Tym razem, gdy zbudził go koszmar o śmierci w bezkresnej topieli, nie próbował nawet ponownie zasnąć. Od razu wstał, ubrał się i w środku nocy wyszedł na trening. Ring był pusty. Zapalił lampy, a te zamigotały, jakby ze zdziwienia. Kukły z dorysowanymi markerem oczami także patrzyły na niego nie rozumiejąc, po co tutaj przyszedł o tej porze.
Wriothesley zrzucił koszulę i chwycił za skakankę. Po rozgrzewce, gdy poczuł mokry kark, zawiązał na rękach bandaże i zaatakował swój pierwszy cel. Kukła z zezowatymi oczami zatrzeszczała żałośnie, gdy zbombardował ją falą ciosów.
Nie minęła godzina, gdy usłyszał echo eleganckich obcasów obitych metalowymi wzmocnieniami.
– Spytałbym się, czy nie możesz spać, ale zapomniałem, że ty nie śpisz – zawołał, nie przerywając treningu.
Neuvillette zbliżył się do barierek ringu.
– Ty za to powinieneś spać, a tego nie robisz. To przeze mnie?
– Pff – parsknął Wriothesley i chwycił kukłę. Ustabilizował jej pozycję, otarł pot z czoła i spojrzał na sędziego podejrzliwie. – Nie schlebiaj sobie, czego chcesz?
– Wyglądasz na... zmartwionego. Dręczy cię coś?
– Może.
– Jeśli mogę pomóc...
– Pytasz tylko z grzeczności?
– Nie, chcę porozmawiać.
Wriothesley poprawił lecące na oczy włosy i oparł się łokciem na kukle. Wahał się, ale ostatecznie zaryzykował. Nic nie tracił na rozmowie z Neuvillette'em.
– Powiedz mi, ale tak szczerze, postaraj się choć raz nie kłamać mi prosto w oczy, po co tutaj zszedłeś? Taki raport mógł sporządzić ktokolwiek, choćby Clorinde czy Navia, czemu więc zjawiłeś się ty? Mało masz zajęć na górze? To jakaś twoja zemsta?
– Byłem ciekawy.
– Czego?
– Jak bardzo zmieniłeś to miejsce. Chciałem to zobaczyć na własne oczy.
– Czemu?
– Nie wiem.
– Mówiłem ci już, bez kłamstw.
– To prawda – uniósł lekko głos Neuvillette. – Nie wiem czemu nie wyręczyłem się kimś innym. Chyba chciałem... – zawahał się i dodał szeptem: – Pokazać ci, że mam jaja.
Wriothesley zastygł i nagle parsknął niekontrolowanym śmiechem, na moment zapominając, naprzeciw kogo stał. Śmiał się jak rzadko, szczerze i bez opanowania. Otworzył oczy, spojrzał na śmiertelnie poważnego sędziego i znów wybuchnął salwą śmiechu.
– Chciałem posłużyć się twoim językiem, ale teraz myślę, że to było niestosowne, przepraszam za wyrażenie – sprostował zakłopotany Neuvillette.
– A to dobre, nie pamiętam, kiedy tak się uśmiałem! – Wriothesley otarł łezkę, gdy już ochłonął. – Niech będzie, nie chcesz mówić prawdy, to nie mów. Przynajmniej mnie nieźle rozbawiłeś. Rany, aż mnie brzuch rozbolał.
Kiedy to była prawda – pomyślał Neuvillette, ale wolał nie brnąc dalej w ten temat. Ośmieszył się, ale szczery śmiech diuka był miłą odmianą od jego wiecznie chłodnego oblicza. Rzadko go takiego widział, tym bardziej docenił chwilę. Uśmiechnął się bezwiednie. Z pewnością zapamięta to wspomnienie przez bardzo długi czas, a może i na zawsze.
– A jaki jest prawdziwy powód tego, że tu przyszedłeś? –zapytał Wriothesley, podejrzliwie podchodząc do zaskakującego, lekkiego uśmiechu sędziego.
YOU ARE READING
Topiel
FanfictionWriothesley był grzecznym szczeniakiem, póki nie wydarzył się 'wypadek'. To wtedy niebo rozbłysło gniewem, a lodowa bryła rozsadziła część pałacu Mermonia, burząc nie tylko mury, ale i przyjaźń między dwoma najbardziej wpływowymi ludźmi w kraju. Min...