Rozdział 21

455 73 125
                                    


Szefowa wyszła z pracy, zostawiając mnie ze wszystkim na głowie. Zdążyła na szczęście przekazać każdemu zadania, więc chociaż tym nie musiałam się przejmować. Zrobiłam to, co potrafiłam najlepiej. Sporządziłam listę.

Czułam się znacznie pewniej, kiedy postawiłam kropkę pod ostatnim punktem. Teraz musiałam tylko wypełnić je wszystkie w odpowiedniej kolejności. To musiało się udać, a ja wierzyłam, że sobie poradzę.

W takiej sytuacji znalazłam się jeszcze dwukrotnie, bo szefowa miała do wykonania badanie za badaniem. Nie mówiła o co dokładnie chodziło, ale miałam szczerą nadzieję, że nie jest poważnie chora. Nie życzyłam jej źle, a poza tym nie chciałam zostawać kierownikiem na stałe, ani mieć nowego. Nawet jeśli te drobne sukcesy sprawiały, że czułam się bardziej pewna siebie.

Moja dobra passa trwała. Wierzyłam, że za kilka dni odstawię zarówno tabletki, jak i alkohol. Zaczynałam odzyskiwać swoją dobrze znaną równowagę, żyłam według harmonogramu, który dokładnie wcześniej planowałam. Znów odżywiałam się zdrowo, uprawiałam sport i dbałam zarówno o ciało, jak i duszę.

Zorganizowałam wieczór dla siebie. Pokroiłam owoce do miski, zasypałam je otrębami, a żeby dodać chrupkości, doprawiłam je garścią płatów corn flakes, wszystko dokładnie wymieszałam i z taką sałatką usiadłam na kanapie, żeby obejrzeć jakąś komedię o kobietach. Nabiłam kawałek melona na widelec, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Sapnęłam, przewracając oczami. Dlaczego wszechświat nie potrafił zrozumieć, że aby żyć, potrzebuję spokoju?

Chcąc, nie chcąc, wstałam i poszłam otworzyć. Uniosłam brwi, widząc sąsiada z psem.
– Cześć. – Uśmiechnęłam się na przywitanie, starając się ogarnąć mimikę twarzy.

– Możemy na chwilę? – Uniósł smycz, dając do zrozumienia, że ma na myśli też Bastera. – Mam do ciebie sprawę.

Otworzyłam usta, zamierzając zapytać, dlaczego po prostu nie zaproponował, żebym ja przyszła do niego na tę pogawędkę, ale widząc jego strapioną minę, przełknęłam ten pomysł, choć nadal zastanawiałam się, dlaczego nigdy nie wpuścił mnie do siebie.
– Jasne. – Odsunęłam się, żeby mogli przejść.

Ściągnął buty, a następnie poszedł na kanapę, już dobrze znając układ mojego mieszkania. Pies tuż za swoim panem, a ja przysiadłam na drugim końcu.

– Napijesz się czegoś? – zaproponowałam, pozwalając Basterowi się obwąchać, nawet odważyłam się podrapać go między uszami, na co Parker się uśmiechnął.

– Nie, dzięki, ja tylko na moment. Nie wiem, czy za chwilę nie wyrzucisz mnie za drzwi.

– Dlaczego miałabym? – Uniosłam brew, teraz już bezwiednie głaszcząc psa.

– Bo to dziwna prośba.

– Słucham... – Spięłam się, choć starałam się tego po sobie nie pokazać, za to Baster od razu na mnie spojrzał, jakby wyczuł każdą najmniejszą zmianę.

– No... – Odchrząknął. – Czy mógłbym zostawić ci go pod opieką na jedną noc?

– Co? – Zabrałam dłoń, robiąc wielkie oczy.

– Nie będzie sprawiał problemów. Przyniosę ci miski, jedzenie, wszystko, co potrzebne. Wyjdź z nim na dwór ze dwa razy, postaram się jak najszybciej wrócić. Oczywiście cały czas będziemy w kontakcie.

– Wyjeżdżasz gdzieś? – Jeszcze się nie zgodziłam, ale nie potrafiłam tak po prostu odmówić. Mój cholerny brak asertywności.

– Tak, moja... – Znów nerwowo odchrząknął. – Chciałem zostawić go u kumpla, właśnie od niego wracam i niestety... Nie ma go i nie będzie jakiś czas.

Natchnienie (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz