiem, co miała na myśli Maya, mówiąc "zadzwonię do nich z samego rana". - gdzie ty idziesz? - pyta, gdy otwieram drzwi łazienki. 

- Muszę się zacząć ogarniać. Nie wiem, o której przyjadą, moi opiekunowie. - sprostowałam. I teraz wyobraźcie sobie moja zdziwienie, gdy ja wchodzę kibla, a w wannie leży Luke. - Ja pierdolę... - wzdycham, po czym podchodzę do chłopaka. - Wstawaj śpiąca królewno. - szturcham go, ale on ani myśli się obudzić. 

- Do kogo tam gadasz? - spytała dziewczyna, a chwilę później staje obok mnie. Parska śmiechem, gdy widzi całą akcję. - Ej... mam pomysł. - spojrzała na mnie, z chytrym uśmieszkiem, a ja to odwzajemniłam. 

Podeszłam do chłopaka bliżej i włączyłam wodę. Krzyk bruneta był głośny, przez co moja głowa zaczęła mocno pulsować, jednak widok Luk'a, który właśnie został obudzony zimnym prysznicem, jest bezcenny.    

- TSUNAMI! - krzyknął, wstając jak poparzony, mimo, że woda była zimna. Dłużej nie wytrzymując, wybuchliśmy niekontrolowanym śmiechem. Gdy chłopak zorientował się, że to nie wielka fala, a jedynie nasz mały psikus, spoważniał. - ha, ha bardzo zabawne. - przewrócił oczami, jednak na jego ustach, zabłądził mały uśmieszek. 

- Żałuj, że nie widziałeś swojej miny. - powiedziała Inez, uspokajając śmiech. Luke nie odpowiedział, tylko wstał, a jego brzuch ( nad którym musiał pracować ) odznaczał się. 

Ja nie mogę, chłop dorobił się mini sześciopaku. 

Nie świadomie zagryzłam wargę.   Chyba zapatrzyłam się za długo, bo brunet parsknął śmiechem. 

- Zrobić ci zdjęcie, na pamiątkę? - spytał, dalej głupkowato uśmiechnięty. 

- Ale żeś tekstem dowalił. No, no, no. To jeden z najbardziej używanych tekstów, jakie zna ludzkość. Dosłownie, tak jest w co drugiej książce. - westchnęła brunetka, przewracając oczami. 

- Naprawdę? 

- Nie, na niby. - odpowiedziałam chłopakowi. 

- Co ty tutaj robisz? - zapytała dziewczyna. 

- To... długa historia. - powiedział, drapiąc się po karku. Obie spojrzałyśmy na niego takim wzrokiem, mówiącym "tłumacz się".  - Eh... no to jak wracaliśmy już do pokoju chłopaków, to Jack wyjebał się na schodach... 

- CO ZROBIŁ!? - krzyknęła Inez. - Nie, nie, ja już do niego idę. Wy sobie gadajcie, czy... coś tam... widzimy się za pół godziny na śniadaniu! - mówiła szybko ubierając na siebie jakieś dresy, a chwilę później jej już nie było. 

- Dokończ.  - powiedziałam machając ręką, aby kontynuował. 

- Jak spadł to zrobił tyle hałasu, że opiekunki przyszły, a raczej zmierzały w tą stronę. Ja spanikowałem i uciekłem krzycząc " AAAAAA POMOCY, TERMINATORY MNIE GONIĄ!"

Teraz to już nie mogłam wytrzymać i kolejny, tego dnia razu, wybuchłam śmiechem. Musiałam podtrzymać się zlewu, bo bym upadła. Śmiałam się tak długo, do puki nie zaczęły boleć mnie policzki, a Luka skończył gapić się na mnie, jak na wariatkę.  

Zaadoptowana przez mafiozówWhere stories live. Discover now