Rozdział 1: Ruiny przeszłości

993 68 56
                                    

Cieszę się, że jesteś tu ze mną! Jeśli nie znasz jeszcze "Chaos", mojego pierwszego opowiadania z Genshina, serdecznie Cię na nie zapraszam, jest już zakończone (Alhaitham & Kaveh), a jeśli znasz lub jesteś sfokusowany na Neuvillette & Wriothesley, to życzę Ci miłej zabawy i udanych wrażeń w "Topieli". Rozdziały będą pojawiać się w każdy poniedziałek.

I na koniec info z serii nikt nie pytał, ale każdy potrzebował: Imię Wriothesley wymawia się mniej więcej "Rizli"/"Rajzli", stąd odmiana jego imienia u mnie będzie wyglądać np. Wriothesley'ego, a nie Wriothesley'a, bo to "Rizliego" a nie "Wriotsleja".

Dziękuję za uwagę, zapraszam do czytania! Wasza AQ! <3

- - -

Cichy stukot wybudził Navię ze snu. Znała ten dźwięk, kojarzył się jej z pogrzebem ojca. Z trudem otworzyła oczy i spojrzała na wiszący na suficie żyrandol.

Gdzie ja jestem? – zastanowiła się ospale i nagle przypomniała sobie, gdzie była, nim zasnęła. Zerwała się gwałtownie do siadu. Okrywający ją płaszcz zsunął się na podłogę. – Czy to frak Monsieur Neuvillette'a?

Sięgnęła po leżące na podłodze ubranie i zatopiła palce w miękkiej, grubej tkaninie. Granatowy płaszcz zrobiony był z najdoskonalszego materiału, jaki kiedykolwiek widziała. Każdy detal uszyto z pedantyczną perfekcją, nawet guziki zrobione były z połówek pereł. Wzruszona, zacisnęła mocniej palce na materiale, a potem rozejrzała się po gabinecie najwyższego sędziego Fontaine.

Neuvillette stał przy oknie i podziwiał sunące po szybie krople deszczu; to ich dźwięk obudził Navię. Okryte rękawiczkami ręce splatał za sobą. Długi, biały warkocz swobodnie opadał na jego proste plecy, a dwa niebieskie pasemka wisiały swobodnie za uszami. Pozbawiony płaszcza, w którym zwykł zawsze chodzić, stał w koszuli z koronkowym żabotem i strojnymi mankietami.

Navia wstała z sofy, ale szelest jej ruchów nie wytrącił z zamyślenia sędziego.

– Przepraszam, nawet nie wiem, kiedy zasnęłam – szepnęła speszona, by zwrócić na siebie jego uwagę. Wyciągnęła na dłoniach granatowy frak. – Dziękuję za ten gest, Monsieur.

Neuvillette ostatni raz spojrzał na pogrążone w ulewie Fontaine, a potem zwrócił się ku niej twarzą. Jego marmurowe oblicze było nietknięte żadną emocją, a jednak Navia w przypływie nagłego impulsu pomyślała, że pod tą maską musiał ukrywać ogromny smutek.

Bez słowa odebrał od niej płaszcz i zawiesił go na oparciu swojego fotela.

– Odpisałem już na list, który mi dostarczyłaś – odezwał się melodyjnym, ciepłym głosem i oboje spojrzeli na leżącą na biurku kopertę.

Navia dostrzegła podpis: "Do Administratora Meropide". Posmutniała, znów pominął imię Wriothesley'ego, jakby samo zapisanie go było niewarte zużytego atramentu. Od czasu "wypadku", Neuvillette próbował za wszelką cenę wymazać istnienie dawnego przyjaciela.

Gabinet został wyremontowany, ale ty wciąż tkwisz pod gruzami przeszłości – pomyślała Navia. – Na dodatek Wriothesley wcale nie trzyma się lepiej.

Szczerze współczuła im obu, ale nie miała ani odwagi, ani mocy, by cokolwiek zmienić w tej sprawie. Skupiła się więc na liście, który przyniosła.

– Jeśli pozwolisz, zaniosę odpowiedź z powrotem do podwodnej fortecy.

– Nie jesteś kurierem, Navio. List może poczekać.

– To nie problem, Monsieur, Clorinde mówiła, że prośba zawarta w korespondencji wiele dla administratora znaczy, jeśli mogę pomóc choć w ten sposób, to z chęcią to zrobię. Poza tym... mam swoje osobiste sprawy w Meropide.

TopielWhere stories live. Discover now