Rozdział 3: Rzucona rękawica

479 69 36
                                    

Miało być za tydzień, ale sobie pomyślałam, że zrobię niespodziankę i popchnę fabułę jeszcze troszkę do przodu (w końcu cały czas jest poniedziałek xD). Poza tym nie ukrywam, jak do tej pory to chyba mój ulubiony rozdział: oddaje klimat, w jakim "Topiel" będzie dalej szła.

***

Pierwszy raz poczuł, że rozumie Navię. Wjazd windą do góry przyprawił go o ból głowy i odruchy wymiotne. Nie, Wriothesley nie bał się windy, bardziej tego, co go czekało, gdy z niej wyjdzie.

Sigewinne miała rację, gdyby Neuvillette zaskoczył go i pojawił się w jego gabinecie, straciłby nie tylko dumę, ale i ostatnią cząstkę szacunku do samego siebie. Nie chciał sobie nawet wyobrażać, jak wielkim poczułby się gównem. Dlatego zgodził się wyjść na powierzchnię, musiał działać z wyprzedzeniem.

Problem był jednak taki, że po ochłonięciu i przemyśleniu jeszcze raz swojej strategii, nie był pewien, czy podoła zadaniu. Minął prawie rok, od kiedy ostatni raz rozmawiał z sędzią twarzą w twarz. Korespondencje, jakie wymieniali później w listach, były administracyjnym bełkotem urzędniczych formułek. Wszystkie oczywiście podpisane przez Sigewinne. Wriothesley czuł, że przez ten czas dojrzał i lepiej panował nad emocjami, ale byłby głupcem, gdyby założył, że Neuvillette pozostał w tym czasie taki sam. Już wtedy, z pokojowym nastawieniem, był zabójczo inteligentnym przeciwnikiem. Teraz mógł być już tylko lepszym.

Gdy blaszana kopuła ponownie się otworzyła, Wriothesley zmrużył oczy rażone prawdziwym słońcem. Nie widział go prawie rok. Odczekał chwilę, aż zwężą mu się źrenice, a gdy odzyskał widzenie, ruszył wąskim, długim mostem. Spojrzał na pałac przed sobą. Witraż znów były w całości, a po "wypadku" nie pozostał nawet ślad.

Gdy minął most, poczuł na sobie ciekawskie spojrzenia mieszkańców powierzchni. Był pewien, że każdy z nich wiedział kim jest i co zrobił rok temu. Zapewne całe Fontaine huczało przez długie tygodnie o tym, jak spektakularnie zakończyła się jego ostatnia rozmowa z sędzią. Wriothesley do dziś miał przed oczami kolczastą bryłę lodu, która rozsadziła od środka gabinet sędziego i pół lewego skrzydła pałacu Mermonia. Neuvillette zrobił poważny błąd, broniąc się falą wody przed kimś, kto posiadał Wizję Cryo. Myślał, że jest silniejszy, że to go powali, ale Wriothesley miał w tamtej chwili nie tylko Wizję, ale i serce z lodu. Pierwszy raz poczuł taką złość i ból; był jak rozszalały berserker. Otaczała go krwawa aura, stracił panowanie nad sobą i naprawdę chciał zabić Neuvillette'a.

Tymczasem to Neuvillette prawie zabił jego.

Wzdrygnął się na samo wspomnienie tamtego dnia. Dziś nie życzył mu już śmierci, a tego, by do końca istnienia gnębiły go wyrzuty sumienia, by nienawidził siebie, kiedy patrzy w lustro i by wstydził się, że inni mają go za wzór cnót. Chciał, by Neuvillette zasypiał nazywając się kłamcą i budził z krzykiem nękany koszmarami. Czyż taka kara nie była straszliwsza od samej śmierci?

Wizja cierpień najwyższego sędziego wcale nie poprawiła mu humoru. Wziął głęboki oddech i raz jeszcze przypomniał sobie argumenty, z którymi do niego szedł. Plan był prosty: wymusi nagłe spotkanie przez wzgląd na własną pozycję, wtargnie do gabinetu sędziego i najlepiej jak się da, uargumentuje swoje roszczenie. Będzie konkretny i chłodny, a zaskoczony Neuvillette szybko zgodzi się udostępnić mu kilku swoich urzędników, chcąc się go w ten sposób jak najszybciej pozbyć.

Wóz albo przewóz – pomyślał. – Byle tylko nie dać się wytrącić z równowagi.

Chwycił za klamkę wielkich wrót pałacu i pociągnął, choć trzeba było je pchnąć. Ktoś po drugiej stronie podziałał przeciwną siłą.

TopielWhere stories live. Discover now