Rozdział 2: Dla wyższego dobra

479 67 15
                                    

Wriothesley krążył po gabinecie, co rusz niechętnie zerkając na pozostawiony na biurku list. Dobrą chwilę temu Clorinde rzuciła mu go pod nos, a potem wyszła, trzaskając manifestacyjnie drzwiami. Była obrażona, ale szczerze wierzyła, że załatwiła tę sprawę za niego. Bardziej w błędzie być nie mogła. Wriothesley był spostrzegawczy jak mało kto i nawet, jeśli woda wyparowała chwilę wcześniej, dokładnie widział jej ślady. Drobne, równomiernie rozłożone plamki psuły fakturę nieskalanej bieli papieru. Ktokolwiek niósł tę kopertę, szedł przez chwilę w deszczu.

– "Wodny Smoku, Wodny Smoku, nie płacz" – zanucił pod nosem starą piosenkę i dodał ochrypłym, zmęczonym głosem: – Bo podnosi się ciśnienie.

Usłyszał nagle pukanie.

– Wejść!

Drzwi uchyliły się z trudem i do środka przecisnęła się Sigewinne. Była drobna i niska, nawet jak na Melusine. Uśmiechnęła się pogodnie i zastrzygła swoimi długimi, niebiesko-różowymi uszami.

– Przyszłam na herbatkę. To dobra pora?

– Lepszej nie mogłaś wybrać, zapraszam – zwyczajowo wskazał jej taboret obok swojego fotela, na którym zawsze siadała.

Wspólna herbata była ich rytuałem. Kiedy Wriothesley potrzebował zająć czymś myśli, Sigewinne pojawiała się w progu i oferowała swoje towarzystwo przy filiżance mocnej, czarnej herbaty z Liyue. Wriothesley nigdy nie zastanawiał się, skąd wiedziała, kiedy potrzebuje jej najbardziej, ale wiedziała zawsze i przychodziła w porę.

– Spotkałam po drodze Navię i Clorinde.

– Więc to Navia przyniosła list... Lepiej już znosi podróż windą?

– Nie. Zielenieje, jak tylko ją widzi, a mimo to zjechała do Meropoide, aby choć na moment spotkać się z Clorinde. Clorinde za to dzielnie jej teraz wmawia, że nudności to kwestia złego oddechu w windzie. Doprawdy zabawny widok, nie spodziewałabym się po Mistrzyni Pojedynków takiego zaangażowania w tę relację. Jest spóźniona u Lady Furiny, a mimo to tkwi dalej z Navią, aby ją wesprzeć.

– Po tym poznaje się dobrych przyjaciół. Jak też po tym, że zawsze wiedzą, kiedy jest pora na herbatę.

Zaśmiali się oboje, a Wriothesley poczuł, jak schodzi mu z barków napięcie. Usiadł przy biurku i w ciszy obserwował, jak Sigewinne nalewa do czajnika wodę, a potem wybiera puszkę odpowiednich na dzisiejszą okazję liści. Wyglądała jak małe dziecko, czasem nawet tak się zachowywała, gdy dla psikusa przykleiła mu naklejki "dzielnego pacjenta" do rękawic bokserskich, ale tak naprawdę była dorosłą Melusine i udowodniła to już niejednokrotnie, gdy trzeba było mu rady kogoś dojrzałego i godnego zaufania. Mimowolnie znów spojrzał na kopertę, wziął ją do ręki i obrócił kilka razy w dłoniach, przyglądając się granatowej pieczęci.

– To tylko list – odezwała się Sigewinne, wciąż wpatrzona w rząd kolorowych puszek. – Nie wyskoczy ze środka Monsieur Neuvillette.

– Nie miałby odwagi nawet tutaj zejść. "Do Administratora Meropide" – przeczytał podpis na kopercie i skrzywił się na widok pięknego, pochyłego pisma.

Wiedział, co będzie w środku. Nie spodziewał się niczego innego, jak odmowy, a jednak pewność Clorinde dała mu iskierkę nadziei. Złamał woskową pieczęć i wolno wysunął śnieżnobiałą kartkę zapisaną krętym pismem.

Sigewinne wybrała puszkę. Czarna herbata nasączona esencjonalnym olejkiem bergamotki wylądowała we wrzątku. Przyjemny zapach cytrusów wypełnił gabinet Cerbera. Uważając, aby się nie oparzyć, podeszła do biurka i położyła czajniczek na blacie. Wskoczyła na taboret i wlepiła swoje czerwone ślepia w zmęczoną twarz przyjaciela. Po zapoznaniu się z treścią dokumentu, Wriothesley z kamienną maską włożył list z powrotem do koperty i rozlał im herbaty do filiżanek.

– Co odpisał?

– To co zawsze.

– Odmówił, naprawdę?! Wiele zrozumiem, ale tego nie. Co sędziemu przeszkadza, że chcesz pozwolić swoim ludziom wziąć ślub w więzieniu? To piękny cel.

– Uzasadnił, że nie pozwoli ryzykować życie i zdrowie żadnego ze swoich urzędników. Pomimo zapewnień, że osobiście chroniłbym takiego człowieka i eskortował go aż do wyjścia z więzienia. Załączył uzasadnienie: "przez wzgląd na nieprzewidywalny i wybuchowy charakter Administratora fortecy Meropide, jestem zmuszony odmówić".

– Chyba chwilę przed sklejeniem tych bredni, przesadził z muffinkami z adwokatem! – fuknęła zdenerwowana Sigewinne. – Wplątywanie osobistych waśni do pracy jest bardzo nieprofesjonalne. Na twoim miejscu poszłabym do niego osobiście i mu to wytłumaczyła.

– Nie żartuj tak nawet.

– Nie żartuję, rok już nie wytknąłeś nosa poza Meropide, przyda ci się trochę słońca.

– Nie przemawia do mnie ten argument.

– Nie bądź jak on, pokaż, że dobro twoich ludzi jest ważniejsze, niż osobista uraza.

Wriothesley skrzywił się i upił łyk gorącej herbaty. Poparzył się, ale za bardzo przywykł do bólu, by cokolwiek po sobie pokazać. W głowie mu się tylko kręciło od gonitwy myśli. Obiecał sobie, że już nigdy nie spotka się z tym draniem, a teraz miał do niego iść? Tak po prostu? Z drugiej strony, czy chowanie się jak szczur w norze nie było oznaką tchórzostwa? Może Melusine miała rację, musiał zachować zimną krew i pokazać temu kłamcy, że jest mu na tyle obojętny, że może z nim stanąć w cztery oczy i rozmawiać o interesach?

Sigewinne, jakby czytając mu w myślach, dodała:

– Jakbyś się czuł, gdyby pewnego dnia to Neuvillette zszedł do fortecy i stanął przed tobą w jakiejś ważnej sprawie? Gdyby po prostu to zrobił, jak dawniej, a nie wysługiwał się innymi, jak czyni teraz?

– Czułbym... Hmm... – zawahał się.

Czułby gniew, wstręt i złość, ale też upokorzenie. Gdyby tak się stało, Neuvillette dałby jasny dowód, że Wriothesley nie wart był nawet tego, by się na niego gniewać. Że też wcześniej o tym nie pomyślał w ten sposób! Obaj zabarykadowali się w swoich fortecach, nie chcąc widzieć tego drugiego do końca życia, ale jeśli choć jeden z nich złamałby niemą umowę, to automatycznie okazałby się wygranym. Wystarczyło tylko pozbyć się urazy i być ponad to, co ich poróżniło.

– Pójdę – zawyrokował. – Masz rację. Dla dobra moich ludzi.

– Wspaniale! Idź i powiedz temu niepostępowemu sędziemu, że każdy zasługuje na miłość! Dobry czy winny, stary czy młody, człowiek czy nie!

Wriothesley nie był tego taki pewien, ale nie podzielił się z Sigewinne swoimi wątpliwościami.

TopielWhere stories live. Discover now