Lady Furina siedziała na sofie w gabinecie najwyższego sędziego Fontaine i zajadała się makaronikami, które sama mu przyniosła w prezencie. Chciała w ten sposób choć trochę poprawić humor Neuvillette'owi. Niepokoiła ją nieustająca od trzech dni mżawka. Sędzia musiał być albo smutny, albo bardzo zamyślony.
Sięgnęła po kolejny makaronik. Najbardziej lubiła te różowe, o smaku truskawek, ale wiedziała, że Neuvillette także je uwielbia, dlatego zostawiła mu dwa ostatnie. Zniecierpliwiona, zajadała nerwy już tylko czekoladowymi. Usłyszała nagle zamieszanie na korytarzu, wytężyła słuch. Wrócił? A jeśli to nie on? Och, była nierozsądna, posyłając Clorinde do Meropide, mogła wybrać kogokolwiek innego. Z drugiej strony, Clorinde była najbardziej skuteczna i jeśli zależało jej na czasie, to nie było lepszej osoby do tego zadania.
Drzwi od gabinetu otworzyły się. Zamarła i zaraz zerwała się z sofy. Neuvillette stanął na progu.
– No w końcu! – zawołała. – Ileż można na ciebie czekać?!
– O co chodzi, Lady Furino? Clorinde przekazała mi tylko informację o liście z pogróżkami.
– To nie pogróżki, tylko groźby! Duże, straszne, obrzydliwe!
Furina rzuciła w stronę sędziego zmiętolony kawałek papieru i usiadła ciężko na sofie, zagryzając kolejnym makaronikiem. Z przyzwyczajenia chwyciła za truskawkowy, zapominając, że miała go zostawić. Potem spojrzała na ten ostatni i zdecydowała, że jego też zje. Pozostawienie jednego było jak dowód, że było ich więcej, a jeśli zje wszystkie, to tak, jakby nigdy ich nie było.
Jestem taka przebiegła – zachichotała pod nosem.
Neuvillette rozprostował pomiętą kartkę i ku swojemu zaskoczeniu zobaczył, że tekst groźby składał się z wyciętych z gazet liter. W każdej innej sytuacji pomyślałby, że to psikus jakiegoś dziecka, ale treść go zmroziła:
"ZA 7 DNI ZABIJĘ ARCHONKĘ I JEJ SMOKA".
– Niesamowite – wyszeptał, oglądając dokładnie kartkę papieru. Nic więcej na niej nie było. Spojrzał na Furnię. – Gdzie koperta?
– Tutaj – wskazała na stolik. – Ale nic na niej nie ma, jest biała, zwykła i bez podpisu. Ktoś ją zmieszał z moimi listami.
Wriothesley umiał nawet na zwykłej, białej kopercie dostrzec jakieś poszlaki, które ostatecznie naprowadzały go do rozwiązania detektywistycznej zagadki – przypomniał sobie Neuvillette i poczuł nagle smutek, że nie mogą razem zasiąść do tej sprawy. Przydałby mu się teraz, ale nie śmiał nawet prosić administratora o pomoc.
– Co z tym zrobisz? Ktoś wie, że jesteś... sam wiesz kim. Myślisz, że to Wriothesley?
– Nie – zaprzeczył kategorycznie Neuvillette. – Nie zrobiłby czegoś takiego.
– Nie? Skąd ta pewność? Przecież rok temu chciał cię zabić.
– To ja doprowadziłem do tego, że mnie zaatakował. Miał prawo być na mnie wściekły, ale nie wyda mojej tajemnicy. Obiecał mi to.
– Dalej go usprawiedliwiasz?
– Wcale nie, staram się ocenić tę sytuację najbardziej obiektywnie, jak tylko się da. Wina leży po obu stronach. Wierzę, że jest człowiekiem honoru, nigdy mnie nie zawiódł pod tym względem.
– Mówisz dokładnie tak, jak wtedy – parsknęła Furina i wzruszyła bezradnie ramionami. – Nie pojmuję waszej relacji, ani tego, że dalej mu ufasz.
– Nie ma żadnej relacji więc i nie ma co tu pojmować, Lady Furino.
– Jasne, nie ma – zakpiła sarkastycznie. – Tylko sobie kropi cały czas.
YOU ARE READING
Topiel
FanfictionWriothesley był grzecznym szczeniakiem, póki nie wydarzył się 'wypadek'. To wtedy niebo rozbłysło gniewem, a lodowa bryła rozsadziła część pałacu Mermonia, burząc nie tylko mury, ale i przyjaźń między dwoma najbardziej wpływowymi ludźmi w kraju. Min...