Rozdział 12: Kalejdoskop emocji

479 63 57
                                    

Neuvillette wspaniałomyślnie użyczył Wriothesley'emu swój gabinet do pracy. Sam zajął się swoimi sprawami, zagryzając co jakiś czas czekoladowymi makaronikami przyniesionymi wczoraj przez Furinę. Diuk nie miał wyboru, skorzystał z zaproszenia i rozłożył się ze swoimi kopiami dokumentów w najdalszym kącie gabinetu. Praca nad intrygującą sprawą pochłonęła go na tyle, że nawet obecność sędziego wyjątkowo mu nie przeszkadzała.

Pogoda się uspokoiła i choć był koniec lutego, ciepłe słońce grzało im w plecy, przeciskając się przez witraże w kolorze zieleni i błękitu. Wriothesley przeglądał stertę gazet "The Steambird" i próbował rozpoznać, z których numerów gazet wycięto trzy litery do pogróżek. Śledczy w tym czasie inwigilowali listę gości i ich alibi na wczorajszy dzień. Sedene wyznała, że listy bez znaczka nie mają szansy dostać się do pałacu, stąd ktoś musiał podrzucić go do przeselekcjonowanych już wcześniej korespondencji. Ktokolwiek to zrobił, uczynił to wczoraj między ósmą rano, gdy Sedene je przebrała, a jedenastą, gdy zaspana Furina dostała je na swoje biurko.

Pod wieczór zgraja śledczych znalazła wszystkie pozostałe gazety, z których wycięto litery do listu z groźbą. Wśród nich znalazły się: biuletyn teatru, gazetki o modzie z kapeluszami i sukienkami, plakat ze spektaklu marionetek, a także broszura nowej oferty ciast z Cafe Lutece.

– Jaja sobie ze mnie robicie? – mruknął sam do siebie Wriothesley, przeglądając po raz kolejny raport.

Nie, to zdecydowanie nie był nikt ze Snezhnayi. Pomasował sobie skronie, główkując intensywnie. Kto mógł jeszcze wiedzieć, że Neuvillette jest smokiem? Oni i kto jeszcze? Człowiek, a może meluzyna?

Zerwał się z sofy.

– Neuvillette, chyba coś mam! – Ruszył szybkim krokiem w stronę sędziowskiego biurka i zatrzymał się tuż przed nim. – Czy ty masz jakąś więź z meluzynami?

Neuvillette zastygł z czekoladowym makaronikiem między zębami. Przegryzł go zaraz do końca i przełknął szybko kęs. Był to pierwszy raz od roku, gdy Wriothesley odezwał się do niego po imieniu.

– Zdefiniuj "więź"? – szepnął zdumiony.

– Powiązanie, nić przeznaczenia, współodczuwanie.

– Nie.

– Więc one nie mogą magicznie wyczuwać, że jesteś smokiem?

– Raczej nie.

–"Raczej" nie oznacza kategorycznego "nie" – Wriothesley zacytował słowa Sigewinne, które mu ostatnio powiedziała i zaczął krążyć przed biurkiem sędziego, mamrocząc pod nosem swoje nowe teorie. Neuvillette w tym czasie patrzył na niego uważnie, czując się dokładnie tak, jak rok temu, gdy wspólnie nad czymś pracowali. Swoboda diuka w jego gabinecie powracała powoli na dawny poziom. Ucieszyło go to, lecz zaraz zaniepokoił się, pojmując, o co właściwie się go pytał.

– Podejrzewasz którąś z meluzyn?

– Tak tylko przeszło mi to przez myśl. Ktoś o małym palcu rozcierał klej na papierze. Sedene zajmuje się korespondencją...

– Sedene nigdy by tego nie zrobiła, znam ją od trzydziestu lat – wtrącił się Neuvillette. – Ktoś musiał podrzucić jej ten list.

– Może ktoś, przy kim straciła czujność. Ktoś znajomy?

– Nie chciałbym, byś inwigilował jej rodzinę i znajomych bez poważnych zarzutów. Myślę, że to ślepy zaułek.

– Może masz rację, ale nie wykluczałbym tej opcji – Wriothesley zamyślił się, wciąż krążąc. Zatrzymał się nagle. – Mogę mieć prośbę?

TopielWhere stories live. Discover now