Zaskoczyliście mnie pod 10 rozdziałem, nie sądziłam, że wywoła on takie emocje! :'D Zgodnie z obietnicą, wpada w poniedziałek kolejny. A w piątek będzie 12. Trzeba powoli kończyć tę zabawę i myśleć o kolejnym shipie! Kusi Zhongli x Childe, ale z uwagi na mą nieskończoną miłość do boga kontraktów, to musi być coś ekstra i wymaga ode mnie pomyślunku, także skipuję. Kolejne dwa pomysły to Diluc x Kaeya i Ayato x Thoma. Jeśli Diluc, to będzie szło bardziej w klimacie Topieli, czyli dwaj samce alfa i nienawiść idąca w uczucie, jeśli Ayato, to bliżej lekkości Chaosu i uroczych perypetii, głównie za sprawą beztroskiego Tomka. Możecie podpowiedzieć, co Was bardziej kręci, a ja i tak zrobię swoje. Ha! xD
- - -
Wriothesley pierwszy raz od trzech dni nie miał w nocy koszmarów. To było podejrzane, że dręczyły go te monotematyczne sny o topieniu się tylko wtedy, gdy za ścianą siedział Neuvillette. Może sędzia wcale nie pisał raportu, tylko odprawiał nad nim jakieś swoje smocze voodoo?
Gdy wychodził rano z gabinetu Cerbera, zawiesił na drzwiach kartkę z napisem: "Zastępuje mnie Roussimoff, do odwołania". Gdy zbliżał się do windy, dostrzegł w oddali Sigewinne, ale choć patrzyła na niego podpuchniętymi oczami, odwrócił głowę w drugą stronę. Miał dość jej wymądrzania się i wielce psychologicznych mów. Po tym jak mu wczoraj przygadała, czuł się jak gówno. Nie miał innego wyjścia, uratował Meropide, a jednak dręczyły go wyrzuty sumienia i to nie przez Louisa. Nie, Wriothesley był pewien, że chłopak sobie poradzi, bardziej przejmował się Neuvillette'em. Deszcz lał całą noc.
Aż tak się zirytował, że mnie nakrył z Louisem? – zastanowił się i choć sytuacja była tragiczna, mimowolnie uśmiechnął się pod nosem. – Zazdrosny jakiś, czy co?
Wjechał na górę nie wierząc, że znów to robi z własnej woli. Tym razem nie przywitało go słońce, a zawieja z lodowatą mżawką. Zaklął brzydko, bo doskonale wiedział, że musiał to jakoś naprawić. Pocieszanie Neuvillette było jednak ostatnią rzeczą, na którą miał pomysł i siłę. Z uczuciem niepewności, czy jeszcze kiedyś wróci jako administrator do Meropide, okrył się szczelniej kurtką i ruszył truchtem przez brukowany most.
Gdy znalazł się w pałacu, kurtkę miał przemoczoną do suchej nitki. Oddał ją lokajowi, który z godnością zaniósł jego wierzchnie odzienie do suszarni i zaoferował ręcznik do otarcia twarzy i włosów.
– Jestem Sedene, witamy w pałacu Mermonia. Co pana tu sprowadza? – przywitała go meluzyna stojąca w budce informacyjnej, tuż koło gabinetu sędziego. Przyjrzała się dokładniej jego sylwetce i twarzy, a potem figlarnie zagryzła końcówkę swojego ołówka i nawinęła na palec pęk brązowych włosów.
Wriothesley podał jej list z pieczęcią Furiny. Zalotne spojrzenie informatorki go nie ruszyło.
– Och, proszę mi wybaczyć, administratorze, Monsieur Neuvillette odwołał dziś wszystkie swoje spotkania i oczekuje pana w swoim gabinecie. Z tego co mi mówił, oczekiwał pana nieco później, ale myślę, że to nie będzie problemem, jeśli wejdzie pan już teraz. – Zatrzepotała jeszcze intensywniej swoimi rzęsami, by zwrócić na siebie uwagę diuka. – Proszę się najpierw wpisać do księgi gości, a potem zapraszam dalej, pierwsze drzwi po prawej.
Wriothesley złożył podpis i ruszył do dobrze znanych sobie drzwi. Stary lokaj stojący na zewnątrz otworzył je przed nim i pozwolił wejść do środka.
Nowy gabinet Neuvillette'a był łudząco podobny do tego starego, który rok temu zrujnował swoim atakiem lodowych kolców. Ściany i posadzka obłożone były wielkimi płytami beżowego marmuru, a na podłodze leżały niebiesko-złote dywany. Miedziany żyrandol, łudząco podobny do tego dawnego, wisiał na kopułowym sklepieniu, a ogromny witraż odnowiono tak, by pasował do dwóch pozostałych. Tylko meble pachniały świeżym, sosnowym drewnem.
YOU ARE READING
Topiel
FanfictionWriothesley był grzecznym szczeniakiem, póki nie wydarzył się 'wypadek'. To wtedy niebo rozbłysło gniewem, a lodowa bryła rozsadziła część pałacu Mermonia, burząc nie tylko mury, ale i przyjaźń między dwoma najbardziej wpływowymi ludźmi w kraju. Min...